Po meczu z Maroko Cristiano Ronaldo rozpłakał się jeszcze na boisku. Realizator transmisji niemal przez minutę "odprowadzał" do szatni kryjącego twarz w rękach Portugalczyka. Obrazek chwytający za serce.
Ronaldo płakał wiele razy. W 2008 r. po wygranym finale Ligi Mistrzów, w którym nie trafił z rzutu karnego. Płakał pięć lat później, gdy po latach dominacji Messiego w Złotej Piłce, to jemu przypadła nagroda. Płakał w 2015 r. po półfinale Ligi Mistrzów, w którym Juventus pokonał Real. I wtedy, gdy znoszono go z boiska w finale Euro 2016, a chwilę później Portugalia zdobyła mistrzostwo. Płakał też w 2018 r. w pierwszym meczu w barwach Juve w Lidze Mistrzów, gdy dostał czerwoną kartkę i nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego.
Angielski tabloid "The Sun" już dekadę temu stworzył listę najczęściej płaczących sportowców. I na pierwszym miejscu umieścił Ronaldo. Drugi był Andre Agassi, który ponoć płakał często, ale niemal zawsze w zaciszu szatni, pokoju hotelowego lub domu w Las Vegas. Tak było do roku 1992, kiedy łzy popłynęły na korcie w Londynie po wygraniu pierwszego tytułu wielkoszlemowego. "Uczynił to, jakby musiał zasłużyć na prawo do płaczu, wyróżnienia się, prawo do akceptacji, by świat patrzył, jak ogarniają go emocje. To była cena wolności emocjonalnej na scenie, na którą patrzą miliony par oczu" - opisywał to serwis Sportstar. W rankingu "The Sun" były wielkie nazwiska (John Terry, David Beckham, Tiger Woods), ale również i wielkie sportowe momenty, w których ci zawodnicy uczestniczyli.
W ostatnich latach o sportowcach, który okazują w ten sposób emocje, pisze się jednak w sposób mniej pejoratywny. Już nie są - jak pisali dziennikarze "The Sun" - płaczkami. Wirtualny szlaban na prawo do łez stopniowo się podnosi.
Mundial sypnął wzruszającymi obrazkami i to nie tylko przy okazji finału. Neymar stał jak sparaliżowany po odpadnięciu Brazylii w ćwierćfinale. Płakał nie tylko on, ale i niemal połowa drużyny. Wcześniej "płakał całą noc" po kontuzji, która mogła wyeliminować go z mundialu. Po innym ćwierćfinale twarz w dłoniach chował Harry Kane. Kapitan wykorzystał tylko jednego z dwóch karnych w meczu z Francją, a Anglia pożegnała się z imprezą.
Fot. Martin Meissner / AP
Mniej spodziewane łzy radości oglądali też polscy kibice. U Roberta Lewandowskiego wywołał je gol strzelony Arabii Saudyjskiej. Z jednej strony to był tylko mecz z najsłabszą drużyną grupy, bramka na 2:0, zdobyta w prostej sytuacji, z drugiej - pierwszy gol kapitana Polski na mundialu. Gol, na który czekał całą piłkarską karierę, którego nie mógł strzelić wcześniej w czterech mundialowych spotkaniach nawet z karnego. Gol, który zrzucił kamień z jego serca.
- To nie do końca ulga, ale po prostu spełnienie marzeń - mówił dziennikarzom po meczu. Brakowało mi tego gola. Dzisiaj go wreszcie strzeliłem i jest to jakieś dopełnienie mojej kariery - przyznał. Ale przeszklone oczy miał już wcześniej, podczas odgrywania Mazurka Dąbrowskiego.
- Już w trakcie hymnu poczułem emocje i sam się zastanawiałem, dlaczego w takim momencie, dlaczego w ogóle się pojawiły, co się dzieje, dlaczego ten mecz traktuję jakoś inaczej. Im starszy jestem, tym się robię bardziej emocjonalny - dodał z uśmiechem.
Nie on jeden. Przy ostatnim meczu fazy grupowej płakał Luis Suarez. Choć Urugwaj wygrał z Ghaną, do wyjścia z grupy zabrakło mu bramki. Wyrzucony za czerwoną kartkę Suarez płakał na ławce i w drodze do tunelu. Z emocjonalnych scen mundialu był też płaczący po zdobyciu mistrzostwa świata trener Argentyny Lionel Scaloni, a świat obiegło nagranie łkającego podczas transmisji komentatora Andresa Cantora, który, tak jak cała Argentyna, czekał 36 lat na sukces swej reprezentacji. Po ostatnim trafieniu z karnego siedem razy przez łzy krzyczał: "Argentyna mistrzem świata!", choć wzruszenie momentami odbierało mu głos.
Łzy popłynęły też Lionelowi Messiemu. Być może delikatniejsze, niż wtedy, gdy rok wcześniej zdobywał z kadrą pierwszy reprezentacyjny puchar (Copa Amercia), czy wtedy, gdy żegnał się z Barceloną. A może łzy były od zawsze, a tylko teraz dzięki 33 kamerom pracującym na stadionie, operatorom steadicam (mobilna kamera z operatorem, który może podchodzić do zawodników) technologii HD czy 4k, widać je wyraźniej?
- Jesteśmy bliżej sportowca. Jego ciała, tego, co nam pokazuje jego umysł. Umiemy rozsztfrować mowę ciała. Na zbliżeniach i powtórkach widać nawet najmniejszy grymas. Jesteśmy bardziej świadomi - zwraca uwagę psycholog sportu Katarzyna Selwant.
Oprócz bliskości sportowców, które zapewnia technika, ale też media społecznościowe, mnogość transmisji, zdjęć i filmików, zmienia się też kultura, czy akceptacja społeczna na pewne zachowania. Serwis Bleacherreport.com osiem lat temu nakreślił sytuacje, w jakich łzy w sporcie są czymś normalnym. Do tematu podszedł i trochę na poważnie, i z przymrużeniem oka. Przyznał, że "sport poza miłością i śmiercią wzbudza jedne z najsilniejszych emocji, więc świat sportu może sprowadzić akt płaczu do rzadkiego i niezwykłego widoku, ale nie może go zupełnie wykluczyć". Dziennikarze w kilkunastu scenariuszach uznali, że płacz jest w porządku m.in.:
Oczywiście ckliwych sytuacji jest więcej i są one indywidualną sprawą każdego sportowca. Z ostatnich wydarzeń przywołać można zeszklone oczy Mameda Chalidowa na prezentacji przed walką z Mariuszem Pudzianowskim na KSW 77. Legenda polskiego MMA ostatni raz walczyła przed rokiem i przegrała swą walkę.
- My, mężczyźni z Kaukazu, nie możemy pokazywać łez, ale dziś nie wytrzymałem i puściły emocje. Te emocje wywoływali kibice. To, jak mnie witali, jakie wsparcie mi dali po ciężkich dla mnie chwilach - mówił dziennikarzom już po walce Chalidow.
Zapewne wzruszony niemal dwie dekady temu Chalidow pewnie byłby większą sensacją niż Chalidow roniący łzy w 2022 roku.
- Jest społeczne przyzwolenie na pokazywanie emocji. Zresztą kibice oglądają sport właśnie dla nich. My sami chcemy się emocjonować i widzieć, jak zawodnik coś przeżywa. Chcemy widzieć w nim człowieka, wtedy jest nam bliższy - opisuje to psycholog sportu Katarzyna Selwant. - Dodatkowo mam wrażenie, że obecnie w sporcie jest więcej emocji, niż kiedyś. Wpływa na to kilka czynników. Większa jest motywacja zewnętrzna zawodników, a tym samym presja. Wewnętrzna motywacja u ambitnych ludzi zawsze istniała, bo to istota sportu. Natomiast teraz zawodnik ma wokół siebie mnóstwo osób, których musi, czy chce zadowolić: tłumy kibiców, ale też sponsorów, duży sztab szkoleniowy, rodzinę, przyjaciół itd. Obecnie w sporcie wszystko jest większe. Przez to większe są oczekiwania. Emocje odzwierciedlane są we łzach. To są łzy szczęścia, radości, napięcia, wzruszenia, ale też zawiedzenia – wyjaśnia psycholog.
Wszystkie te łzy zna Iga Świątek, numer jeden światowego rankingu tenisistek. Łzy są też jej sposobem na wyładowanie emocji, widzimy tylko ich część. Ponoć nie ma tygodnia, w którym Polce nie zdarzyłoby się w ten sposób okazać emocji. Fani pamiętają szczególnie jej łzy na igrzyskach, gdy odpadła w drugiej rundzie.
- Wydaje mi się, że 90 procent zawodniczek płacze po przegranych meczach, tylko po prostu nie dzieje się to na wizji. Tym razem mnie to spotkało. Jesteśmy ludźmi - tłumaczyła. Selwant zgadza się, że łzy potrafią pomóc, oczywiście nie zawsze.
- Jeśli jest to podczas walki sportowej lub w trakcie jakiegoś wydarzenia, to zalecałabym zachować zimną krew. Medale zdobywa się w opanowaniu, nie utracie koncentracji i emocji. Łzy u sportowców pojawiają się najczęściej po rywalizacji, kiedy zawodnikom "puszczają emocje" - wyjaśnia Katarzyna Selwant. - To nie tak, że łzy są każdemu potrzebne. Każdy przeżywa inaczej. Teoria powie nam, że lepiej wszelkie emocje, a szczególnie te negatywne, wyrzucić z siebie, niż miałyby one przez lata się nawarstwiać i zamieniać w coś innego. Negatywne emocje takie jak frustracja, czy rozczarowanie raczej i tak kiedyś wyjdą. Pytanie, kiedy i w jakiej formie? Wolałabym, by wyszły właśnie w formie łez - mówi psycholog.
Ponieważ łzy przyciągają uwagę, budzą współczucie i często przemawiają za sportowca, można zastanowić się, czy czasem mogą być też wykorzystane jako element PR-u. Pewnie nie każdy uwierzył we łzy jednego z największych kolarskich oszustów Lance'a Armstronga, gdy opowiadał w talk-show Opry Winfrey, jak trudno było mu wytłumaczyć dzieciom, by go nie broniły. Wcześniej niszczył, szantażował, łamał kariery wszystkim, którzy stawali na jego drodze. Dla mediów jeszcze bardziej nieszczere były łzy oskarżonego o zastrzelenie swej dziewczyny Oscara Pistoriusa. Paraolimpijczyk na publicznej rozprawie rzewnie płakał przed sądem, przekonując, że to był wypadek. Jeśli ktoś co do tych łez miał wątpliwości, były to skrajne przypadki płaczu, który miał pomóc w uwiarygodnieniu własnej historii. Zdecydowana większość sportowców płacze spontanicznie, a w dzisiejszych czasach nie musi ze swym smutkiem się kryć.
- Łzy to nie jest coś świadomego. Raczej trudno się rozpłakać na zawołanie. W dzisiejszych czasach nie mamy problemu z widokiem płaczącego mężczyzny. On wie, że to nie jest ani dyshonor, ani obniżenie jego wartości. To jest wielka zmiana kulturowa. Kiedyś mężczyzna krępował się wyjść z wózkiem z dzieckiem na spacer, a teraz na placach zabaw siedzi gromada tatusiów. Te łzy to raczej sygnał i komunikat: O, wzruszył się! Tak mu zależało, tak bardzo chciał, tak to przeżywa - mówi nam Selwant.