Zima w Tatrach. Uwaga, lawiny!

Nawet gdy śniegu jest mało, wybierając się w góry, zachowajmy rozsądek

W Tatrach zimą jest zawsze niebezpiecznie. Masy śniegu pędzące ze szczytów, docierające nawet do dolin mogą porwać nieostrożnych turystów. A kiedy pada śnieg, w ciągu jednego dnia w górach mogą schodzić dziesiątki lawin. Tej zimy na szczęście nikt w nich nie zginął, choć kilka osób przysypało - tak jak dwóch polskich ski-alpinistów, w sylwestrowy wieczór, po słowackiej stronie Tatr Zachodnich. Jednemu udało się wydostać na powierzchnię i wezwać pomoc; drugiego wydobyli spod śniegu słowaccy ratownicy (miał poranione obie nogi, trafił do szpitala).

***

Zimą codziennie ogłaszany jest stopień zagrożenia lawinowego w pięciostopniowej skali. Najniższa -jedynka - oznacza, że pokrywa śniegu jest na ogół utrwalona i stabilna, niebezpieczeństwo wystąpienia lawin jest znikome. Dwójka to zagrożenie umiarkowane, trójka - znaczne, czwórka - duże. Piąty stopień to alarm lawinowy - poruszanie się po górach jest na ogół niemożliwe.

- Nie wolno lekceważyć nawet najniższych stopni zagrożenia. Ryzyko zejścia lawin istnieje zawsze, nawet gdy śniegu jest mało - przestrzega Marcin Józefowicz, ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Lawiny najczęściej schodzą stromymi żlebami, depresjami i kotłami, a także po gładkich, trawiastych lub płytowych stokach, których nie porasta kosówka czy drzewa; wiele zależy też od temperatury i wiatru.

***

Według statystyk plecaki lawinowe z ABS Lawinen Airbag System w 90 proc. wypadków wynoszą porwanych na powierzchnię lawiny. Wyposażono je w dwie poduszki, które napełniają się sprężonym gazem w ciągu trzech sekund. W momencie zagrożenia porwaniem przez lawinę trzeba pociągnąć za rączkę na pasie ramieniowym, aby wyzwolić ładunek dwutlenku azotu sprężonego pod ciśnieniem 300 barów. Gaz wypełnia jaskrawopomarańczowe poduszki po obydwu stronach plecaka (każda o pojemności 150 l). - Utrzymują one człowieka na powierzchni i sprawiają, że nie zapada się w śniegu - wyjaśnia Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.

Taki plecak jest niewiele cięższy od zwykłego. Wraz z lekką, składaną łopatą do śniegu, sondą lawinową i detektorem do namierzania ofiar lawin jest wyposażeniem ratowników. Oczywiście zmieści się w nim także zwykły turystyczny ekwipunek - ma pojemność 50 l.

W odnalezieniu przysypanych pomagają systemy radiowe. Jeden z nich popularnie zwany pipsem (od nazwy producenta) to nadajnik i odbiornik radiowy w jednym. Uczestnicy wyprawy włączają go na tryb nadawania; jeśli kogoś przysypie lawina, pozostali przełączają pipsy na odbiór i mogą szybko zlokalizować ofiarę pod śniegiem (ratownicy TOPR korzystają też z systemu RECCO). Kurtki, spodnie i buty powinny mieć wszyte specjalne płytki odbijające fale radiowe. Namierza je detektor górskich służb ratunkowych. Jego antena wysyła fale radiowe - gdy natrafią na płytkę, zostają odbite i wracają doń, wzbudzając sygnał dźwiękowy.

Taki sprzęt można kupić lub wypożyczyć w dobrych wypożyczalniach, z pewnością zwiększy szanse przeżycia w lawinisku. - Jednak najważniejsze jest zachowanie zdrowego rozsądku przy planowaniu wyprawy - podkreślają ratownicy. - Nawet gdy śniegu jest mało, wybierając się w góry, nie bądźmy lekkomyślni.

Lawinowy trening

W połowie grudnia lawina zeszła niedaleko Morskiego Oka i przecięła szlak prowadzący na Szpiglasową Przełęcz. Szliśmy nim w piątkę. Mnie lawina ominęła, ale pozostałą czwórkę przysypało. Przełączyłem mojego pipsa z nadawania na odbiór. Urządzenie pokazało, że najbliższy zasypany człowiek znajduje się 40 m wyżej. Pobiegłem w jego stronę, wciąż patrząc na pipsa. Dystans zmniejszał się: 30 metrów, 20, 10. Wtem wzrósł do 22 - chyba za bardzo skręciłem w prawo... 4 metry, 3, 2, 1! Sondą lawinową (składa się z długich, cienkich aluminiowych rurek) natrafiłem na ofiarę. Zacząłem kopać łopatą - pod metrową warstwą śniegu leżała skrzynka emitująca sygnał radiowy. Kopałem ostrożnie, pod kątem, bo tak należy czynić w razie prawdziwego wypadku: delikatnie odsłonić głowę i klatkę piersiową przysypanego (wtedy szybciej zacznie oddychać), a potem całe ciało. Nie czekając na przybycie ratowników (mogą się pojawić na lawinisku najwcześniej w kwadrans od zawiadomienia centrali TOPR), zacząłem szukać kolejnej ofiary...

- Im szybciej ustalimy, w którym miejscu leży zasypany człowiek, tym większe są szanse, że przeżyje - mówi ratownik Marcin Józefowicz. - Dlatego jego koledzy powinni od razu rozpocząć poszukiwania, np. wypatrując na śniegu elementów ekwipunku. Dobrze jest też mieć przy sobie urządzenia radiowe.

Tak wyglądało szkolenie lawinowe zorganizowane w połowie grudnia przez TOPR. Choć - jak na to miejsce i tę porę roku - śniegu było mało (na Kasprowym Wierchu zaledwie 30 cm), lawina była prawdziwa. Zeszła trzy dni wcześniej, na szczęście nikogo nie przysypała. - To dowodzi, że nawet łagodnej zimy w Tatrach nie można lekceważyć - przestrzega Marcin Józefowicz.

Nasza grupa szkoliła się przez dwa dni. Pierwszego dnia teoria, drugiego - ćwiczenia w terenie. TOPR organizuje podobne zajęcia w Dolinie Pięciu Stawów Polskich dla wszystkich chętnych. Koszt - 260 zł, plus nocleg i wyżywienie w schronisku - 150. Szczegóły: www.piecstawow.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.