Nie ma jednej teorii, dlaczego piłka nożna w USA nie zyskała popularności. A przecież dotarła tam przed futbolem, zwanym później amerykańskim. Pierwowzór tego drugiego rozwinął się najpierw w Kanadzie, a w USA zawodowa liga piłkarska działała już od 1922 r., na długo wcześniej niż w większości krajów Europy. Ba, American Soccer League była podobno przez pewien czas popularniejsza niż raczkująca National Football League. Ściągała do siebie graczy nie tylko z Ameryki, ale też Europy, co spowodowało konflikt z FIFA. Oczywiście, najpopularniejsze wtedy były w USA baseball i futbol uniwersytecki, ale piłka nożna też znalazła swoją niszę. Szczytem osiągnięć amerykańskich piłkarzy był półfinał mistrzostw świata w 1930 r. w Urugwaju. To był jednak łabędzi śpiew. ASL zniszczył konflikt z federacją piłkarską USA oraz Wielki Kryzys lat 20. i 30. XX wieku. Zawodowe ligi piłkarskie przestały wtedy istnieć.
I przez dziesięciolecia piłka nożna w USA nie mogła się odrodzić. Jedni mówili, że to dlatego, iż Amerykanie to społeczeństwo przesiąknięte przemocą. Kochają więc te dyscypliny sportu, które są niebezpieczne jak futbol i baseball. Tam drużyny nie grają w piłkę, ale zdobywają teren albo bazy. Hokej z jego starciami i bijatykami też się świetnie wpisywał w tę teorię. Piłka nożna była dla Amerykanów zbyt miękka, dlatego grały w nią przede wszystkim kobiety i dzieci.
To jedna teoria. Druga mówi zupełnie co innego. Piłka nożna nie zadomowiła się w USA, bo dużo wcześniej rozwinął się tam baseball. Wolny czas, który mieszkańcy Stanów mogli poświęcić na sport, był już zajęty, więc piłka nożna musiała poczekać, aż Amerykanie będą mieli go więcej. Nawiasem mówiąc, ta teoria pasuje też na przykład do Japonii, gdzie też pierwszy był baseball, a piłka nożna pozostała sportem marginalnym niemal do końca XX wieku. Podobnie w Australii, która miała swoje wersje futbolu: australijski i rugby trzynastoosobowe. Natomiast w Europie i Ameryce Południowej, gdzie piłka nożna przez pierwsze dziesięciolecia XX wieku nie miała żadnej konkurencji, rozwinęła się bujnie i stała się niekwestionowanym numerem jeden.
Jest jeszcze trzecia teoria, dlaczego piłka nożna nie zdobyła Stanów Zjednoczonych. Odwołuje się ona do izolacjonistycznych tendencji w tym kraju. Amerykanie – powiadają naukowcy – po zdobyciu niepodległości musieli poszukać swojej własnej tożsamości. Nie było mowy, aby brytyjski sport jak piłka nożna zadomowił się wśród Amerykanów. Nie po to przecież zrzucali kolonialne jarzmo, żeby przyjmować brytyjską kulturę. Zwłaszcza że Brytyjczycy wykorzystywali piłkę nożną do kulturowego kolonizowania zajętych przez siebie terenów, a także do budowania swoich wpływów tam, gdzie sięgały brytyjskie interesy. Dlatego Amerykanie pokochali baseball i futbol amerykański, bo doskonale sprzyjał kultywowaniu amerykańskiej odrębności.
Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych w poczuciu swoje wyjątkowości posunęli się nawet do tego, że czempionów swoich lig: MLB, NFL czy NBA nazywają mistrzami świata. Ich arogancja i poczucie własnej wyjątkowości przebłyskuje też w tym, co piszą o piłce nożnej. Adam Elder z magazynu "New Yorker" pisze nawet, że felietony w stylu "dlaczego nienawidzę piłki nożnej" stały się tradycją w amerykańskiej prasie, przy okazji każdego ważnego piłkarskiego wydarzenia. "Nie możesz łatwo kontrolować piłki przy pomocy stóp i głowy tak jak nie możesz prowadzić samochodu, używając nosa i kolan" - pisał Frank Deford w "Sports Illustrated". Inny dziennikarz, gdy ktoś wytknął mu, że w amerykańskich sportach grę przerywa się reklamami, a w piłce nożnej nie, odpowiedział: "jak oglądam te piłkarskie nudy, to z chęcią popatrzyłbym na reklamę, byłaby bardziej zabawna".
Kwintesencją tego, co Amerykanie myślą o piłce nożnej może być fragment z kreskówki "The Simpsons", gdzie amerykańska widownia ogląda mecz piłkarski, a jej entuzjazm spada z minuty na minutę aż do kompletnej ciszy, którą przerywa okrzyk Homera Simpsona: Nuuuuuda.
"Piłka nożna jest odpowiednikiem komunizmu w sporcie. W teorii brzmi naprawdę dobrze, dopóki nie zobaczysz tego osobiście. Wtedy okazuje się, że to tylko banda niekompetentnych w swojej pracy (strzelanie goli) ludzi, którzy padają na ziemię, jakby umierali. W dodatku biorą udział w niezwykle skorumpowanym systemie (FIFA). Oczekiwanie, aż drużyna zdobędzie bramkę, trwa prawie tyle samo, ile zajęło rządom komunistycznym dostarczenie chleba swoim obywatelom" - napisał przy okazji mundialu w Katarze Christopher Tremoglie z serwisu Washington Examiner.
Dla Amerykanów niezrozumiałe są nasze zachwyty nad niecelnymi strzałami, gdy komentatorzy mówią: "świetny strzał, zabrakło centymetrów" lub "pomysł znakomity, gorzej z wykonaniem" albo nad nieudanymi akcjami ofensywnymi ("Aj, gdyby to doszło", albo "Znakomita akcja, ale zabrakło ostatniego podania"). Amerykanie uważają swoje sporty za bardziej atrakcyjne, bo w koszykówce co chwila ktoś zdobywa punkty; w baseballu co chwile eliminuje się zawodnika rywali lub zdobywa bazy; a w futbolu amerykańskim przy każdej akcji drużyna zyskuje lub traci jardy.
Piłka nożna ma jeszcze w Ameryce ten problem, że nie ma dla niej miejsca w kalendarzu. Stephen Collinson pisze w serwisie CNN: "Wkrótce po Nowym Roku jest czas na Super Bowl. Potem March Madness na uniwersyteckich boiskach do koszykówki. Początek wiosny oznacza US Masters (golf – przyp. autora) i początek sezonu w baseballu. Kiedy liście zaczynają opadać, rozpoczyna się sezon NFL, futbolu uniwersyteckiego i licealnego. Nie ma zbyt wiele miejsca na kolejny wielki sport".
Listę Collinsona można by było jeszcze uzupełnić o czerwcowe finały NBA, czy cykl turniejów tenisowych przed US Open na przełomie sierpnia i września oraz październikowe finału w baseballu: World Series. Sportowy rytm Ameryki ustalony jest od bardzo dawna.
Gianni Infantino bardzo się myli, że jedno wydarzenie raz na cztery lata może go zaburzyć. A słowa szefa FIFA, że piłka nożna będzie sportem numer jeden w USA, może być odebrane inaczej jak policzek nawet wśród tych, którzy piłkę nożną trochę polubili. Pisze o tym właśnie Collinson: "Pycha sportu, który sprawia wrażenie, że chce skolonizować Stany Zjednoczone, czasem bywa trudna do zaakceptowania dla narodu, który narodził się, by opierać się obcym wpływom".
Nie jest jednak tak, że piłka nożna w Ameryce nie ma szans. Wręcz przeciwnie. Gdyby zebrać wszystkich fanów piłkarskich w USA, to mogłoby się okazać, że ich jest więcej niż w Wielkiej Brytanii. Problem jest w czym innym. Są oni przede wszystkim mniej zamożni niż Brytyjczycy, bo to w dużej części imigranci z Ameryki Łacińskiej lub ich dzieci. Po drugie, krajowa liga jest dopiero na trzecim miejscu w skali popularności. Wyprzedza ją liga meksykańska i Premier League. Gdyby amerykańscy fani zjednoczyli się wokół krajowych drużyn, tej siły nie sprostałaby żadna liga świata. Ostatecznie hokej na lodzie jest według badań jeszcze mniej popularny w USA niż piłka nożna, a NHL generuje 6,1 miliarda dolarów przychodu rocznie. Niemal tyle, ile piłkarska Premier League.