Kinga Baranowska na Lhotse: himalaistka regeneruje siły przed atakiem szczytowym

Przed kilkoma dniami Kinga Baranowska osiągnęła obóz III na wysokości 7200 metrów. Po dwóch nocach w "trójce" himalaistka skierowała się do Dingboche na wysokości 4400 metrów, gdzie razem z Pawłem Michalskim regeneruje siły przed atakiem szczytowym.
Widok na Lhotse Widok na Lhotse Fot.: Mountainsoftravelphotos.com

Dingboche

Zdecydowaliśmy się zejść niżej, by trochę odpocząć. Jesteśmy na wysokości 4400 metrów w Dingboche i tu regenerujemy siły. Najważniejsze, że tu trochę mniej wieje i ciągle nie musimy wdychać mroźnego powietrza (w nocy w bazie jest ciągle poniżej 15 stopni C), a także że możemy się trochę wyspać i dobrze zjeść. Tak więc wykorzystujemy złą pogodę u góry i regenerujemy siły przed potencjalnym atakiem szczytowym.

Ralf Dujmovic, David Morton, Valerij Babanow, Kinga Baranowska, Simone Moro Ralf Dujmovic, David Morton, Valerij Babanow, Kinga Baranowska, Simone Moro Fot.: KingaBaranowska.com

Meetingi "na szczycie" w bazie

Spotkanie liderów u jednej z ekip, w sprawie dalszej pracy powyżej. Odwiedza nas też Valerij Babanow, który oprowadza swą grupę po Himalajach. Spotkanie liderów niezwykle ciekawe. Ciekawe dlatego, gdyż pod żadną inną górą coś takiego się nie odbywa, a jeśli już, to mniej oficjalne, a bardziej przyjacielskie. Nie mniej jednak, tu jest dużo ludzi, więc trzeba pewnie taki porządek wprowadzić. Spotkałam kilku przyjaciół z poprzednich wypraw.

Po drugiej nocy nie mieliśmy już tak wyraźnych min... Po drugiej nocy nie mieliśmy już tak wyraźnych min... Fot.: KingaBaranowska.com

Dwa dni i dwie noce w trójce

Jesteśmy po dwóch nocach spędzonych na wysokości 7200 m. U góry nieprzerwanie wieje jetstream (słychać huk non stop), zaś namiotem, średnio z częstotliwością co dwie minuty, targa potworny wiatr. I w dzień i w nocy. Te dwie noce nie należały do mega komfortowych, no ale cóż, prawa gór. Jak wiadomo, to one dyktują warunki. Mimo to, uznaliśmy to wyjście za bardzo udane...

Start w ścianę Lhotse Start w ścianę Lhotse Fot.: KingaBaranowska.com

Obóz III, 7200 metrów

To wyjście nie należało do najprzyjemniejszych. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak strasznie wiało. Ściana Lhotse okazuje się tak bardzo wylodzona, że w te kilkaset metrów trzeba włożyć maximum wysiłku, by zrobić kolejny krok. Ponadto, z góry leci cała kawalkada kamieni i jest trochę jak w rosyjskiej ruletce, trzeba się uchylać, by czymś nie oberwać. Nie podobało mi się to. Faktem jest, że i tak pokonaliśmy to o połowę szybciej, niż większość podchodzących, ale i tak trzeba było bardzo uważać.

Dwójka. W zaprzyjaźnionym namiocie Dwójka. W zaprzyjaźnionym namiocie Fot.: KingaBaranowska.com

Wyjście ponownie do góry

Start do góry, do obozu II. Oczywiście jak zwykle jakiś niepokój mnie ogarnia, obawiam się czy wstanę na czas, więc śpię jak zając. Postanawiamy wyjść z Pawłem o przyzwoitej godzinie, co później okaże się zbawienne. O godzinie 10 rano jesteśmy w obozie II, gdy "za nami", w okolicach obozu I, spada ogromna lawina i rani trzy osoby, jedną wtłacza do szczeliny i organizowana jest akcja ratunkowa, wraz z helikopterem.

Spojrzeliśmy tylko z Pawłem po sobie, że jednak popłaca się wychodzić wcześnie. Gdybyśmy wystartowali później, różnie mogłoby się to dla nas skończyć. Resztę dnia zamierzamy odpoczywać i przygotowywać się do jutrzejszego wyjścia do trójki.

Copyright © Agora SA