Thomas Mueller odpowiada San Marino. "Obejrzyjcie to jeszcze raz"

W zeszłym tygodniu reprezentant Niemiec Thomas Mueller skrytykował sens rozgrywania meczów z drużynami takie jak San Marino. Na jego słowa po zwycięstwie 8:0 ostro, ale humorystycznie zareagował jeden z pracowników przeciwnej federacji, a jego oświadczenie obiegło cały świat. We wtorek piłkarz Bayernu jeszcze raz odniósł się do całej sprawy.

Przypomnijmy: Niemcy wygrali w piątek z San Marino 8:0. Po czwartym spotkaniu eliminacyjnym obrońcy tytułu mają komplet punktów, strzelili 16 goli nie tracąc żadnego. Natomiast Mueller po meczu pytał: - Jaki jest sens rozgrywania spotkań, w których jest taka przepaść w prezentowanym poziomie?

Ze strony San Marino odpowiedział mu szef ds. PR reprezentacji San Marino, Alan Gasperoni, który w dziesięciu punktach przedstawił perspektywę zajmującej 201. miejsce w rankingu FIFA reprezentacji. - Drogi Thomasie, masz rację. Mecze takie, jak ten piątkowy, nic nie znaczą - dla ciebie. Z drugiej strony, nie musisz przecież przyjeżdżać do San Marino, by robić coś, co nie ma żadnego znaczenia. Możesz spędzić weekend ze swoją żoną, leżąc na sofie w luksusowej willi, albo wystąpić na imprezie jednego ze swoich sponsorów, by zarobić kolejne kilkaset tysięcy euro - napisał na początku swojego wywodu .

Oświadczenie Gasperoniego obiegło świat i zjednało San Marino wiele głosów poparcia. We wtorek po bezbramkowym remisie w meczu towarzyskim odpowiedział sam Mueller. Na swoim koncie twitterowym napisał: - Po mojej krytyce chciałbym zaproponować wszystkim, by jeszcze raz obejrzeli ten wywiad. Moja wypowiedź odwoływała się do pytania o wartość sportową meczów w odniesieniu do ryzyka złapania kontuzji - tłumaczył 27-letni Niemiec.

- Moja wypowiedź została częściowo wyrwana z kontekstu. Tym samym wywołało to fałszywe wrażenie u niektórych osób. Chciałbym więc wyjaśnić, że w mojej odpowiedzi był szacunek, po prostu chciałem pokazać różnicę w podejściu obu stron - zakończył.

Świat sportu ogarnęło prawdziwe szaleństwo! Po co Ronaldo to robi?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.