Narty w Austrii. Stubai non stop

Znam wiele lodowców, ale na takim jeszcze nie jeździłem...

Choć niemal od 15 lat jeżdżę z rodziną na narty w Alpy, w Stubaiu na południowym krańcu Austrii byłem po raz pierwszy w życiu ( więcej o alpejskich ośrodkach w serwisie narty.gazeta.pl ). I teraz mogę powiedzieć, że to najlepszy lodowcowy ośrodek, jaki znam! Nie tylko dlatego, że jest największym z pięciu sąsiadujących ze sobą (pozostałe to: Kaunertal, Pitztal, Zillertal i Solden), bo ma aż 110 km tras zjazdowych. Także dlatego, że działa z imponującą techniczną sprawnością i praktycznym zmysłem. Znakomicie rozwinięta infrastruktura ma ułatwić i umilić pobyt zarówno sportowcom, jak i rodzinom z dziećmi.

Zimą działają w okolicy jeszcze trzy mniejsze ośrodki narciarskie: Schlick, Serles i Elfer Lifte. Można też śmigać na nartach biegowych, latać na paralotni, czy zjeżdżać po naturalnych, oświetlonych torach saneczkowych, które ciągną się przez wiele kilometrów. Są też publiczne baseny, sauny i hale sportowe (latem z kolei można się wyżyć w innych sportach i wędrować po górach).

Stubai warto odwiedzić także dlatego, że sam ośrodek na lodowcu leży u szczytu przepięknej, krętej doliny ciągnącej się niemal od samego Innsbrucka przez 35 km na południowy zachód.

Jadąc tam, mija się coraz wyżej położone miejscowości - Schönberg, Mieders, Telfes, Fulpmes, Medraz i Neustift. Przy wjeździe do każdej z nich są biura turystyczne, a po ich zamknięciu wyświetlają się wielkie tablice informujące o kwaterach. Zielone lampki pokazują, które miejsca są wolne, i tam od razu można je zamówić, jeśli ktoś przyjechał bez rezerwacji. My jechaliśmy zaproszeni do hotelu Happy Stubai, jednego z najstarszych w Neustift, ale znajomy wpadł tu na wariata i w ciągu kilku minut znalazł pokój w trzygwiazdkowym hotelu za 40 euro ze śniadaniem.

Neustift, główne miasto, leży mniej więcej w połowie doliny. Do lodowca mamy stąd ok. 17 km. Przy drodze pełno małych restauracji, jest też hodowla pstrągów, gdzie można zjeść rybę prosto z wody. Niedaleko lodowca, po lewej stronie drogi, powstał park górskich akrobacji - z ambonami na drzewach i linami przeciągniętymi nad rwącym strumieniem rozdwojonym w tym miejscu tamą. Pośrodku wyrosła sztuczna, zadrzewiona wysepka, na której instruktorzy urządzają dzieciom i młodzieży obozy i szkolenia sprawnościowe. Na prawo i lewo pną się po zboczach szlaki w stronę okolicznych szczytów i górskich schronisk (można wędrować kilka godzin albo nawet tydzień, codziennie śpiąc w innym). Do strumienia spływają wodospady, w tym największy i najbardziej urodziwy Gawa, kilkaset metrów przed dolną stacją kolejki linowej biegnącej na lodowiec.

***

Nowy sezon zaczyna się na lodowcu we wrześniu (w sierpniu nieczynny z powodu temperatur i konieczności konserwacji urządzeń). My byliśmy tam w połowie listopada, kiedy śniegu w dolinie jeszcze nie było i trzy niższe ośrodki nie były uruchomione. Nie działał też Stubaier Super-Skipass obejmujący całą dolinę, ze 147 km zjazdów, 130 km szlaków dla nart biegowych, 88 km zimowych tras wędrownych oraz 10 szlakami saneczkowymi o łącznej długości 60 km. Ale turystów - zwłaszcza z Niemiec i Polski - było mnóstwo. A w piątek wieczorem zjeżdżało się na weekend bardzo wielu Austriaków.

Łatwość, z jaką Stubaier Gletscher wchłania i przepuszcza tę masę ludzką, jest zadziwiająca. Jedynym wąskim gardłem jest szosa biegnąca do parkingów w Mutterbergalm, pod dolną stacją dwóch wyciągów gondolowych poprowadzonych na lodowiec. W sobotę rano jedzie się do góry auto w auto, powolutku. Dopiero kilkaset metrów przed stacją porządkowi - niezwykle sprawnie - kierują samochody na lewo i prawo, na wielkie parkingi. Stąd kursujące jeden za drugim wahadłowe autobusy zabierają narciarzy pod gondole. Na dolnej stacji jest sklep i nowoczesny serwis narciarski oraz luksusowa przechowalnia sprzętu (dwie pary nart i buty - 8 euro dziennie). W hali kasowej tłum narciarzy i snowbordzistów, ale działa osiem okienek i na kupno karnetu nie czeka się dłużej niż 10 minut (w tygodniu nie ma już tłoku, bo większość wykupiła wielodniowe karnety, a nowych gości przybywa niewielu).

Jedna gondola jedzie na sam szczyt Eisjoch, 3210 m n.p.m., druga - do Gamsgarten, 2628 m n.p.m., głównej bazy, skąd ruszają na okoliczne zbocza wyciągi kanapowe, krzesełka i orczyki.

Wydaje się, że w weekend wydostać się z Gamsgarten na górę będzie trudno, bo cztero- i sześciomiejscowe kanapy są wprost oblegane. Ale choćby kolejka była nie wiem jak długa i gruba, ani razu nie czekaliśmy dłużej niż 6 minut. Zagapionych czy nieruchliwych gorliwi pracownicy wyciągu zaganiali na kanapy, tak by żadne miejsce się nie marnowało.

W sobotę i niedzielę lodowiec przyjmował po 12 tys. osób dziennie i choć czuło się, że ludzi jest mnóstwo, nie było to wcale uciążliwe. Być może również dlatego, że znakomita większość listopadowych turystów to nie początkujący ani przypadkowi narciarze, lecz tacy, którzy jeżdżą dobrze i szybko, a to usprawnia i czyni bezpieczniejszym ruch na trasach.

***

Rano, kiedy tuż po ósmej pierwsze kolejki idą w górę, stoki są nieskazitelne. I choć narciarze szybko je rozjeżdżają, tworząc muldy, po południu, gdy ruch jest mniejszy, trasy wyrównują ratraki.

W połowie listopada wyciągi po zachodniej stronie lodowca jeszcze nie działały (lub dopiero zaśnieżano stoki), ale reszta była czynna. W niecce poniżej szczytowej stacji gondoli na Eisjoch budowano też - po pierwszych świeżych opadach śniegu - wielki funpark dla amatorów freestyle'u, a nieco niżej mały snowpark dla początkujących. W tym sezonie otwarte zostaną również dwie dość strome trasy wokół nowego wyciągu Daunscharte.

Wzdłuż stoków wysuniętych najbardziej na prawo (prowadzą tam dwa długie orczyki) biegną trasy zjazdowe - obok tych dostępnych dla wszystkich sterczą tyczki z taśmami wyznaczającymi miejsce dla ekip sportowych i szkolnych. Skrajny stok przeznaczony jest dla zawodników Pucharu Świata w supergigancie i gigancie. Przez cały rok trenują tu najlepsi zjazdowcy z Europy i USA. Podczas naszego pobytu każdego ranka ćwiczyła kadra szwedzka, szykując się do Pucharu Świata i Europy, a nieco wcześniej - najlepszy alpejczyk sezonu 2007/08, sławny Amerykanin Bode Miller (ma on zresztą dom w dolinie, w Patsch, na południe od Innsbrucka). Popatrzeć z bliska na trening najlepszych to wielka przyjemność dla każdego narciarza.

W Stubaiu nie lansuje się jednak każdego rodzaju wyczynowego narciarstwa, i nie za każdą cenę. Granicę stanowi ochrona przyrody i środowiska naturalnego, no i dbałość o bezpieczeństwo (np. unikanie prowokowania lawin). Nie ma więc mowy o heliski - czyli nie wywozi się narciarzy helikopterami na dziewicze szczyty, skąd mogliby zjeżdżać z przewodnikami poza wytyczonymi trasami. Nie ma tu również hałaśliwych i dymiących skuterów śnieżnych.

- Nam chodzi o wypoczynek w jak największej zgodzie z naturą, bez szkody dla środowiska - tłumaczy Matthias Pronegg z Tourismusverband Stubai Tirol.

Spędzający wiele godzin na stokach narciarze jedzą, piją i odpoczywają w knajpach na górze, nikt nie zjeżdża na dół (tym bardziej że w listopadzie 10-kilometrowa czerwona nartostrada Wilde Grub'n do dolnej stacji gondoli Mutterbergalm była jeszcze zamknięta, a dzień krótki). Wybór napojów, dań głównych i deserów jest tam nie gorszy niż w miejskich restauracjach. Uwijający się pośród ustawionych na tarasach stolików i wewnątrz sal kelnerzy zamówienia przekazują kuchni i sobie nawzajem elektronicznie. Piwo, grzane wino i gorąca czekolada lądują na stoliku nawet w pół minuty po zgłoszeniu.

***

Rodzin z dziećmi w listopadzie przyjeżdża mało. Ale wielki narciarski park B.Big tuż obok stacji Gamsgarten - oczko w głowie właścicieli lodowcowego ośrodka - już na nie czekał. Jest tam kilka przylegających do siebie krótkich i lekko (ale stopniowo coraz mocniej) nachylonych i coraz dłuższych oślich łączek. Łączy je system chroniących od wiatru ruchomych dywaników w tunelach, którymi dzieciaki są wciągane na górę. Mogą się tu uczyć jazdy od podstaw, pod okiem instruktorów. Są kolorowe kołpaki, między którymi ćwiczą skręty, karuzela narciarska, maskotki i inne rekwizyty. Wszyscy trenerzy mają z daleka rozpoznawalne jednolite kombinezony, wszyscy są młodzi i widać, że umieją obchodzić się z dziećmi i że lubią to, co robią.

Rodzice mogą im zostawić pociechy o 9 rano i odebrać po południu (mają opiekę przez cały dzień). Obok wyciągów jest chatka ze świetlicą, gdzie mogą się ogrzać, odpocząć i pobawić oraz dziecięca restauracja ze stolikami i krzesełkami na miarę. O żabi skok dalej - pierwszy długi, choć jeszcze łagodny stok z orczykiem dla tych, które już mogą same pojechać.

Ośrodek obsługuje dzieci od 3 do 15 lat. Te dobrze jeżdżące instruktorzy zabierają rano - spod widocznego punktu zbornego - na trasy położone wyżej, grupami po mniej więcej 10 osób, według stopnia wtajemniczenia i trudności stoków. I jeżdżą z nimi cały dzień.

Aż trudno w to uwierzyć, ale w szczycie rodzinnego sezonu - czyli w okolicach Bożego Narodzenia i Nowego Roku, podczas ferii zimowych oraz na Wielkanoc - ok. 100 zawodowych instruktorów z ośrodka może szkolić codziennie do 800 dzieci.

Bo poza wyczynowcami, których od kilku lat ściąga od września na treningi, Stubai nastawia się właśnie na rodziny z dziećmi. Z tego powodu miasteczka w dolinie nie mają hałaśliwych centrów rozrywkowych dudniących po nocach muzyką i pełnych rozbawionych gości, choć kilka barów, pubów i dyskotek, owszem, jest. Pielęgnuje się tu przytulną, ciepłą atmosferę.

W miasteczkach większość hoteli i kwater ma 4 bądź 3 gwiazdki, choć oczywiście nie brak tych o nieco niższym standardzie ani zwyczajnych gasthausów. Zabudowa trzyma się zasad górskiej architektury - wszystko najwyżej kilkupiętrowe, pokoje z balkonami, żadnych mrówkowców ani bloków, które dominują we francuskich "kombinatach" (jak choćby w Tignes). Sauna, basen, smaczne i urozmaicone jedzenie, uprzedzająco gościnna i uprzejma obsługa to w hotelach norma.

Co roku podczas listopadowego pobytu na lodowcach z powodu wichru i mrozu traciliśmy jeden-dwa lub nawet trzy dni z tygodniowej eskapady. Tym razem było pięć dni słońca, przez dwa dni padał śnieg - jeździliśmy non stop!

W sieci

www.stubaiergletscher.com

www.happy-stubai.at

Copyright © Agora SA