Mogłoby się wydawać, że mróz popsuje to wydarzenie, jednak nawet najniższe temperatury nie były w stanie zniechęcić publiczności do tego, by żywo kibicować najlepszym na świecie riderom. Tysiące ludzi przyjechały na słynny stadion w ośnieżonym Innsbrucku po to, by podziwiać umiejętności najlepszych snowboardzistów na świecie. A było na co popatrzeć...
Billabong Air&Style to jedne z największych zawodów snowboardowych na świecie. Co roku zjawiają się na niej największe gwiazdy, które nie mają sobie równych jeśli chodzi o wyczyny na desce.
- Być tutaj i zobaczyć to wszystko na żywo, to największe marzenie każdego, kto jeździ na snowboardzie. Pamiętam, że już lata temu czekało się na relacje z zawodów - powiedział nam tuż po imprezie Kuba Dytkowski, który po latach spełnił swoje marzenie i nie tylko zobaczył zmagania zawodowców na stadionie Bergisel, ale przede wszystkim sam wziął udział w Burn Fire&Steel Contest, który miał miejsce na Maria Theresien Strasse w Innsbrucku w wieczór poprzedzający Air&Style.
- Usłyszałem, że Burn organizuje konkurs. Trzeba było wysłać filmik ze swoimi najlepszymi trikami. Miałem kilka nagrań z zeszłego roku, więc postanowiłem spróbować. Okazało się, że zostałem zauważony - mówi skromnie Kuba, któremu udało się pokonać innych snowboardzistów startujących w konkursie. Dwa tygodnie później już był w Innsbrucku, gdzie zajął czwarte miejsce.
Burn ogłosił konkurs, gdzie młodzi snowboardziści mogli wrzucić swoje wideo i zaprezentować, co potrafią zrobić na desce. Tak zwana "dzika karta" czekała również na jednego zawodnika z Polski.
Co musiało się znaleźć na filmie? Przynajmniej 3 triki na railach lub boxach. Oceniali specjaliści: Michał Ligocki, Wojtek Pająk i Tomek Wolak z polskiego teamu snowboardowego Burn.
Było o co walczyć, bo na zwycięzcę czekała nie tylko możliwość startu w Burn Fire&Steel, ale także pakiet wyjazdowy i wejściówka na finał Air&Style.
- To było niesamowite przeżycie. Niestety, dzięki taki wyjazdom, można sobie uświadomić, jak duża jest różnica między naszymi snowboardzistami i tymi z całego świata - dodaje Kuba.
Kuba cieszy się, że udało mu się zająć czwarte miejsce, ale myśli na temat tego, co mógł zrobić inaczej od razu zaczęły zaprzątać mu głowę.
- Wszystko działo się szybko i nie było czasu, by zastanowić się nad tym, jakie triki zrobić. Gdybym mógł wystartować jeszcze raz, inaczej bym to rozegrał, ale teraz staram się myśleć o tym, co pokażę za tydzień w Szczyrku.
Kubę będzie można zobaczyć już za tydzień podczas BURNin SNOW w Szczyrku - największego wydarzenia tej zimy, które podobnie jak Air&Style łączy muzykę i sport na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów na temat tego wydarzenia znajdziecie dalej. Teraz pora na krótkie sprawozdanie z sobotniej imprezy...
Myślicie, że tylko w Polsce było tak zimno, że nikt nie chciał wyjść z domu? W Innsbrucku temperatura była zaledwie o kilka stopni wyższa, a stanie w miejscu przez kilka godzin nie brzmiało zachęcająco. Każdy założył na siebie kilka tyle swetrów, ile udało się wepchnąć pod kurtkę i wyruszyliśmy podziwiać najlepszych snowboardzistów na świecie...
Stadion przy słynnej skoczni Bergisel w Innsbrucku publiczność wypełniła już w okolicach 17.00. Zastanawialiśmy się, jak długo wytrzymają, w końcu na finał i uroczyste wręczenie nagród czekać trzeba było do 21.00, a w taki realne wykonanie takiego zadania aż trudno uwierzyć przy tak niskich temperaturach. Jednak z godziny na godzinę ludzi przybywało i wszystkim udało się wytrwać do późnych godzin wieczornych.
Prowadzący świetnie radzili sobie z ciężkimi warunkami atmosferycznymi. Dodatkowo publiczność rozgrzewały dwa zespoły: Sido i Beatsteaks - trudno sobie wyobrazić lepsze połączenie sportu i dobrej muzyki niż Air&Style.
13 000 żywiołowych kibiców dopingowało 20 zawodników rywalizujących w konkurencji Big Air po raz pierwszy połączonej z sekcją z poręczami - Burn Jib. Pierścień chwały zdobył Peetu Piiroinen z Finlandii, a Belg Sepper Smith otrzymał tytuł TTR Big Air Champion 2012.
Skocznia Bergisel robi wrażenie. Żeby pokazać, co się potrafi, trzeba mieć nie tylko umiejętności, ale także odwagę...
- Podczas zawodów nie myślę o rywalizacji. Skupiam się na trikach, które chcę wykonać, technice ale też myślę o bezpieczeństwie. Trzeba pamiętać o tym, żeby z głową do tego podchodzić, wtedy jest mniejsze ryzyko, że coś może Ci się stać - powiedział nam zwycięzca tegorocznego Air&Style - Peetu Piiroinen.
20 zawodników zmierzyło się w systemie head-to-head, czyli jeden na jednego. W każdej rundzie oddawali po trzy skoki, które były oceniane przez sędziów. Co brano pod uwagę? Każdy skok oceniano pod kątem trudności technicznej, stylu, długości i wysokości lotu oraz poprawności lądowania, a z tym ostatnim było najtrudniej...
W Superfinale wystąpili:
Sebastien Toutant - Kanada
Seppe Smits - Belgia
Niklas Mattsson - Szwecja
Peetu Piiroinen - Finlandia
Na zwycięzcę czekał słynny Pierścień Chwały i 19 tys. euro w gotówce.
W tym roku pojawiła się pewna nowość: do tradycyjnej skoczni (Big Air) organizatorzy dodali także Burn Jib Section, czyli sekcję z poręczami. By przejść do kolejnej rundy, zawodnicy musieli wykazać się większą, niż przez ostatnie lata wszechstronnością.
Warto dodać, iż była to już 18 edycja Air&Style. Pierwsza odbyła się w 1994 roku.
W ekscytującym finale zwyciężył Peetu Piiroinen (Finlandia), drugie miejsce zajął Sepper Smith (Belgia), a trzecie Niklas Mattsson (Szwecja).
Peetu Piiroinen zapewnił sobie Pierścień Chwały dzięki dobrze dobrze wykonanym trikom Backside 1260 mute.
Ale nie tylko o zwycięzcach warto wspomnieć. W zawodach wzięło udział sporo gwiazd, które mają na swoim koncie mnóstwo nagród.
24-letni Werner "Werni" Stock z Austrii (na zdjęciu) to ulubieniec publiczności. Trudno było o żywszą reakcję, gdy riderzy pojawiali się na skoczni. Niedawno wrócił do treningów, po ciężkiej operacji kolana, więc tak ciepłe owacje były potrzebne.
Werni ma swoim koncie min.: 3. miejsce w Air&Style z zeszłego roku w Innsbrucku oraz 2. miejsce z Big Air Stuttgart 2011.
Publiczność żywo wspierała zawodników przez cały czas trwania zawodów. A nie było to łatwe zadanie zważając na czas, jaki trzeba było spędzić na zewnątrz. Na stadionie przy skoczni Bergisel nie dało się jednak odczuć mrozu. Atmosfera była naprawdę gorąca. I ten stan utrzymywał się przez wiele godzin.
Impreza zaczęła się jeszcze przed 17.00. Półfinał, który pozwolił przyjrzeć się umiejętnościom i stylowi zawodników, rozpoczął się mniej więcej o 19.30, a na finał przyszła pora godzinę później.
Tych, którzy chcieliby poczuć choć namiastkę tej atmosfery, zapraszamy w najbliższy weekend do Szczyrku.
Już 10 i 11 lutego najlepsi snowboardziści i narciarze w Polsce będą rywalizowali na stoku Skrzyczne na specjalnie zbudowanej skoczni. Atmosferę podkręcą KAMP!, Future Folk, Uffie i Hot Chip.