Z dotychczasowych informacji wynika, że Kaczkan i Hajzer odpadli od ściany Gaszerbruma I (8068 m.n.p.m). Kaczkan poobijany, ale cały wrócił do bazy, gdzie zajęli nim rosyjscy himalaiści.
Krzysztof Wielicki, który jest w kontakcie z bazą pod Gaszerbrumem, przekazał słowa Marcina Kaczkana.
- Opiekujący się Kaczkanem himalaiści przekazali mi słowa Marcina. Kaczkan powiedział im, że Artur nie żyje. Nie jest to informacja potwierdzona, a ja z Marcinem nie rozmawiałem bezpośrednio - powiedział Wielicki.
Wielicki zwraca uwagę, że sam nie rozmawiał z Marcinem. A informacja nie pochodzi bezpośrednio od Rosjan, ale przebywających w bazie Niemców, którzy z Rosjanami rozmawiali przez telefon satelitarny.
Kaczkan schodzi
Sekretarz Polskiego Związku Alpinizmu Marek Wierzbowski dla brytan.pl
"Bezpośredni kontakt z Kaczkanem będzie możliwy dopiero jutro. Marcin schodzi z obozu drugiego z członkami wyprawy rosyjskiej. Dzisiaj prawdopodobnie dotrą tylko do obozu pierwszego, a jutro zaczną schodzić do bazy. Dopiero tam będzie możliwe bezpośrednie połączenie".
Wielicki dla TVN 24.pl: Kaczkan przekazał, że Hajzer nie żyje >>
Do wypadku doszło w okolicy drugiego obozu pod Gaszebrumem I.
- Koledzy próbowali atakować szczyt, ale zawrócili. Był bardzo mocny wiatr podczas zejścia. Myślę, że Rosjanie, którzy doszli do drugiego obozu, w ciągu kilku godzin wyjaśnią sytuację, gdzie kto jest - dodał Wielicki.
O sprawie wypowiedziała się też himalaista Anna Czerwińska.
- Słyszałam, że Marcin się potknął, upadł, ale nie było potwierdzenia, że to coś groźnego. Musimy z dystansem podchodzić do wszystkich spekulacji, mamy za mało danych, żeby powiedzieć coś pewnego - powiedziała himalaistka.
Dwa ośmiotysięczniki w jednym sezonie
Polacy próbowali zdobyć dwa pakistańskie ośmiotysięczniki Gaszerbrum I i Gaszerbrum II w jednym sezonie i przygotować się do ewentualnych wypraw zimowych.
Na stronie Polskiego Związku Alpinizmu widnieje ostatni wpis Polaków z 30 czerwca:
"Rano nie chciało nam się kiwnąć palcem, więc cały dzień spędziliśmy w namiocie, ale i pogoda nie nadawała się na zejście - zadymka. 29go nie było lepiej ale słabiej wiało, no i należało schodzić. Najgorszy był brak widoczności. Było bardzo trudno znaleźć drogę z góry w dół, najpierw przez icefall poniżej przełęczy, potem przez lodowiec Gaszerbrum i przez kolejny icefall (razem 16,5 km lodowcowego terenu). Kluczenie i błądzenie były najgorsze, choć trochę pomagał GPS, zapadanie się w śnieżnej brei i wpadanie do szczelin spowalniały nas jednak bardzo.
Nie chcieliśmy postojować grzecznościowo w cudzych namiotach, czy to w c1 czy w abc, parliśmy więc do oporu totalnego. Nastąpił on już niedaleko od bazy, ale nastąpił: Hajzer wpadł do stawiku do połowy ud i nabrał wody, zapadał zmrok, po raz kolejny nie wiedzieliśmy, gdzie dalsza droga i trzeba było kluczyć. Choć przetarło się i widzieliśmy światła bazy, to zawisło nad nami widmo biwaku Poprosiliśmy więc o pomoc. Thomas Laemmle i 3 Pakistańczyków wyszło nam na przeciw, przetarli i wskazali drogę. A jak bardzo smakowała gorąca herbata!! Dzięki temu o 22 byliśmy już w bazie - dzięki Thomas!
Dzięki Amical!!
Nasz proces aklimatyzacji uważamy za zakończony. Wypatrujemy teraz dobrej prognozy, by zaatakować szczyt Gaszerbrum I.
Pozdrawiamy
Artur i Marcin"