Wepnij narty po raz pierwszy! Nauka z instruktorem czy bez?

Każdy wiek jest dobry, by zacząć naukę jazdy na nartach. Powstaje jednak pytanie - uczyć się samemu, z kolegą "który umie", indywidualnie z instruktorem czy w grupie na wyjeździe narciarskim? Przedstawiamy plusy i minusy każdego z tych rozwiązań. Decyzję pozostawiamy Wam.

Narciarstwo przez lata było swego rodzaju sportem dziedziczonym. Jeździli ci, których uczyli rodzice. Następnie wciągali w to swoje dzieci i wszystko kręciło się w dość zamkniętym kręgu. W ostatnich latach coraz więcej dorosłych osób zaczyna naukę. W związku z tym, powstaje coraz więcej programów wyjazdów i szkoleń przeznaczonych specjalnie dla dorosłych.

Mogę to zrobić sam!

Teoretycznie to nic trudnego. Idziemy do wypożyczalni, albo bierzemy sprzęt "od szwagra", zapinamy wszystko tak, że wygląda ok i próbujemy zjeżdżać z płaskich stoków. W zasadzie coś może się udać, choć zbyt wiele pewnie nie wskóramy. Pułapek i potencjalnych problemów czyha wiele. Najpoważniejsza z nich, to ryzyko kontuzji. Jeśli źle wyregulujemy wiązania, albo niewłaściwie dobierzemy narty, o skręcenie kolana czy zerwanie więzadeł naprawdę nie będzie trudno. Oprócz tego, zaczynając samemu szybko wpoimy sobie nawyki, które skutecznie powstrzymają dalszy rozwój. Chodzi o takie rzeczy jak "siadanie na tyłach" i skręty poprzez rotację tułowia i nóg. Pozwalają sprostać najłatwiejszym stokom, ale nigdy nie doprowadzą nas do zjazdów z czarnych czy nawet czerwonych tras.

Ze szwagrem/teściem/chłopakiem czy kolegą

Zazwyczaj zaczyna się właśnie tak. Ktoś z naszego kręgu znajomych jeździ na nartach i w końcu udaje mu się nas przekonać. Zajmie się wszystkim, załatwi sprzęt, zabierze na stok, pomoże wszystko założyć. Wychodzi tanio i teoretycznie przyjemnie.

Jeśli jesteśmy uzdolnieni ruchowo, kilka celnych porad postawi nas na stoku i już pierwszego dnia zjedziemy pługiem z najłatwiejszego stoku. Będzie kilka wywrotek, sporo śmiechu i grzaniec po ciężkim dniu nauki.

Pułapek czyha kilka. To, że ktoś umie jeździć na nartach, nawet bardzo dobrze, nie znaczy jeszcze, że umie uczyć. Instruktorzy bywają lepsi i gorsi, ale zawsze mają wiedzę metodologiczną. Jakie kroki początkujący narciarz powinien przechodzić po kolei. Mówiąc najprościej, nauczą nas wstawać, zanim upadniemy i temu podobne. Wytłumaczą co do czego służy, zdecydują czy będziemy jeździć z kijkami czy bez, nie wyślą na trudny stok za wcześnie. Jedna poważna wywrotka potrafi zabić ducha w najbardziej nawet zdeterminowanym adepcie sztuki narciarskiej. Ponadto, jeśli okaże się, że nie jesteśmy w nartach urodzeni, znajomi mogą stracić zapał do nauczania i wszystko skończy się, zanim tak naprawdę się zaczęło. Szkoda by było.

Oprócz metodologii, pozostaje wspominane wcześniej ryzyko kontuzji. Regulacja wiązań i dobór nart to nie wiedza tajemna, ale potencjał do błędu zawsze istnieje. Takie kwestie lepiej zostawić serwisom i wypożyczalniom, a nie znajomym narciarzom, którzy mogą, ale wcale nie muszą, się na tym znać.

Lekcje indywidualne z instruktorem (płci dowolnej)

Najbardziej efektywna, ale niestety również najdroższa z opcji. Do naszej dyspozycji jest człowiek, który wie co robi i całą swoją uwagę poświęci tylko nam. Dobierze odpowiedni sprzęt, nauczy wszystko zapinać i regulować, zaopiekuje się podczas pierwszych wjazdów wyciągiem, nie pozwoli nam zrobić sobie krzywdy. Kilka pierwszych lekcji z instruktorem to jak położenie solidnych fundamentów pod budowę domu. Nie muszą być długie. Wystarczy jedna-dwie godziny dziennie. Później, po przerwie możemy odrabiać prace domową, czyli samemu, lub ze znajomymi doskonalić ćwiczenia mając w głowie wcześniejsze uwagi instruktora. Następnego dnia omówi nasze postępy i tak dalej. Nie straci cierpliwości i nie będzie krzyczał (no chyba, że jest kiepskim nauczycielem).

W szkołach narciarskich i pod stokami pracuje wielu instruktorów. Jeśli dopiero zaczynamy naukę, nie potrzebujemy byłego zawodnika kadry. Ważniejsze od tego, jak sam jeździ, jest to, jak tłumaczy i czy miło jest z nim przebywać. Jeśli polubimy jego, polubimy też jazdę na nartach. To bardzo ważne, zwłaszcza że początki bywają trudne.

Ile kosztują takie lekcje? To oczywiście zależy od tego, gdzie jesteśmy, ale w Polsce godzina jazdy z doświadczonym, certyfikowanym instruktorem narciarstwa to wydatek rzędu 60-100 PLN za godzinę. Czasem zdarzają się tańsze oferty, ale koniecznie zobaczmy wcześniej jak pracuje osoba, którą chcemy zatrudnić. Profesjonalizm wart jest swojej ceny.

Razem raźniej

Czyli powrót do dzieciństwa. Instruktor, najczęściej na zorganizowanym wyjeździe, stawia nas w rzędzie i omawia ćwiczenia. Jeździmy na machnięcie kijkiem, dopingujemy się nawzajem, śmiejemy na widok efektownych wywrotek. Chociaż uwaga instruktora rozkłada się na kilka osób, w zamian dostajemy coś innego. Dzielimy podobne doświadczenie z grupą ludzi. Możemy porównywać się z innymi, wspierać nawzajem. Oprócz tego, wiadomo z kim pójść do baru na przerwę, albo pojeździć po lekcjach. Tak, jak pisałem wcześniej, coraz więcej dorosłych osób uczy się jazdy od zera, dlatego wszelkie obawy "czy będę najstarszy/a" są pozbawione sensu. Będzie super!

Takie szkolenie zazwyczaj prowadzone jest na zorganizowanych wyjazdach, albo w ośrodkach narciarskich w terminach pokrywających się z turnusami (jazda od niedzieli do piątku). Za pięć dni jazdy dwie lub trzy godziny dziennie w grupie z polskim instruktorem zapłacimy około 400 PLN. Jeśli w Alpach skorzystamy z instruktorów lokalnych koszty będą zazwyczaj znacząco (nawet dwukrotnie) wyższe, a grupa międzynarodowa. W obu przypadkach, chodzi tylko o cenę szkolenia, a nie o wypożyczenie sprzętu i karnet.

Wybierając naukę w grupie, oprócz samej jazdy, dostajemy to co w narciarstwie bezcenne. Wspólnie spędzony czas z innymi w pięknych okolicznościach przyrody.

Gdzie zaczynać?

Wiedząc już z kim, pozostaje pytanie gdzie. Prawda jest taka, że początkującym nie zrobi większej różnicy, czy będą w najlepszym alpejskim kurorcie, czy na górce pod domem. Pierwsze ślizgi (dwa-trzy dni) można uskuteczniać na bardzo niepozornych stokach. Ważne, żeby były dość szerokie, równe i niezbyt zatłoczone. Słońce nad głową też nie zaszkodzi - poprawia humor w obliczu wielu upadków czekających początkujących narciarzy. Kupowanie skipassu na kilkaset kilometrów tras również jest to na samym początku przerost formy nad treścią.

Co zatem zrobić, jeśli znajomi wyciągają nas na wspólny tygodniowy wyjazd w Alpy, a my nigdy w życiu nie jeździliśmy? Najlepiej wziąć kilka prywatnych lekcji w domu (sztuczne stoki, naturalne górki w parkach), albo wyjechać na weekend do któregoś z małych polskich ośrodków. Wystarczą dwa-trzy dni, a na alpejskim wyjeździe będziemy w stanie zjeżdżać z niebieskich tras i wykorzystać wiele z tego, co mają do zaoferowania duże ośrodki narciarskie.

Powodzenia!

Tekst: Franek Przeradzki, instruktor narciarstwa

Czytaj również: Jak uczyć dzieci jazdy na nartach?

Na narty.sport.pl na Facebooku

Copyright © Agora SA