Droga na Mundial. "Nowi Włosi" z importu

Obecność piłkarzy pochodzących z różnych państw, a nawet odmiennych kultur w jednej reprezentacji dziś nikogo nie dziwi. W tym kontekście najczęściej wspomina się o Niemczech lub Francji, lecz to Włosi byli pionierami w tym względzie.

Zostań eskpertem Z czuba na mundial, relacjonuj z nami mecze ?

Materiał powstał w ramach Tygodnia Włoskiego projektu "Continental - Droga na Mundial"

W latach 30. XX wieku selekcjoner Italii, Vittorio Pozzo, zdecydował się włączyć do kadry kilku Argentyńczyków oraz Urugwajczyków. Nie istniały ku temu żadne przeszkody, gdyż piłkarze nazywani "oriundi" lub "rimpatriati" włoskie obywatelstwo dostawali z urzędu. Nie wszystkim podobała się taka polityka budowania kadry - przede wszystkim rywalom oskarżającym Włochów o nieczystą grę - lecz "oriundi" w większości mieli włoskich przodków i mówili w tym języku. Było to pokłosiem licznej emigracji z Italii do Ameryki Południowej, jaka miała miejsca na przełomie XIX i XX w.

- Jeśli mogą umrzeć za Włochy, mogą grać dla Włoch - w ten sposób Pozzo chciał uciszyć krytyków. Najlepiej zrobił to, prowadząc Włochy do dwóch kolejnych triumfów na mistrzostwach świata (1934 i 1938, jest jedynym trenerem w historii, który tego dokonał) oraz igrzyskach olimpijskich w Berlinie (1936). Być może nie dokonałby tego bez naturalizowanych piłkarzy. Bramkę w finale MŚ 1934 z Czechosłowacją zdobył Raimundo Orsi, który wraz z Luisem Montim zaledwie sześć lat wcześniej grał w finale IO w barwach.... Argentyny. Monti jest również jedynym piłkarzem, który grał w dwóch finałach mundiali w barwach dwóch drużyn (Argentyna 1930, Włochy 1934).

Sam cytat o umieraniu za kraj był jednak zupełnie nietrafiony, jeśli odbierać go dosłownie. Gdy zaczynała się wojna włosko-abisyńska niektórzy "oriundi" zostali przyłapani na próbie ucieczki do Francji, by uniknąć udziału w wojnie. Często uczucia wobec Włoch odgrywały jedynie drugoplanową rolę. Serie A była wówczas jedną z najmocniejszych i najbogatszych lig na świecie.

Po II wojnie światowej niewiele się zmieniło w tym względzie i nadal dochodziło do absurdalnych sytuacji. Pięć spotkań w barwach "Azzurri" zagrał Alcides Ghiggia. To ten sam zawodnik, który w 1950 roku doprowadził do płaczu całą Brazylię, gdy swoim golem na 2-1 dał mistrzostwo świata Urugwajowi. Wcześniej wyrównującą bramkę zdobył Juan Schiaffino - już dwa lata później reprezentował Włochy.

We włoskiej kadrze grał również Jose Altafini, który w 1958 roku zdobył mistrzostwo świata w barwach Brazylii. Był to jeden z ostatnich takich przypadków, gdyż niedługo później FIFA zabroniła gry w dwóch różnych reprezentacjach. Dodatkowo od 1966 roku włoskie kluby nie mogły zatrudniać obcokrajowców. Miało to pomóc w kreowaniu rodzimych talentów, by przestać polegać na piłkarzach pochodzących głównie z Ameryki Południowej.

Liczba "oriundi" znacznie się zmniejszyła w kolejnych latach, lecz obecnie kilku z nich reprezentuje Włochy. Od czasu do czasu budzi to kontrowersje na Półwyspie Apenińskim. Ich zwolennikiem jest jednak obecny selekcjoner, Cesare Prandelli, który woli ich nazywać "nowymi Włochami". Do tej pory zależnie od różnych źródeł i sposobu liczenia miejsce we włoskiej kadrze znalazło ponad 40 "oriundi".

Ostatnim z nich jest Gabriel Paletta. Obrońca Parmy w barwach "Azzurri" zadebiutował 5 marca tego roku w meczu towarzyskim z Hiszpanią. W reprezentacji Włoch gra za sprawą swojego pradziadka, który wiele lat temu wyemigrował z Kalabrii do Argentyny. Na zbliżający się mundial w Brazylii powołani mogą zostać również tacy piłkarze jak Pablo Daniel Osvaldo (pochodzi z Argentyny, pradziadek wyemigrował z Włoch w XIX w.), Thiago Motta z Brazylii za sprawą włoskiego dziadka czy urodzony i mieszkający do 12. roku życia w USA Giuseppe Rossi.

Najbardziej znanym przykładem "oriundi" w ostatnich latach był Mauro Camoranesi. Grał we włoskiej kadrze ze względu na - a jakżeby inaczej - pradziadka. W reprezentacji zagrał 55 razy, najwięcej ze wszystkich "oriundi" w historii Włoch, choć uważa się za Argentyńczyka, a podczas wygranych MŚ 2006 nie śpiewał hymnu włoskiego, gdyż... nie znał tekstu. Słowa Vittorio Pozzo po raz kolejny nie znalazły potwierdzenia, lecz koniec końców najważniejszy jest wynik.

Pokaż, jak kibicujesz Włochom [KONKURS]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.