Narty, jakich nie znacie

Stare, zapomniane dyscypliny narciarskie powracają do łask. Koniec stuletniego panowania prędkości i postępu. Coraz częściej chcemy dobrej zabawy, a nie tylko wyczynu dla wyczynu

Tak przecież było na początku współczesnego narciarstwa. Koniec XIX w. to okres dyscyplin pełnych inwencji i tzw. zawodów - jak np. zjazd z pełnym kuflem piwa lub zdejmowanie kożucha podczas jazdy. Potem nadszedł wiek XX, a z nim coraz większa koncentracja na wyczynie często kosztem elegancji i fantazji. Skończyły się oceny za styl, a tradycyjne formy narciarstwa uznane za przestarzałe i mało efektowne odeszły w zapomnienie. Ten okres na szczęście minął. Przesyt narciarstwem zjazdowym rozpoczął się w latach 80. - pierwsze snowboardy na stokach, ale i pierwsze próby odkurzenia dawnych form i pokazania, że są równie atrakcyjne jak szusowanie między tyczkami czy na muldach. Wtedy właśnie zaczęły zdobywać wciąż rosnącą popularność ski-touring, skiring i telemark, które łączy skandynawskie pochodzenie i tęsknota do sportu szlachetnego, przyjaznego i odkrywczego.

Ski-touring, czyli wędrowanie na nartach

Są narciarze, którym największą przyjemność sprawia nie tyle zjeżdżanie z gór, ile przebywanie w nich. Nie szukają ratrakowanych tras i nowoczesnych wyciągów, lecz dzikich, pięknych miejsc. W Polsce też da się takie znaleźć: Hala Gąsienicowa, Dolina Pysznej czy Dolina Chochołowska są dla ski-turystów doskonałymi bazami wypadowymi. Ale ski-touring dopiero się u nas rozwija. PTTK, Polski Związek Narciarski, Polski Związek Alpinizmu prowadzą kursy dla posiadaczy uprawnień instruktorskich. Ci mogą szkolić innych lub być przewodnikami. Początkujący ski-turyści mogą co najwyżej wynająć przewodnika do narciarskiej wędrówki (należy kontaktować się z PTTK lub PZA).

Do ski-touringu używa się specjalnych nart i wiązań oraz "fok", czyli pasów przymocowanych do ślizgów, które pozwalają na podchodzenie. Bardziej ekstremalna forma ski-touringu to ski-alpinizm. Tu wejścia często wiążą się z taternicką wspinaczką, jak podczas najważniejszej polskiej imprezy - dorocznego Memoriału Jana Strzeleckiego (to jednocześnie Mistrzostwa Polski w Narciarstwie Wysokogórskim). W zeszłym sezonie te zespołowe zawody miały ponad 20-kilometrową trasę i blisko 2200 m przewyższenia. Trasę od schroniska na Ornaku do Doliny Kondratowej (m.in. przez Czerwone Wierchy) uczestnicy pokonali w ciągu ok. 7 godzin. Przed takim wyzwaniem warto się podszkolić.

PZA: tel. (0-22) 875 85 05, e-mail: narciarstwo@pza.org.pl

PTTK: tel. (0-22) 826 22 51 w. 110, http://przewodnicy.pttk.pl

Skiring, czyli kto mnie pociągnie

Dla tych, których podchodzenie nie bawi, istnieje skiring (lub ski-joring). To parę różnych dyscyplin, które łączy zasada, że narciarz nie porusza się o własnych siłach, lecz jest ciągnięty. Może jechać za samochodem lub skuterem śnieżnym, ale nic nie umywa się do jazdy za zwierzętami. W Polsce najbardziej popularny jest skiring za końmi. Słynne już są podhalańskie Gońby Kumoterek odbywające się wielokrotnie każdej zimy w różnych miejscach Podhala. Oprócz wyścigów sań rozróżnia się tu ski-skiring, w którym koń ciągnący narciarza ma jeźdźca, oraz "oryginalny" skiring, gdzie sam narciarz trzyma lejce i powozi, pokonując jednocześnie trasę. Zamiast stać i patrzeć, jak jeżdżą inni, warto spróbować samemu, np. w zakopiańskim ośrodku Górski Pałacyk, tel. (0-18) 207 09 26, http://www.gorskipalacyk.pl .

Trudno u nas o zorganizowane wycieczki narciarskiej z psim zaprzęgiem, choć istnieją międzynarodowe zawody (Babia Góra, Zawoja). Jeśli ktoś ma dużego psa (minimum 20 kg) i biegówki, może spróbować skiringu. Dokładne instrukcje, jak zostać maszerem, czyli powodzącym, znajdziecie na stronie http://www.karusek.com.pl/samoyed/skijoring1.htm.

Psiego skiringu można spróbować za granicą, np. na tygodniowej wyprawie w północnej Szwecji czy Laponii (wszystko, łącznie z ciepłym ubraniem i zorzą polarną za ok. 6500 zł). Trzeba się spieszyć, bo na czteroosobowe turnusy zostało tylko parę miejsc. Do wyboru jazda na sankach lub nartach. W wersji narciarskiej wymagany jest dobry poziom techniczny. Narciarza ciągną dwa psy, a prowiant i bagaże jadą na sankach przewodników. Noce spędza się w schroniskach (jedna w hotelu z sauną), a po drodze: ogniska, widoki, dzikie zwierzęta i cudowna cisza. The Silent Way, tel. +46 951 520 43, http://www.dogsledding-adventures.com.

Najwybredniejsi mogą w norweskiej stacji narciarskiej Geilo spróbować szusowania za reniferami. To oryginalny skiring - w tych okolicach używano hodowanych reniferów do przemieszczania się. Geilo leży między górami Hallingskarv i Hardangerviddą, największym plateau w Europie. Zamarznięte jeziora i dzikie białe pola rozciągają się na przestrzeni 10 tys. km kw.

http://www.geilo.no

Telemark, czyli uwolnij piętę

Jak rozpoznać narciarza telemarkowego: 1. Stanąć na stoku. 2. Zaśpiewać: "Uli-uli-lanko, klęknij na kolanko...". Jeśli klęknie, to na pewno ma wiązania telemarkowe.

"Uwolnij piętę, a uwolnisz umysł" - mawiają telemarkerzy. Telemark to wiązanie zjazdowe, które pozwala na podnoszenie pięty - skręcając, przyklękuje się na jedno kolano. Wygląda to nadzwyczaj elegancko! W ostatnich latach nowe rozwiązania techniczne pozwalają na jazdę nawet w trudnych warunkach, co kiedyś było nie do pomyślenia. Wielu wyczynowców używa telemarków do ekstremalnych zjazdów i skoków.

Telemark powstał w... Telemarku, regionie na południu Norwegii, gdzie leży malownicza dolina Morgedal. W połowie XIX w. Sondre Norheim stworzył tu wiązania, które dziś uważa się za początek nowoczesnego narciarstwa. Pozwalały one na znacznie efektywniejsze skręty i skoki. Nieprzypadkowo słowo "slalom" pochodzi z lokalnego dialektu - slalam to zjazd między drzewami i krzakami. Znicz do zimowych olimpiad trzykrotnie zapalany był w palenisku obok chatki Norheima, w której dziś można oglądać należące do niego przedmioty, w tym oczywiście narty.

Niedaleko kolebki współczesnych nart znajduje się muzeum Norsk Skieventyr, czyli Norweskie Centrum Przygód Narciarskich. Multimedialne wystawy przedstawiają historię nart od ich początków ponad 5000 lat temu do dziś. Zobaczymy też historyczne filmy narciarskie. Jednak nie ma co liczyć na wypożyczenie telemarków, gdyż centrum otwierane jest dopiero na wiosnę, kiedy na stokach nie ma już śniegu.

http://www.norskskieventyr.no

Za to w Hafjell (stacja gościła zjazdowców podczas olimpiady w Lillehammer) można wypożyczyć narty telemarkowe na sześć dni za ok. 300 zł i wziąć trzy dni lekcji (również ok. 300 zł) w szkole narciarskiej Lasse Kjusa.

http://www.hafjell.no

Co roku na początku kwietnia wolnopiętnicy z całego świata zjeżdżają do włoskiej stacji Livigno na tygodniowy festiwal telemarku. Dolina ta słynie z obfitych opadów śniegu i... bezcłowych sklepów (dostała ten przywilej od Napoleona w 1805 r.). Obok narciarzy na telemarkowym sprzęcie najnowszej generacji pojawiają się na stokach modele prosto z historycznych zdjęć - w kożuchach i na drewnianych nartach.

Informacja turystyczna tel. +39 03 42 996 379, http://www.aptlivigno.it , e-mail: info@skieda.com.

Jeśli kogoś nie stać na kurs, a chce się nauczyć, niech zajrzy na strony http://www.telemarktips.com oraz http://telemark-polska.republika.pl /.

Bojącym się kontuzji polecam stronę: http://faculty.washington.edu/mtuggy/telepag1.htm.

Copyright © Agora SA