Bliski Wschód rzadko przychodzi na myśl, gdy planujemy zimowy wyjazd, choć w Libanie, Iranie i Izraelu jest gdzie przypiąć deski. Nie liczmy na wielkie wyczyny ani olbrzymie trasy. Brak alpejskiego rozmachu wynagrodzi nam słoneczna pogoda, piękne widoki, dobra kuchnia, gościnni ludzie i odrobinka perwersyjnej przyjemności z szusowania w sercu wielkich konfliktów politycznych naszych czasów.
Wydarzenia ostatnich dwóch lat pokazały, że nigdzie na świecie nie jest bezpiecznie. Bliski Wschód jest beczką prochu, ale wiele jego krajów, w tym bez wątpienia Liban, jest bezpiecznych dla cudzoziemców. Turystom nie grozi kradzież nart, napad rabunkowy ani chuligaństwo. Libański Hezbollah - zaliczony przez USA do organizacji terrorystycznych- jest daleki (już lub jeszcze) od psucia wakacji turystom.
Ten niewielki kraj śródziemnomorski, który przez lata kojarzył się z krwawą wojną domową, był i jest wakacyjną mekką zamożnych Arabów. Latem wysokie Góry Libańskie dają trochę upragnionego chłodu, zimą zaś pokrywają się śniegiem. Sezon narciarski trwa od grudnia do marca. Szczyt przypada na styczeń-luty.
Liban zawdzięcza znajomość z nartami kolonialnej armii francuskiej, która od lat 20. używała patroli narciarskich w górach, a w 1935 r. otworzyła pierwszą szkółkę narciarską pod wiekowymi cedrami na północ od Bejrutu, gdzie do dziś działa najwyższa stacja narciarska. Pierwsze libańskie kółko narciarskie założyły w latach 30. kobiety - dwie siostry. Wkrótce powstał też jeden z najstarszych na świecie prywatnych klubów narciarskich w Faqra.
Od tych pionierskich czasów powstało sześć kurortów, które z powodu niewielkich rozmiarów kraju leżą najwyżej trzy godziny jazdy od Bejrutu. Stoki są na wysokości od 1650 do 3 tys. m n.p.m. Osoby z chorobami serca i wrażliwymi uszami powinny pamiętać, że jadąc w góry z Bejrutu położonego na poziomie morza, będą narażone na duże zmiany ciśnienia.
Libański Kasprowy - Faraya - leży niecałą godzinę drogi od Bejrutu. Nie dajcie się zmylić stosunkowo wysokim temperaturom nad brzegiem morza i gorącemu słońcu. W górach jest zimno i w dniach silnych opadów śniegu żandarmeria wpuszcza do Farai tylko samochody z napędem na cztery koła. Kierowcy innych pojazdów muszą założyć łańcuchy, bo do kurortu czasem wjeżdża się tunelem wyciętym w śniegu, który sięga dachu samochodu. Przeważnie nie ma mrozów, pogoda jest słoneczna i ze stoków roztacza się olśniewający widok na Morze Śródziemne aż do Cypru z jednej strony i na dolinę Bekaa z drugiej.
Wyciągi w Farai wybudowali niegdyś Szwajcarzy, a dzięki niemieckim i francuskim inwestycjom całość jest na europejskim poziomie. W licznych sklepach, które wyrosły wzdłuż drogi dojazdowej, można kupić najnowszy sprzęt i modne ubranie. Ale można też niedrogo wypożyczyć cały sprzęt, z rękawiczkami włącznie.
W weekendy lepiej być na stoku rano, zanim leniwi narciarze wyjdą z łóżek. Kolejek do wyciągów zazwyczaj nie ma, zwłaszcza w wyższych partiach. Libańczycy lubią narty przeważnie jako dodatek do picia kawy i jedzenia obiadów w restauracjach u stóp stoków. Wyżej może się okazać, że dzielicie krzesełko z byłym lub obecnym członkiem libańskiej reprezentacji narciarskiej.
Faraya jest idealnym miejscem na relaks. Dobrzy narciarze szybko się znudzą, ale mogą wynająć przewodnika i wyruszyć na wyprawę poza trasami, gdzie czekają prawdziwe skarby narciarskie i widokowe Gór Libańskich.
Wyciągi
Przeważają krzesełkowe, najdłuższy 1,5 km. Karnet na wszystkie wyciągi - 29 dol. dni powszednie, 45 dol. weekend, dzieci nieco mniej.
Nocleg
W sezonie trzeba z wyprzedzeniem zadbać o miejsce do spania, bo Farayę oblegają bejrutczycy. W kurorcie jest kilka czterogwiazdkowych hoteli, są też skromniejsze pensjonaty. Wielu narciarzy woli mieszkać w Bejrucie i co rano przyjeżdżać na stoki.
Komunikacja
Nie szukajcie rozkładów jazdy komunikacji miejskiej, bo ta właściwie nie istnieje. Są wypożyczalnie samochodów i prywatne taksówki gotowe umówić się na dojazdy o każdej wygodnej dla klienta porze.
Jedzenie i rozrywka
W kurorcie nie brakuje restauracji, klubów i dyskotek. Prawdziwe życie nocne kwitnie jednak w Bejrucie, gdzie jedynym problemem jest wybór modnego miejsca. Słynne libańskie mezze - stół ciepłych i zimnych zakąsek z nieodzowną szklaneczką araku - będą miłym zakończeniem dnia na nartach. Z równą łatwością co tradycyjną kuchnię libańską można też znaleźć sushi czy spaghetti.
Większą wyprawą jest wyjazd pod Cedry, najstarszą stację narciarską Libanu. Są mniej uczęszczane i gorzej wyposażone niż Faraya, ale rozciąga się stamtąd widok na wyższe partie Gór Libańskich. W pogodne dni pod Cedrami jest prawdziwa lampa, ale gdy zacznie się zamieć, przez kilka dni nie da się wyjść z hotelu.
Kilka kilometrów przed stacją w Bszare całkiem niesportowych wrażeń dostarczy muzeum w domu rodzinnym Chalila Dżubrana, piszącego głównie po angielsku autora mistycznej prozy, m.in. "Proroka" znanego także w polskim przekładzie.
Z Warszawy do Libanu leci się tylko trzy i pół godziny (LOT, niestety, zawiesił znowu regularne bezpośrednie połączenie do Bejrutu, ale w grudniu i styczniu będzie kilka lotów). W sezonie na stronie internetowej http://www.skileb.com (świetne źródło informacji o sportach zimowych w Libanie) można co 30 minut zobaczyć aktualny widok na las majestatycznych cedrów i stoki kurortu, dzięki najwyżej założonej kamerze wideo na Bliskim Wschodzie.
Jeszcze bardziej zaskakującą propozycją mogą być narty w Iranie, ojczyźnie rewolucji islamskiej, wyroku śmierci na Salmana Rushdiego i batożenia kobiet za makijaż. Ale pod czapą religijnej dyktatury kryje się rozległy kraj o wielkiej historii i niezwykłych krajobrazach. Przyroda obdarowała go fantastycznymi górami, których najwyższy szczyt - wygasły wulkan Damawand - ma 5,6 tys. m n.p.m.
Większość stoków znajduje się w pobliżu miast, a najlepsze niedaleko stolicy - Teheranu. Przez dwie trzecie zimowych dni świeci słońce, ale śniegu nigdy nie brak. Na nartach jeździ się od końca października do kwietnia. Wyciągi pochodzą głównie z lat 70., kiedy modę na narciarstwo wprowadził do Iranu wielki miłośnik białego szaleństwa szach Reza Pahlawi. W 1979 r. monarchię obalili brodaci rewolucjoniści z zielonymi sztandarami, ale wyciągi pozostały i zimą przyciągają Irańczyków spragnionych rozrywek.
Przyjemność przebywania w tym kraju trzeba okupić paroma wyrzeczeniami: abstynencją alkoholową, dyskrecją w zachowaniu i głoszeniu poglądów politycznych, a kobiety (powyżej dziewiątego roku życia) noszeniem luźnego, długiego ubioru i zakrywaniem włosów.
Na stokach te uciążliwości nieco tracą na wadze. W ostatnich latach strażnicy rewolucji poluzowali surową kontrolę podziału płci obowiązującego w miejscach publicznych. Do wyciągów nie wsiada się, co prawda, w mieszanym towarzystwie, ale szusować można parami. Na trasach zdarzają się narciarki w czarnych czadorach, ale najwięcej widać zwyczajnych kolorowych kombinezonów, czasem z zabawną spódniczką na biodrach.
U stóp stoków i w restauracjach znajdą się gorliwcy, którzy upomną narciarkę, że kosmyk włosów wysunął jej się spod czapki, ale na ogół w kurortach wokół Teheranu panuje o wiele swobodniejsza atmosfera niż w mieście. Cudzoziemki, o ile zachowują dyskrecję, są mniej narażone na uwagi niż Iranki. Jeśli uda wam się zaprzyjaźnić z irańskimi narciarzami, możecie trafić do jednej z górskich willi na prywatne przyjęcie, które zadziwi was szampańską atmosferą.
Najpopularniejszym kurortem podstołecznym jest Dizin, godzinę drogi od Teheranu. To jeden z najwyżej położonych ośrodków narciarskich na świecie. Na narty mogą sobie pozwolić tylko zamożniejsi Irańczycy, ale w porównaniu z cenami europejskimi pobyt tamże jest bajecznie tani.
Do programu narciarskiego warto dorzucić obejrzenie cennych zabytków w Isfahanie i Szirazie oraz fascynujących ruin starożytnego Persepolis z monumentalnymi posągami uskrzydlonych byków.
Bilety lotnicze i hotele (nawet dla cudzoziemców) kosztują niewiele. Dwugodzinny lot z Teheranu przeniesie was na irańską wyspę Kisz w Zatoce Perskiej, gdzie - to jeszcze jedna niespodzianka Republiki Islamskiej - nawet w zimie można opalać się na plażach.
Dzienny bilet na wyciągi - ok. 4 dol., wynajęcie kompletnego sprzętu - drugie tyle. Informacja o irańskich ośrodkach narciarskich http://www.skifed.ir.
Niewielki ośrodek narciarski na górze Hermon na kilka łatwych stoków i trzy wyciągi. Ale większą przyjemnością jest tam podziwianie widoków. Hermon leży na styku granic Izraela, Syrii i Libanu. Gdyby nie konflikt izraelsko-arabski, góra Hermon (część wzgórz Golan okupowanych przez Izrael od 1967 r.) byłaby rajem dla narciarzy. Jednak od libańskiej i syryjskiej strony na jej zboczach łatwiej spotkać żołnierzy sił pokojowych ONZ niż amatorów sportów zimowych.
Za kilka lat będzie można śmigać na nartach dosłownie po piasku. Szejkowie Zjednoczonych Emiratów Arabskich postanowili zbudować na pustyni pod Dubajem szklaną piramidę z ośnieżoną trasą o długości 650 m i ponadstumetrową różnicą poziomów. Budowę i obsługę wyciągów zapewni francuska firma z Alp. Koszt - 250 mln dol.