Po bijatyce na Evereście. Wersja Moro i Stecka kontra łzy Szerpów

- Po starciu zachodnich wspinaczy z Szerpami przywódcy tragarzy przyszli do mnie. Płakali. Nigdy nie widziałem, żeby Szerpowie płakali, nawet na pogrzebie. Przepraszali za to, co Steckowi i Moro zrobili młodzi. Pogodzili się z nimi, a póżniej zachodni wspinacze nie dotrzymali słowa - mówi himalaista Russell Brice, blisko związany ze społecznością Szerpów.

Od konfliktu na Mount Evereście minęły już prawie dwa miesiące. Z relacji himalaistów Simone Moro i Ueliego Stecka oraz towarzyszącego im fotografa Jona Griffitha wynika, że zostali zaatakowani przez blisko setkę Szerpów, którzy grozili im śmiercią. Środowisko wspinaczkowe przyjęło ich wersję i potępiło atak. Do tej pory nikt z Szerpów nie wypowiedział się na temat zajścia. Jako pierwszy głos zabrał Russell Brice, który rozmawiał z dziennikarzem serwisu BMC Edem Douglasem. Brice to himalaista od wielu lat prowadzący w Nepalu swoją agencję, w której zatrudnia 30 Szerpów. Dwóch z nich uczestniczyło w wydarzeniach z 27 kwietnia. Najpierw przypomnijmy jednak wersję zachodnich wspinaczy.

Blisko linczu

Z zapisów na blogu Simone Moro wynika, że on, Ueli Steck i Jon Griffith w sobotę 27 kwietnia o 8 rano wyszli z obozu 2 i chcieli dojść do namiotu rozstawionego na wysokości 7200 m. Dotarcie do niego było częścią procesu aklimatyzycyjnego. Cała trójka uczestniczyła w odważnej ekspedycji, która zakładała wejście na szczyt Everestu nową drogą bez dodatkowego tlenu. W czasie, kiedy wspinali się do obozu III grupa Szerpów poręczowała zbocze. Żeby im nie przeszkadzać, wspinacze wybrali drogę oddaloną 50 metrów od pracujących Nepalczyków. Kiedy byli na wysokości namiotu, rozpoczęli trawers w jego kierunku. I wtedy zaczęły się problemy.

Moro: Kiedy Ueli trawersował w stronę namiotu z góry zjechał na niego Szerpa. Ueli nie był przywiązany, więc wyciągnął ręce do góry, by przyjąć ciężar mężczyzny i nie spaść. Szerpa zaczął krzyczeć, że to dotknięcie, utrzymanie równowagi, było uderzeniem, że Ueli go uderzył, a trawersując, zepchnął w dół lód i ranił innego Szerpę.

Z dalszej opowieści Moro wynika, że Steck chciał załagodzić sytuację i zaoferował swoją pomoc w poręczowaniu, ale to nie pomogło. Szerpa miał grozić Szwajcarowi czekanem. Po chwili dotarł do nich Moro i zaczął wyzywać Szerpę. Później Szerpowie wrócili do obozu II. Kiedy trzech zachodnich wspinaczy zeszło po aklimatyzacji czekało już nich 100 Szerpów.

- Byli agresywni. Nie tylko nas pobili, ale również rzucali w nas kamieniami. Nieliczna grupka wspinaczy z Zachodu, którzy tam przebywali, stanęła między nami a nimi. Byli buforem. Tylko im zawdzięczamy życie. Usłyszeliśmy, że tej nocy jeden z nas zginie. Po godzinie tłum trochę się uspokoił. Powiedzieli nam, że mamy godzinę na opuszczenie tego miejsca. Inaczej wszyscy zginiemy - opowiadał Moro.

John Griffith napisał później na facebooku, że konflikt nie był efektem pojedynczego działania, tylko wynikiem rosnącego przez wiele lat napięcia pomiędzy wspinaczami z Zachodu a Nepalczykami, którzy nie chcą tutaj niezależnej działalności górskiej.

Środowisko wspinaczkowe potępiło zachowanie Szerpów, a Moro i Steck udzielali wywiadów, w których opisywali przebieg zajścia na Evereście.

- To, co się nam przydarzyło, to nie koniec. W przyszłości komercyjne ekspedycje będą mieć kłopoty, może nawet następnym razem ktoś zginie. Czuć napięcie. Wspinanie na Evereście to dziś ogromny biznes, ogromne pieniądze, a Szerpowie nie są głupi. Wiedzą o tym i chcą przejąć nad nim kontrolę i wykopać stamtąd ludzi z Zachodu - powiedział Ueli Steck.

Łzy Szerpów

Szerpowie do tej pory milczeli. Teraz część ich wersji przebiegu wydarzeń przedstawił Russell Brice, właściciel agencji Himalayan Experience. Sam 18 razy stał na szczycie najwyższej góry świata. W Himalaje pierwszy raz pojechał w 1974 roku. W Khumbu pracował dla Sir Edmunda Hillary'ego, pierwszego zdobywcy Mount Everestu, który na emeryturze zaangażował się w działalność charytatywną. W biednych wioskach budował szpitale i szkoły. Związek Brice'a z Szerpami jest niezwykle silny. Rok temu na ich prośbę zawrócił ekspedycję. Szerpowie mieli przeczucia, że w tych dniach góra była niezwykle niebezpieczna. Na co dzień zatrudnia ok. 30 Nepalczyków.

Kiedy Steck i Moro kłócili się z Szerpami, Brice był w bazie, ale dwóch jego pracowników poręczowało liny.

- Wrócili do obozu. Byli wściekli. Wzięli wolne następnego dnia, ale później wrócili do pracy. Jakiś czas po wydarzeniach z Everestu sirdarzy [przywódcy Szerpów - przyp. red.] przyszli do mnie i przeprosili za to, co zrobili młodzi. Mieli łzy w oczach. Nigdy nie widziałem, żeby Szerpowie płakali, nawet na pogrzebie. Kiedy Szerpa przeprasza w taki sposób, to łzy pochodzą prosto z serca i duszy. To, co zastanawia Szerpów, to fakt, że wspinacze z Zachodu postanowili przedstawić tę sytuację mediom. Ustalono, że nie będzie rozmów, o tym, co się stało. Szerpowie nie mają facebooka czy twittera. Nie mogą się bronić. Chcą tylko wrócić do pracy. Moro i Steck na koniec uścisnęli im ręce. Uwielbiam Ueliego. Jest świetnym kolegą, tak samo jak Simone. Ale popełnili wielki błąd. Najpierw, kiedy Simone nazwał jednego z Szerpów skur..., a później nie dotrzymując umowy, czyli milczenia - mówi Brice.

Sami wspinacze opowiadali później, że porozumienie było jedynie symboliczne. Miało im uratować życie.

Szerpa Szerpie nierówny

Kolejnym, jeszcze większym problem niż starcie z Zachodnimi profesjonalnymi wspinaczami, stają się dysproporcje w zarobkach Szerpów. Dla przykładu ci pracujący dla Russella Brice'a zarabiają w ciągu kilku letnich miesięcy nawet 6 000 dolarów, czyli sześć razy więcej, niż przeciętny mieszkaniec Nepalu w ciągu roku. Na miejscu powstało jednak wiele agencji, które zatrudniają młodych i niedoświadczonych tragarzy. Ci Szerpowie często za sezon zarabiają 800 dolarów. Brice obawia się, że niedługo może dojść do jakiegoś tragicznego wypadku, nie mówiąc już o tym, że Everest zamienia się w wielki śmietnik, bo im mniej Szerpów w grupie turystów, tym więcej pieniędzy do podziału. Im mniej Szerpów w grupie, tym mniej rąk do zbierania śmieci po turystach.

Dla Brice jest jednak jasne, że zarówno jedni jak i drudzy nie są wrogo nastawieni do zachodnich wspinaczy. Potrzebują ich, żeby biznes kręcił się dalej w najlepsze.

Dominik Szczepański

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.