• Link został skopiowany

"Inny poziom sk***". Oto "największy dupek i najbardziej znienawidzony piłkarz"

W ostatnich dniach Emiliano Martinez dał się poznać jako awanturnik, który obraził Louisa van Gaala i Kyliana Mbappe. 30-latek był też jednym z ojców sukcesu Argentyny na mundialu. Sukcesu dla Martineza niewyobrażalnego, bo jeszcze dekadę temu bramkarz grał w piątej lidze angielskiej.
Emiliano Martinez, Louis van Gaal
Sport.pl

Po ćwierćfinale mówił do Louisa van Gaala, że powinien się zamknąć. W trakcie finałowej serii rzutów karnych skutecznie, lecz wbrew przepisom wytrącił z równowagi Aureliena Tchouameniego. Po odebraniu nagrody dla najlepszego bramkarza przyłożył statuetkę do krocza i prowokował francuskich kibiców. A w Buenos Aires paradował z lalką z naklejoną twarzą Kyliana Mbappe.

Zobacz wideo Kwiatkowski o pożegnaniu Michniewicza: Nie chcemy wchodzić w szczegóły

Bramkarz reprezentacji Argentyny Emiliano Martinez jest najbardziej kontrowersyjnym mistrzem świata. - Inny poziom sk... - podsumował jego zachowanie były piłkarz Arsenalu Ian Wright. - To największy dupek i najbardziej znienawidzona osoba w świecie futbolu - dodał mistrz świata sprzed czterech lat Adil Rami.

Ale Martinez ma swoje pięć minut nie tylko z powodu kontrowersyjnego zachowania. Bramkarz Aston Villi był jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym graczem w kadrze Lionela Scaloniego obok Lionela Messiego. W meczu z Holandią obronił dwa rzuty karne, w finale z Francją jeden. A chwilę wcześniej uchronił Argentynę od porażki, broniąc uderzenie Randala Kolo Muaniego w sytuacji sam na sam.

Martinez ma gdzieś, że dla większości świata stał się chamem i wrogiem. Dziś jest bohaterem w swojej Argentynie. A na to, by ktokolwiek go docenił, cierpliwie czekał i pracował prawie całą karierę.

Tylko 102 mecze w dziesięć lat

Aż trudno uwierzyć w to, że obecny mistrz świata i Ameryki Południowej w ciągu pierwszych 10 lat kariery rozegrał zaledwie 102 mecze w seniorskiej piłce. To liczba, jaką najbardziej eksploatowani piłkarze, a tym bardziej bramkarze, osiągają nawet w dwa sezony.

Kariera Martineza do pewnego momentu naznaczona była jednak wypożyczeniami i cierpliwym czekaniem.

Czekaniem na szansę w Arsenalu, która długo nie nadchodziła. Argentyńczyk w 2010 r. trafił do Londynu, ale w ciągu 10 lat rozegrał w klubie z The Emirates Stadium mniej meczów niż na sześciu wypożyczeniach, na jakie w tym czasie trafił. A jeździł nie tylko po Anglii (Oxford United, Sheffield Wednesday, Rotheram United, Wolverhampton Wanderers i Reading), ale i do hiszpańskiego Getafe. Nigdzie jednak nie zagrzał miejsca dłużej niż na sezon.

Nikt nie decydował się na wykupienie Martineza z Arsenalu, a w nim Argentyńczyk wiecznie miał kogoś przed sobą. Najpierw byli to Manuel Almunia i Wojciech Szczęsny. Później Łukasz Fabiański i Vito Mannone. Potem byli też David Ospina, Petr Cech i w końcu Bernd Leno. - Trudno nie myśleć o trudnej drodze, jaką przebyłem. W Argentynie nie znali mnie od strony, na jaką zasługiwałem - mówił Martinez przed finałem mundialu.

- Nigdy nie akceptowałem roli zmiennika, zwłaszcza że zawsze wierzyłem w siebie. Miałem wiele okazji do opuszczenia klubu, ale nigdy nie chciałem się na to zgodzić. To byłoby za łatwe - dodawał w rozmowie z portalem The Athletic.

"Mama płakała i błagała, żebym nie wyjeżdżał"

Martinez od najmłodszych lat musiał radzić sobie ze skrajnie trudnymi warunkami do rozwoju. Dorastał w Mar del Plata, w maleńkim domu bez okien i drzwi, z rodzicami i bratem, z którym dzielił pokój. Początek historii Martineza jest jedną z wielu, w których futbol pozwolił zawodnikowi wyrwać się ze skrajnej biedy.

- Razem z bratem szaleliśmy na punkcie futbolu, mimo że nikt w naszej rodzinie nie uprawiał sportu - mówił Martinez w rozmowie z "The Times". Talent i odwaga sprawiły, że już jako 12-latek wyjechał do oddalonego o 400 km Buenos Aires, gdzie podpisał kontrakt z Independiente.

Martinez w wielkim mieście mieszkał sam, bo ani rodziców, ani brata nie stać było na regularne podróże. Kiedy skończył 17 lat, częściej niż rodzina oglądali go skauci Arsenalu. Ci zwrócili uwagę na zawodnika w trakcie jego występów w młodzieżowej reprezentacji Argentyny.

- Wysłaliśmy do jego klubu zaproszenie na testy. Chcieliśmy poznać go bliżej i przyjrzeć się jego umiejętnościom. Mieliśmy wątpliwości, czy się zaadaptuje, ale od pierwszego dnia czuł się u nas jak u siebie. Był bardzo otwarty na angielską kulturę i chciał u nas zostać - wspominał szef skautów Arsenalu na Amerykę Południową, Sandro Orlandelli.

Po powrocie do Buenos Martinez nie czekał długo na kolejny kontakt z Anglii. Tym razem Arsenal zwrócił się do Independiente z ofertą transferową opiewającą na niewiele ponad milion funtów. Klub, w którym Martinez nawet nie zdążył zadebiutować, ofertę przyjął szybko, tak samo jak zawodnik. Martinez przyznał, że pieniądze, jakie otrzymał za podpis, od razu przekazał rodzicom. Ojciec miał kupić za nie samochód.

- Kiedy prezes Independiente zadzwonił do mnie, byłem pewien, że chce przedłużyć ze mną kontrakt. Nie spodziewałem się, że oddadzą mnie do Arsenalu. Nigdy zresztą nie przypuszczałem, że tak szybko wyjadę do Europy. To było szaleństwo, ale nie mogłem nie skorzystać z tej propozycji - mówił Martinez.

- Nie chciałem opuszczać rodziny, ale nie było innego wyjścia. Mama płakała i błagała, żebym nie wyjeżdżał. Było mi jej bardzo żal, ale oczyma wyobraźni widziałem też ojca, który płakał po nocach, bo nie miał pieniędzy, by nas utrzymać. Nie mogłem im nie pomóc. Obiecałem rodzicom, że nie wrócę do domu z niczym. Nie chciałem być jednym z tych gości, którzy wyjeżdżali do Europy z wielkimi nadziejami, a wracali sfustrowani - dodawał.

Od meczu piątej ligi do finału MŚ

Już po roku Martinez został wypożyczony do grającego w piątej lidze Oxford United. W nim zagrał tylko jeden mecz. Było to dokładnie 5 maja 2012 r. Kiedy Oxford przegrało 0:3 z Port Vale i straciło szanse na awans do League Two, FC Barcelona rozbiła Espanyol 4:0. Porównanie nie jest przypadkowe. W meczu na Camp Nou wszystkie gole strzelił Messi, który tamten sezon zakończył z kosmiczną liczbą 73 bramek i 32 asyst w 60 występach. Czy cokolwiek może lepiej zobrazować drogę, jaką przeszedł Martinez, by znaleźć się w jednym miejscu z najlepszym piłkarzem świata?

Debiutu w Arsenalu Argentyńczyk doczekał się cztery miesiące później. Martinez wystąpił w zwycięskim 6:1 meczu z Coventry City, ale od tamtej pory przez kolejnych siedem lat zagrał w Arsenalu tylko 13 razy.

- Byłem z niego bardzo zadowolony. Widzieliśmy o jego wielkim talencie i chęci do nauki. Nawet kiedy nie szło mu na wypożyczeniach, nie narzekał, tylko pracował z wielką wiarą. Teraz, gdy na niego patrzę i przypominam sobie, jaką drogę przeszedł, doceniam go jeszcze mocniej - mówił były trener Arsenalu, Arsene Wenger.

Francuz, tak samo jak jego następcy, chwalił Martineza, ale żaden z trenerów nie zdecydował się na niego postawić. Lata mijały i Argentyńczyk albo był głębokim rezerwowym w Arsenalu, albo wyjeżdżał na kolejne wypożyczenie. Wszystko zmieniło się 20 czerwca 2020 r. w Brighton.

Do gry przygotowywał się w ogrodzie

To była pierwsza kolejka Premier League po zawieszeniu sezonu 2019/20 z powodu pandemii koronawirusa. Martinez, jak zawsze w tamtych rozgrywkach ligowych, zaczął mecz jako zmiennik Leno. W 50. minucie Argentyńczyk musiał jednak wejść na boisko po tym, jak Niemiec doznał poważnej kontuzji. Chociaż Martinez puścił wtedy dwa gole, a Arsenal przegrał 1:2, to i tak był to dla niego moment przełomowy.

Argentyńczyk doczekał się pewnej pozycji w klubie, w kolejnych trzech meczach nie puścił gola, a 1 sierpnia był jednym z bohaterów wygranego 2:1 finału Pucharu Anglii z Chelsea. - Byłem dumny i cieszyłem się chwilą. Na boisku byłem arogancki. Poza nim nigdy taki nie będę, ale na boisku musisz być pewny siebie. I to się opłaciło - mówił Martinez.

To był pierwszy poważny sukces w jego karierze i pierwszy raz, gdy docenił go świat. - Musiałem być na to gotowy. Zawsze wiedziałem, że kiedy w końcu przyjdzie szansa, muszę ją wykorzystać. Rezerwowi bramkarze często usprawiedliwiają się brakiem formy przez małą liczbę meczów. To nie dla mnie - mówił Argentyńczyk.

Martinez w czasie pandemii nie próżnował. W ogrodzie przed domem postawił pełnowymiarową bramkę i maszynę, która strzelała piłkami. To tam Argentyńczyk szlifował refleks, w czym pomagała mu żona, która wkładała piłki do wyrzutni. - Była w tym beznadziejna. Lepiej poszłoby mojemu dwuletniemu synowi - śmiał się Martinez.

"Nigdy nie czułem się lepiej"

Przed tamtym sezonem Argentyńczyk obiecał sobie, że to ostatni rok, kiedy zaczeka na szansę w Arsenalu. Martinez miał za sobą niezły czas w Reading i kiedy wskoczył w miejsce kontuzjowanego Leno, liczył na dużo więcej. Latem 2020 r. bramkarz usłyszał, że to Niemiec znów będzie numerem jeden.

Dla Martineza to było za wiele i zgodnie ze złożoną sobie obietnicą odszedł do Aston Villi. Tam w pełni rozwinął skrzydła. - Mikel Arteta dziękował mi za lata współpracy. Był moim przyjacielem, kiedy jeszcze grał dla Arsenalu, ale też później, gdy został trenerem. Zawsze doceniał mój wkład. Szczególnie mocno doceniał mój charakter, bo mimo że prawie zawsze byłem tylko rezerwowym, nigdy nie narobiłem mu problemów - mówił Argentyńczyk.

- Kiedy dowiedzieliśmy się, że chce odejść z Arsenalu, ucieszyłem się. Śledziłem jego karierę przez wiele lat i wiedziałem, jakie elementy należało poprawić, by stał się bramkarzem wysokiej klasy. Znałem jego charakter i podejście do pracy, dlatego przygotowałem prezentację, dzięki której przekonałem władze klubu do tego transferu. Już wtedy mówiłem im, że to może i nie będzie mały wydatek, ale na pewno nam się opłaci - opowiedział były trener bramkarzy w Aston Villi, Neil Cutler.

Klub z Birmingham zapłacił za Martineza 20 mln funtów i dziś na pewno nie żałuje. Argentyńczyk już w debiucie obronił rzut karny, zatrzymując uderzenie Johna Lundstrama. Aston Villa wygrała 1:0, a w całym sezonie 2020/21 Martinez zachował 15 czystych kont w 39 występach.

- Tamten rzut karny Lundstrama był dla mnie bardzo ważny i zaważył na tym, że miałem udany sezon. Po dobrej końcówce w Arsenalu znakomicie zacząłem rozgrywki w nowym klubie, co jeszcze mnie napędziło. Nigdy nie czułem się lepiej - opowiadał Martinez.

"Pożrę cię żywcem"

Jego dobra forma nie mogła umknąć Solariemu, który w czerwcu zeszłego roku dał Martinezowi zadebiutować w reprezentacji Argentyny. Choć było to tuż przed Copa America, to decyzja selekcjonera była strzałem w dziesiątkę. 

Martinez został wybrany zawodnikiem turnieju, a Argentyna pierwszy raz od 1993 r. triumfowała w mistrzostwach Ameryki Południowej. W finale bramkarz Aston Villi zatrzymał Brazylię (1:0), a w półfinale obronił aż trzy rzuty karne, odbijając strzały Edwina Cardony, Yerry'ego Miny i Davinsona Sancheza. 

To wtedy Martinez potwierdził opinię, że jest specem od bronienia jedenastek. Specem nietypowym, który nie tylko dobrze rozpracowuje przeciwników, ale też, a może przede wszystkim, wpływa na ich psychikę, czego w finale MŚ doświadczył m.in. Tchouameni.

- Uśmiechasz się, ale widzę, że jesteś zdenerwowany. Pożrę cię żywcem - wrzeszał Martinez do Miny przed tym jak Kolumbijczyk wykonał rzut karny na Copa America. Nie był to ani pierwszy, ani ostatni taki przypadek. Kilka miesięcy później Martinez brudnymi gierkami rozbił Bruno Fernandesa.

Był wrzesień zeszłego roku, a Portugalczyk szykował się do wykonania rzutu karnego w ostatnich minutach meczu Manchesteru United z Aston Villą w Premier League. Martinez najpierw nie chciał oddać Fernandesowi piłki, a później przez dwie minuty dopytywał, dlaczego rzutu karnego nie będzie wykonywał Cristiano Ronaldo. Argentyńczyk nie dał się odciągnąć ani Fredowi, ani Edinsonowi Cavaniemu, aż w końcu zdenerwowany Fernandes kopnął piłkę wysoko w trybuny, a Aston Villa wygrała 1:0.

Na mundialu Martinezowi udało się też rozproszyć Virgila van Dijka i Stevena Berghuisa. Co ciekawe, dopiero Szymon Marciniak w finale mundialu ukarał go żółtą kartką za jego niedozwolone przeciąganie gry.

Dzisiaj jego zachowanie przy rzutach karnych i jego kluczowe interwencje znają wszyscy kibice na świecie. - Przez lata słyszałem o sobie wiele złych rzeczy, które naprawdę mi się nie podobały. Nie mogłem jednak na nie odpowiedzieć, bo nie grałem. Mogłem pyskować w mediach, ale po co? To nie mój styl. Byłem cierpliwy - mówił Martinez.

- Teraz jest mój czas. Zawsze wiedziałem, że to, co mówili ludzie w trakcie mojej kariery, nie miało żadnego znaczenia. Film zawsze jest pamiętany za końcówkę, a nie początek. I ja teraz piszę tę efektowną część - zakończył.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: