W meczu reprezentacji Polski przeciwko Francji w 1/8 finału mistrzostw świata doszło do nietypowej sytuacji. Tuż przed przerwą sędziowie zorientowali się, że jeden z zawodników naszych rywali ma na szyi złotą biżuterię. Chodziło o obrońcę FC Barcelony Julesa Kounde. Kiedy szykował się on do wznowienia gry z autu, jeden z arbitrów zatrzymał go i nakazał jej zdjęcie. Grę na chwilę przerwano.
Okazało się, że Kounde miał na sobie dwa łańcuszki. Gra została wznowiona, dopiero gdy Kounde w jego zdjęciu pomógł jeden z członków francuskiego sztabu. Piłkarz nie został w żaden sposób ukarany, ani nawet upomniany. Dziennikarze doszukiwali się jakiegoś specjalnego znaczenia łańcuszków. Sugerowali, że może przynoszą one Francuzowi szczęście.
W poniedziałek na konferencji prasowej przed meczem Francji z Marokiem w półfinale mundialu Kounde został zapytany o całą sytuację przez jednego z dziennikarzy. Obrońca Barcelony szybko jednak uciął temat. - Po prostu przeoczenie. Zapomniałem go zdjąć i zdałem sobie z tego sprawę za późno, to wszystko – powiedział zawodnik.
Być może nie chce o tym rozmawiać, bo po spotkaniu miał dostać reprymendę od szkoleniowca, Didiera Deschampsa. Był on mocno podirytowany całą sytuacją. - Zawodnicy nie mają prawa nosić naszyjników. Nie wiem, co na nich było, ale wiem, że Jules jest przesądny i nosi je na treningach - powiedział na konferencji prasowej po meczu z Polską. - Nie możesz grać z okularami przeciwsłonecznymi, zegarkiem ani łańcuszkiem, to niedozwolone. Myślałem, że go zdjął. To nasza wina, nasz błąd. Nigdy więcej - bił się w pierś szkoleniowiec.