Narty powinny być ostrzejsze w okolicach wiązań niż na końcach. Możemy sprawdzić to własnym... paznokciem. Jeśli jego powierzchnia ściera się przy potarciu i lekkim naciśnięciu na krawędź, wszystko jest w porządku. Lepiej jednak oddać je do ostrzenia. Przy okazji pracownicy serwisu wyrównają ślizg, czyli zrobioną z tworzywa spodnią część narty. Dzięki temu znikną mniejsze rysy i jazda będzie bardziej komfortowa. Ten zabieg jest konieczny, by ślizg nie wystawał nad zmniejszone przy ostrzeniu krawędzie. - Narty z tępymi krawędziami są prawie tak niebezpieczne jak samochód z łysymi oponami - twierdzi Marian Kostrzewski z warszawskiego serwisu Niko. - Dużo trudniej na nich skręcać i zachować kontrolę na lodzie i zmrożonym śniegu.
Zdarza się, że serwisy oferują ostrzenie nart bez wyrównywania ślizgu. - Nie wolno tego robić, bo efekt jest odwrotny do zamierzonego - przestrzega Andrzej Krawczak, właściciel serwisu przy ul. Ogrodowej w Warszawie.
Instrukcja ostrzenia jest wprawdzie w internecie, ale początkujący narciarz nie powinien sam się za to zabierać. - Widziałem narty, na których trudno było jeździć, bo miały krawędzie naostrzone pod kątem 120 stopni, a powinien on wynosić 87 stopni - komentuje Andrzej Krawczak. - Fachowcy robią to specjalnymi maszynami, a kąt dobierają do nart i umiejętności narciarza.
Równie ważna jest regulacja wiązań. Do serwisu przynosimy narty z butem, jego pracownik wypyta nas też o wagę i umiejętności. - Dokładne dopasowanie wiązania do buta jest bardzo ważne. W razie wypadku nawet dwa, trzy milimetry decydują, czy wiązanie zadziała - przekonuje Andrzej Krawczak.
W większości serwisów regulację wiązań przeprowadza się według wartości znajdujących się w odpowiednich tabelach. Na specjalnej maszynie można np. zmierzyć, jak faktycznie działa wiązanie, i wyregulować je dokładniej (polecane jest to zwłaszcza przy sprzęcie używanym). Regulacja jest konieczna, jeśli przytyliśmy bądź schudliśmy o więcej niż dwa, trzy kilogramy.
Jeśli w ślizgu są głębokie rysy lub wyrwy, narty trzeba oddać do renowacji. Dziury działają jak hamulce, a gdy znajdują się przy krawędziach, są po prostu groźne. - Na takich nartach nie można jeździć, bo łatwo można wyrwać krawędź, co z reguły kończy się groźnym upadkiem - przestrzega Marian Kostrzewski. A nart z wyrwaną krawędzią najczęściej nie opłaca się już reanimować. Jeśli w ślizgu jest jedna lub dwie dziury, w serwisie załatają je specjalnym tworzywem. Gdy ślizg przypomina szwajcarski ser, cały trzeba poddać regeneracji, tzn. wylać nową powierzchnię z tworzywa. Największe znaczenie mają ubytki w okolicy wiązań. Pojedyncza rysa w okolicy piętki daleko od krawędzi nie jest jeszcze powodem do niepokoju. Chyba że jest to dziura na całą głębokość ślizgu.
Smarowanie jest najczęściej dodatkiem do ostrzenia i renowacji ślizgu. Fachowcy zgadzają się tylko co do tego, że narty w ogóle trzeba smarować i że smar nałożony na gorąco utrzymuje się dłużej, niż nakładany na zimno.
Serwisowanie nart nie ma wielkiego sensu, jeśli w dniu wyjazdu zapakujemy je na bagażnik dachowy bez osłony przed deszczem, błotem i solą, którą posypuje się drogi! Szkodzą szczególnie wiązaniom i krawędziom.