Połowa reprezentacji urodziła się poza ojczyzną. Miliony dolarów z kieszeni króla

Kacper Sosnowski
Połowa reprezentantów Maroka na mundialu nie urodziła się w ojczyźnie. Piłki uczyła się w Europie, ale mimo ofert, a nawet sprzeciwów europejskich gigantów, wybrała grę dla kraju swoich przodków. Jak mówią sami piłkarze, wyboru dokonali sercem. I w środę zagrają o wielki finał.

Niespodziewanie są półfinalistą mundialu. Jedyną w historii reprezentacją z Afryki, która dotarła do tej fazy. Rok temu zaszli aż do ćwierćfinału Pucharu Narodu Afryki, pierwszy raz od niemal dwóch dekad. Skąd siła Maroka? Po części dlatego, że to reprezentacja wychowana głównie w Europie. Z 26-osobowej kadry aż 14 piłkarzy urodziło się poza Marokiem. Choć nie jest też tak, że kadrowicze nic ojczyźnie nie zawdzięczają.

Zobacz wideo Tak wygląda kościół katolicki za 20 mln dolarów. "Proszę skasować to nagranie"

Połowa kadry z eksportu. "Zjednoczyliśmy wszystkich Marokańczyków"

"Lwy Atlasu" miały z kogo wybierać. Marokańczycy stanowią najliczniejszą grupę, jeśli chodzi o afrykańskie diaspory w Europie. W Europie żyje ich ponad pięć milionów, czyli 15 proc. populacji kraju. Marokańczycy emigrowali głównie do mocnych futbolowo państw. Ponad półtora miliona za nową ojczyznę wybrała Francję. To kraj obecnych mistrzów świata, znany ze znakomitego szkolenia i eksportu piłkarskich gwiazd do najlepszych lig Europy. 26 procent emigrantów z Maroka jako miejsce osiedlenia, wybrała Hiszpanię. To kolejny raj do tworzenia piłkarskich gwiazd. Kolejna grupa marokańskich migrantów żyje w Italii (16 proc.) oraz w kraju obecnych wciąż brązowych medalistów mistrzostw świata - Belgii (cztery proc.).

Nic dziwnego, że Marokańska Federacja Piłki Nożnej oprócz rozwijania szkolenia we własnym kraju postawiła na sieć skautów i pracowników, którzy śledzą swych juniorów w różnych krajach i w odpowiednim momencie przypominają o możliwości gry dla kraju, oferując występy w pierwszej reprezentacji i udział na wielkich imprezach.

Jak to się przekłada na to, co widzimy w Katarze? Wśród 14 "zagranicznych" piłkarzy Maroka, po czterech urodziło się w Holandii i Belgii, po dwóch we Francji i Hiszpanii, a kolejni we Włoszech i Kanadzie. To dla drużyny trenera Hoalida Regragui'ego są ważni gracze. Sam selekcjoner Maroka też urodził się we Francji, przez niemal dekadę grał w klubach tamtejszej Ligue 1 i Ligue 2 i był w tym czasie reprezentantem kraju.

Regragui dobrze więc rozumie jak ważne jest odpowiednie zarządzanie i dbanie o piłkarskie perełki, które rozsypane są tysiące kilometrów od ojczyzny. Tym bardziej że najlepsi kuszeni są przez reprezentację krajów, w których mieszkają i których paszportem dysponują. Dla przykładu: urodzony w Hiszpanii i trenujący w akademii Realu Madryt Achraf Hakimi (obecnie PSG) jako nastolatek miał propozycje gry dla juniorskich reprezentacji Hiszpanii. Hakim Ziyech (Chelsea) grał nawet w reprezentacjach Holandii od U-19 do U-21, ale wyboru dorosłej reprezentacji, jak mówił, "dokonał sercem". Noussair Mazraoui posiadający holenderski paszport, który piłkarskiego rzemiosła uczył się w szkółce Ajaksu, był nawet w Holandii lekko strofowany, że wybrał grę dla Maroka. Kilkanaście lat trenowania w znakomitych holenderskich szkółkach i gra dla kadry U-21 nie wystarczyły, by juniorską drużynę tego kraju wybrał Nordin Amrabat. Napastnik, który ma na koncie występy w La Liga, w ekipie Maroka gra od ponad dekady. W kadrze ma już 50 meczów.

Każdy w nich miał wkład w awans Maroka do półfinału mundialu i pokonaniu krajów, którym sporo zawdzięcza, m.in. Belgii i Hiszpanii. Wkład mieli też kolejni urodzeni poza Marokiem piłkarze. W wyjściowej jedenastce na mecz z Hiszpanią takich graczy było ośmiu. Piłkarze z mocno rozwiniętych piłkarsko państw i klubów z Anglii, Włoch czy Hiszpanii to dziś największe gwiazdy Maroka. - Zjednoczyliśmy wszystkich Marokańczyków wokół reprezentacji. To jest warte więcej niż jakiekolwiek tytuły i skarby - komentował na jednej z konferencji trener Regragui. Nie przejmował się uwagami, że w kadrze ma więcej graczy z eksportu niż z ojczyzny.

Marokańskie Clairefontaine, czyli miliony od króla

Piłkarska federacja Maroka robi jednak wiele, by korzystać też z tego, co dzieje się w kraju. Już kilkanaście lat temu pomógł w tym król Maroka Mohammed VI – według Forbesa, najbogatszy król Afryki z fortuną wartą dwa miliardy dolarów. Mohammed VI na początku kadencji ostro skrytykował stan sportu w ojczyźnie, a potem zaczął porządnie sport dotować. Pieniądze popłynęły do futbolu przez królewski bank, czy firmę telekomunikacyjną i kilka innych związanych z rządem podmiotów. W 2009 r. w pobliżu stolicy Rabatu wybudowano pierwszą dużą i bardzo nowoczesną akademię piłkarską, nazwaną im. króla. Warta była 17 mln dol., a król wykładał na jej utrzymanie niemalże z własnej kieszeni.

Kolejnym ważnym momentem był rok 2014, kiedy na czele marokańskiego związku stanął Faouzi Lekjaa, obrotny biznesmen, ekonomista, a potem też polityk. To za jego czasów w futbol poszły jeszcze większe pieniądze, a Lekjaa połączył je z hasłem "nowe boiska i szkoły, identyfikacja i rozwój talentów przy wykwalifikowanym personelu". Proste, ale skuteczne. W dodatku system szkolenia podnosił się w kraju tak, że akademia imienia Mohammeda VI przekształciła się w narodowe centrum kształcenia piłkarzy, które szybko zyskało status marokańskiego Clairefontaine (francuska narodowa akademia piłkarska, jedna z najlepszych na świecie). Teraz centrum służy chłopcom w wieku 12-18 lat, którzy mogą tam mieszkać i trenować. Do zajęć mają gotowe cztery pełnowymiarowe boiska trawiaste, trzy sztuczne, a nawet jedno kryte, do tego basen, dwa korty tenisowe, boisko do siatkówki plażowej, oddział medyczny ze wszystkim, czego potrzeba do wszelkich badań i fizjoterapii. W najbliższych latach oddziały regionalne Akademii Mohammeda VI powinny działać we wszystkich 12 regionach Maroka. Ich zadaniem jest pozyskiwanie utalentowanych dzieci ze szkół ogólnokształcących i rozwijanie ich piłkarskich talentów.

Morocco Solar Plant
Morocco Solar Plant Fot. Abdeljalil Bounhar / AP Photo

System, praca z klubami, eksperci, a budżet dużo większy niż PZPN

- Wszystko zaczyna się od wyłapywania i monitorowania talentów na poziomie amatorskim i kontynuowania pracy z nimi w akademii. Mamy osobny zespół pracowników, który monitoruje sytuację w 12 regionach. Staramy się zmuszać kluby do posiadania i rozwijania własnych szkółek - tłumaczył to Lekjaa. Motywowanie następuje też przez podnoszone standardy licencyjne, premiowanie wyników klubów, dofinansowywanie ich programów edukacji i obiektów treningowych, a także wsparcie merytoryczne. Do marokańskich akademii i szkółek coraz częściej zapraszani są zresztą fachowcy. Marokańskich trenerów wspierali wykładami i zajęciami m.in. dotychczasowy trener Belgii Roberto Martinez, asystent Jurgena Kloppa Pepijn Lijnders, czy gwiazdy piłki takie jak Mikel Arteta, Patrick Vieira i Thierry Henry.

Praca z klubami już daje efekty, bo ekipy z Maroka zwyciężyły w obu najważniejszych afrykańskich turniejach, w tym Lidze Mistrzów. Teraz efekty tej pracy zaczynają być coraz bardziej widoczne także na poziomie reprezentacji narodowej. Akademię Mohammeda VI ukończyło trzech ważnych graczy Maroka: napastnik Youssef En-Nesiri (Sevilla), obrońca Nayef Agerd (West Ham) i pomocnik Azzedine Ounahi (Angers). Dwaj pierwsi są zawodnikami pierwszej jedenastki na trwającym mundialu i biją się o medale mistrzostw. Mistrzostw, które w będą znaczyły dla Maroka olbrzymi zastrzyk gotówki w postaci co najmniej 25 mln dolarów. Obecny budżet marokańskiej federacji i tak jest spory, przekracza 80 mln dolarów rocznie. To o kilkanaście milionów więcej niż ostatni budżet PZPN.

Więcej o: