Jak z bezradnego malucha zrobić dzielnego narciarza

Entuzjazm rodziców często wystarcza, żeby dziecko przejęło ich pasję. Opowiadania, rysunki i bajki o małych narciarzach, oglądanie rodzinnych zdjęć, a nawet transmisji z zawodów - to świetna zachęta dla przyszłego narciarza.

Maluch, któremu narty kojarzą się z zabawą i przyjemnością, będzie co roku z niecierpliwością czekał na pierwszy śnieg.

Kiedy i gdzie zacząć:

- już trzylatek może rozpocząć naukę jazdy na nartach, jeśli stworzy mu się dobre warunki startu - najlepiej wyjechać w góry na wiosnę, i to nie w okresie świąt. Dzięki temu unikniecie mrozów i tłumów - na pierwszy raz wybierzcie małą górkę, która ma u podnóża płaską przestrzeń lub łagodne wzniesienie. Wytłumaczcie dziecku, że tu się nadmiernie nie rozpędzi i z pewnością zatrzyma się na dole. Koniecznie sprawdźcie, czy śnieg nie jest zbyt twardy a trasa oblodzona - pomagajcie mu gramolić się pod górkę i podnosić się, gdy upadnie.

Nic na siłę

Dla małego narciarza wszystko jest nowe. Potrzebuje więc czasu, żeby oswoić się ze sprzętem, z tym, że na nartach inaczej się stoi i porusza. Nie okazujcie więc zniecierpliwienia, jeżeli dziecko chce sobie pobiegać po śniegu w samych butach, a z narty zrobi zjeżdżalnię dla lalek. Najważniejsze, żeby się nie zniechęciło.

Obserwujcie swojego malucha, bo przecież może się bać, ale nie przyzna się do tego, bo jest ambitny, chce spełnić wasze oczekiwania, dorównać innym dzieciom. Jeśli zauważycie, że ma spięte mięśnie i sztywne ruchy albo w ogóle nie ma ochoty na jazdę, to ulepcie razem bałwana i spróbujcie następnego dnia albo nawet w następnym sezonie.

Dziecko na nartach musi się przede wszystkim dobrze bawićDziecko na nartach musi się przede wszystkim dobrze bawić Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Niebezpieczny entuzjazm

Oczywiście może się okazać, że wasze dziecko świetnie radzi sobie w nowej sytuacji i bardzo szybko zacznie samodzielne zjazdy. Maluchy na ogół uczą się szybciej niż dorośli, upadek na śnieg nie robi na nich żadnego wrażenia, są odważne i sprawne.

Pamiętajcie jednak, że dzieci szybko się męczą. Na początek wystarczy więc półgodzinny trening. Gdy tylko zauważycie u dziecka oznaki zmęczenia, od razu przerwijcie zabawę. Nie pozwólcie, żeby trzylatek, który w ferworze narciarskich zmagań zapomina o bożym świecie, jeździł od rana do nocy.

Wiem, jak trudno namówić takiego narciarza na powrót do domu. Musicie jednak umieć to zrobić. W przeciwnym razie dziecku grozi przemęczenie i przetrenowanie, a w skrajnych przypadkach nawet gorączka, bóle mięśni i wymioty.

Nauka? Zabawa!

Najważniejsze, żeby dziecko miało na stoku jak najwięcej przyjemności. Dlatego na początek nie wymagajcie od niego zbyt wiele.

Jeśli sami chcecie uczyć malucha, pierwsze ślizgi trenujcie razem - z dzieckiem między własnymi nartami. Po prostu pozwólcie mu się bawić. Nauczcie je skręcać pługiem i zatrzymywać się, by było bezpieczne, ale nie krzyczcie, nie strofujcie, nie tłumaczcie zawiłych terminów.

Jeżeli nie jeździcie najlepiej, powierzcie swojego malucha opiece instruktora. Powinna to być osoba, która ma doświadczenie w pracy z najmłodszymi narciarzami.

Dzieci uczą się inaczej niż dorośli. Świetnie podpatrują i naśladują ruchy rodziców i instruktora. Nie potrzebują wykładów teoretycznych. Najłatwiej uczą się przez zabawę, uczestnicząc w grach. Dla starszaków świetna jest szkółka narciarska. Taka z prawdziwego zdarzenia wyposażona jest w różne "pomoce naukowe": tyczki, klocki, barierki, pod którymi się przejeżdża, i małe wyciągi. Najlepiej jeśli jest to miejsce wydzielone specjalnie dla dzieci, na które nie mają wstępu inni narciarze.

Uwaga! Nawet jeśli dziecko już świetnie sobie radzi na nartach, nie spieszcie się ze zjeżdżaniem z dużej, zatłoczonej góry. Maluchowi, który zderzy się z rozpędzonym dorosłym narciarzem, grozi poważna kontuzja.

Jeżeli zauważycie, że wasze dziecko czuje się zagubione w nowej sytuacji, nie zostawiajcie go samego z instruktorem czy w szkółce. Bądźcie zawsze blisko, żeby was widziało i wiedziało, że podziwiacie jego zmagania, a "jakby co", to jesteście przy nim.

W asyście rodzicaW asyście rodzica Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Sprzęt dla malucha

Wspólne wybieranie nart czy butów (a później wypróbowywanie ich "na sucho" w pokoju) to także zachęta dla małego narciarza. Dziecku nie warto kupować nowego sprzętu, bo i tak za rok będzie potrzebny większy. Z używanymi nartami i wiązaniami nie powinno być problemów. Najłatwiej kupić je na giełdzie albo pożyczyć od znajomych.

Narty powinny być lekkie i elastyczne. Nie przesadzaj z ostrzeniem krawędzi, bo dziecko mogłoby się skaleczyć, jeśli zechce samo nosić swój sprzęt. Narty dla maluchów mają długość 80-90 cm. Na pierwszy raz najlepsze są takie, które sięgają do klatki piersiowej dziecka, dla bardziej zaawansowanych mogą być dłuższe - do brody. Tanie plastikowe narty, zakładane na normalne buty, nadają się tylko do zabawy, człapania po płaskim, oswajania się ze sprzętem, albo dla zupełnych maluchów, które zazdroszczą starszemu rodzeństwu.

Wiązania muszą być w dobrym stanie i najlepiej znanej firmy. To od nich w dużej mierze zależy bezpieczeństwo dziecka. Po kupieniu sprzętu wybierz się z dzieckiem do serwisu, żeby fachowcy przejrzeli go i wyregulowali wiązania.

Buty muszą być wygodne. Dla małych dzieci najlepsze są zapinane na jedną klamrę. Przymierzamy je na nogę w rajstopach i skarpetce.

Kije na początku nie są potrzebne, bo szeroko rozstawione ręce pomagają utrzymać równowagę. Dla starszych dzieci dobieramy kijki tak jak dla dorosłych, tzn. powinny one sięgać do wysokości ugiętego pod kątem prostym przedramienia.

Gogle chronią oczy przed śniegiem, wiatrem i słońcem, osłaniają buzię w czasie upadku. Powinny być miękkie, odporne na zgniatanie i wygodne. Muszą mięć filtr UV. Na wiosenne słońce, gdy jest bardzo ciepło, wygodniejsze będą okularki z osłonkami po bokach.

Strój narciarski musi być wygodny. Dla małych dzieci świetne są kombinezony jednoczęściowe lub dwuczęściowe z wysoko zabudowanymi spodniami (nawet przy najbardziej wymyślnych ewolucjach plecy będą zasłonięte). Przy zmiennej górskiej pogodzie sprawdza się metoda ubierania "na cebulkę".

Coś na głowę. Jeśli jest bardzo ciepło, załóż dziecku chusteczkę (słońce w górach ostrzej przypieka). Narciarzom, którzy pierwsze ślizgi mają za sobą, przyda się dobrze dopasowany kask. Jeśli jest bardzo zimno, pod kask zakłada się przylegającą czapeczkę z polaru.

Umiem, umiem!

Nasza córeczka Maja, od małego, obserwowała coroczne przygotowania do sezonu, oglądała zdjęcia i prospekty. Jeszcze nie umiała chodzić, gdy na wysokości 3000 metrów urządziła scenę rozpaczy, bo nie chciała wracać z babcią kolejką linową. Wolała z rodzicami na nartach.

Przekonałam się, że wprowadzanie własnego dziecka w świat nart jest wspaniałym przeżyciem. Z satysfakcją patrzyłam, jak Maja pierwszy raz zjeżdżała z górki, krzycząc, żeby sobie i nam dodać otuchy: "Umiem! Umiem! Umiem!".

Nasza córka szybko zrezygnowała z jazdy "technicznej". Gdy tylko sobie i nam udowodniła, że umie skręcić i zatrzymać się w wyznaczonym miejscu, oddała się biciu rekordów prędkości i jeździe "na krechę". Z błyskiem szaleństwa w oczach, podśpiewując i pokrzykując, pędziła z góry na dół i od razu podjeżdżała do wyciągu.

Jednego mogliśmy być pewni... Nasze dziecko dobrze się bawiło.

Copyright © Agora SA