Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. Rewelacyjna Kostaryka zaskakuje Urugwaj

Czy Oscar Tabarez był święcie przekonany, że na Kostarykę zupełnie wystarczy zestawienie Edinsona Cavaniego z 34-letnim Diego Forlanem? Gdy jeszcze około pięćdziesiątej minuty meczu kamery pokazały Suareza, kwestię jego ewentualnego wejścia wszyscy wiązali ze zbędnym ryzykiem - po kolejnym kwadransie i dwóch golach rywali zastanawiano się, czemu selekcjoner ostatecznie zostawił go na ławce.

Potencjalnie to starcie było zresztą najtrudniejszym dla Urugwaju - choćby z tego względu, że Kostaryka również najpewniej czuje się... bez piłki. "La Celeste" w każdym meczu eliminacyjnym mieli mniejsze posiadanie od swoich przeciwników z Ameryki Południowej, co też pozwalało im na grę głównie z kontry - w tej szybcy, silni i przebojowi Suarez z Cavanim czuli się najlepiej, a mimo to Urugwaj potrzebował baraży z Jordanią, by ostatecznie awansować na mundial.

To więc interesujące, że w kontekście szans Urugwaju mówiono nawet o niespodziance na miarę "Maracanazo" z 1950 roku. Jeden ze sponsorów kadry nawet stworzył reklamę telewizyjną, w której duch w błękitnej szacie błąkał się po Rio de Janeiro, przypominając Brazylijczykom o tamtym słynnym zwycięstwie. Oczywiście większość z tych nadziei wiązana była z formą duetu napastników, a nie piłkarzy z linii pomocy czy obrony. Czemu jednak brak Suareza okazał się tak bolesny?

Nowa, mundialowa wersja Wigan

Przede wszystkim przez wzgląd na przeciwników. Kostaryka miała jasny plan, który był kontynuacją ich defensywnej gry z eliminacji. Z piłkarzami o ograniczonych możliwościach, mniejszej renomie i talencie od choćby tych z Urugwaju, ale za to lepiej tłumiącym jakość np. Cavaniego. Jorge Luis Pinto, selekcjoner Kostaryki, z pewnością szukając wzorców musiał spojrzeć na Anglię i zespół oraz menedżera, którzy w ostatnich latach regularnie sprawiali wiele sensacji.

To Roberto Martinez w swoim poprzedniej pracy w Wigan, pomimo najmniejszego w Premier League budżetu na transfery i płace, często ze stratą kilku punktów i okupowanym ostatnim miejscem w tabeli, ratował ich przed spadkiem. Jego niekonwencjonalnym sposobem było ustawienie pięciu obrońców z cofniętymi skrzydłowymi i zagęszczonym środkiem pola. Analitycy zatrudnieni przez Martineza wyliczyli, że piłkarze Wigan powinni częściej próbować zaskakujących strzałów z dystansu i wypracować schematy stałych fragmentów gry, które okażą się skuteczniejsze od szukania bardziej wysublimowanych rozwiązań.

I faktycznie tak Wigan gwarantowało sobie utrzymanie w lidze. Z kolei Kostaryka przyjęła podobny system (5-2-2-1), nie obawiając się zrzucenia całej odpowiedzialności za grę ofensywną na ich jedynych kreatywnych piłkarzy - Bryana Ruiza oraz Joela Campbella. Zwłaszcza ten drugi był świetny, nie tylko strzelając gola i zaliczając asystę, ale też kilka razy groźnie uderzając z dystansu, świetnie dryblując i kilka razy wywołując panikę w szeregach rywali - a przecież Diego Godin w ostatnim sezonie radził sobie z bardziej uznanymi napastnikami! Jego odpowiednikiem z Wigan mógłby być Hugo Rodallega, który dzięki zaufaniu Martineza wypromował się i wciąż gra w Premier League. Z kolei w roli Ruiza, wysokiego, dobrze zastawiającego się i potrafiącego zagrać niekonwencjonalne podanie za linię obrony ofensywnego pomocnika zwykł występować Jordi Gomez.

Para poszła w gwizdek

Urugwaj na szczelne zasieki Kostaryki nie potrafił znaleźć rozwiązania. Tylko kilka razy Keylor Navas musiał ratować swój zespół - na pewno mniej niż spodziewano się po klasie napastników Oscara Tabareza. Cavani i Forlan może łącznie zaliczyli siedem strzałów, lecz w całym meczu tylko trzy próby były celne. Zresztą ten pierwszy najwięcej podań otrzymał od kolegów na lewym skrzydle pod samą linią boczną, daleko od bramki rywali. W całym spotkaniu Urugwaj ledwie siedem razy podawał celnie w "szesnastkę" Kostaryki stwarzając jedną okazję - tymczasem ich przeciwnicy osiągnęli ten sam wynik, jednak każde zagranie otwierało im szansę na gola.

Im dłużej trwało to spotkanie - zwłaszcza po godzinie gry i objęciu przez Kostarykę prowadzenia - tym mniej pomysłów miał Urugwaj. Z wyjściowej jedenastki tylko Fernando Muslera zaliczył mniej kontaktów z piłką od Cavaniego, a grający tylko przez sześćdziesiąt minut Diego Forlan miał więcej podań od swojego partnera z ataku. I tak inni byli dla nich tłem, może poza Cristianem Rodriguezem, który dokładnie dośrodkowywał ze stałych fragmentów gry. Brak kreatywności u innych graczy podstawowego składu jest jednym powodem do zmartwień Oscara Tabareza, a kolejnym znikomy wpływ jego rezerwowych na jakąkolwiek zmianę w grze drużyny. Niech o ich frustracji świadczy pierwsza czerwona kartka turnieju dla Maxiego Pereiry.

Oczywiście gdy przyjdzie Urugwajowi bronić się przeciwko Anglii i Włochom, w ataku będzie więcej miejsca - Cavani z Suarezem (?) będą mogli toczyć pojedynki indywidualne z obrońcami, a nie z kilkoma rywalami naraz. Jednak ten sensacyjny wynik udowodnił, że w mundialowej grupie śmierci nie można być niczego pewnym - tak grająca Kostaryka z fenomenalnym dziś Joelem Campbellem może jeszcze zaszkodzić drużynom lepszym od "La Celeste".

Gorące kolumbjskie kibicki, czyli trzeci dzień na mundialu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.