Gwieździe mundialu przystawili pistolet do głowy. "Nie reagowałem". Został bohaterem

Jako nastolatek pracował w myjni i zbierał ziarna kawy. Unikał dilerów narkotyków, ale i tak przystawiono mu pistolet do głowy. Wyrwał się z biedy, doszedł do Ligi Mistrzów, jest kluczowym piłkarzem Brazylii na mundialu. Ale Richarlison to nie tylko błyskotliwy piłkarz, w rodzinnej miejscowości jest bohaterem.

Trzy gole w trzech meczach, do tego asysta i wysokie oceny za grę. Zaangażowanie w odbiór piłki, okazywane emocje, ambicja. Na mundialu w Katarze 25-letni Richarlison wyrósł na gwiazdę kadry Brazylii. Efektowny, nietuzinkowy, charyzmatyczny. Jest osobowością, której "Canarinhos" zdecydowanie potrzebowali - nie tylko dlatego, że na razie jest najlepszym strzelcem kandydatów do tytułu. Jego historia życia to gotowy materiał na film. Momentami przerażająca, wzruszająca, ale też zmierzająca do happy endu.

Zobacz wideo Ta reprezentacja potrzebuje wymiany pokoleniowej

Bieda, dilerzy, praca dorywcza za dzieciaka

Nova Venecia to średniej wielkości miasto położone na północ od Rio de Janeiro, blisko wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. Wydawałoby się, że to oaza spokoju, z dala od zgiełku wielkich metropolii. Ale nic bardziej mylnego. Wąskie i niebezpieczne uliczki, ciasna zabudowa. Okolica jest rolnicza, ale trudno się utrzymać z uprawy ziemi. Panuje bieda.

I właśnie w biedzie wychowywał się Richarlison. Nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał siedem lat. Ojciec był robotnikiem budowlanym, a mama sprzątaczką. W domu się nie przelewało. Z czworgiem rodzeństwa gnieździł się w dwupokojowym mieszkaniu.

Nastoletni Richarlison musiał pomagać mamie i też zarabiać na utrzymanie domu. Sprzedawał słodycze, dorabiał w myjni samochodowej, a w cieplejsze dni chodził na plantację dziadka, by zbierać ziarna kawy. Ale marzył o karierze piłkarza. Dzięki niej chciał wydostać się z regionu, w którym nie widział dla siebie perspektyw.

Tym bardziej że towarzystwo, w którym się obracał, nie było dla niego zbyt dobre. Koledzy zostawali dilerami, chcieli wkręcić Richarlisona w przestępczy biznes. I wcale nie było mu łatwo od tego stronić. Kiedyś jeden z dilerów wziął go za konkurencję. Przystawił pistolet do głowy.

- Tam, gdzie dorastałem, działy się różne rzeczy. Widziałem dużo pieniędzy, broni i narkotyków. Nie mogliśmy nic z tym zrobić, że na naszym podwórku działy się takie rzeczy. Wielu z dilerów było moimi kolegami, więc nie reagowałem. Dziś większość z nich siedzi w więzieniu - wspominał Richarlison w programie "World at their feet". I nawet jeśli przed nim do wielkiej piłki trafiło z faweli wielu wybitnych piłkarzy, to jego historia i tak jest warta odnotowania.

W drodze po marzenia

W wyjeździe z rodzinnego miasta, w którym mógł przepaść, pomogli mu w tym dziadek i ojciec. Najpierw do niedalekiego Realu Noroeste, potem do Atletico Mineiro, do którego na testy w 2014 roku pojechał w pożyczonych butach.

Po dwóch latach trafił do Fluminense. Możliwość gry w Rio de Janeiro, do tego na słynnej Maracanie, była bardzo kusząca. Tutaj miał już na tyle wysoki kontrakt, by zapewnić rodzinie godne życie. Kupił mamie i rodzeństwu nowy dom. Nowe buty, które wcześniej były dla niego marzeniem, nie były już problemem.

W sezonie 2016/17 Richarlison pokazał swój talent. Strzelił 11 goli i zanotował siedem asyst w 46 meczach Fluminense, a do tego był chwalony za pracę i aktywność na boisku. I nawet jeśli wciąż był bohaterem drugoplanowym, to zaangażowaniem zaimponował skautom z Anglii i sponsorom.

W wieku zaledwie 20 lat trafił do Watfordu. W szybkiej aklimatyzacji pomógł mu Heurelho Gomes, doświadczony bramkarz i jego rodak. Minął rok i Richarlisona kupił Everton, czyli jedna z bardziej rozpoznawalnych marek na Wyspach Brytyjskich. 

Przez cztery lata gry na Goodison Park Brazylijczyk miał okresy, kiedy błyszczał, a kibice go wielbili, ale miał też takie, kiedy wieszano na nim psy. On się jednak nie poddawał. Rozwijał się, stawiał czoła presji. Przyciągał uwagę większych klubów, a także Tite, selekcjonera reprezentacji Brazylii.

W 2018 r. Richarlison dostał pierwsze powołanie do kadry "Canarinhos". Zadebiutował w sparingu z USA, dostał 15 minut. Kilka dni później zagrał prawie godzinę z Salwadorem i ustrzelił dublet, grając w koszulce z numerem 9. Tę samą nosił wcześniej słynny Ronaldo, jeden z jego idoli. Do tego Richarlison dobrze współpracował na boisku z Neymarem, którego od dawna podziwiał. Dzięki temu na stałe wskoczył do talii Tite.

Mocne wejście do Ligi Mistrzów, ale mundial był zagrożony

Latem tego roku kupił go Tottenham i dla Richarlisona to był kolejny krok wprzód. Transfer pozwolił mu pokazać się jeszcze szerszej publiczności. Do Ligi Mistrzów, o której długo marzył, wszedł z przytupem, zdobywając dwie bramki w starciu z Olympique Marsylia. Po meczu pobiegł do rodziców siedzących na trybunach i popłakał się ze szczęścia.

Teraz strzela gole na mistrzostwach świata, choć mało brakowało, a zabrakłoby go na mundialu w Katarze z powodu kontuzji. Gdy zdążył się wyleczyć i dostał powołanie, płakał i skakał z radości. Odpłaca się najlepiej, jak tylko może. Zagrał w trzech meczach, zdobył trzy bramki, w tym jedną efektowną przewrotką przeciwko Serbii. To jeden z najpiękniejszych goli trwającego mundialu.

- Płakałem, wątpiłem, czy przyjadę. Leżałem na noszach, mijali mnie lekarze, a ja nerwowo czekałem na wyniki badań. Ale byłem zdeterminowany. Wysiłek, jaki włożyłem w powrót do zdrowia, się opłacił – opowiadał po mundialowym debiucie.

Zadziorny i ambitny. Takiego piłkarza potrzebowała Brazylia

Richarlison to typ piłkarza, który często potrafi wywołać zamieszanie. Nie można przejść obok niego obojętnie. Jedni go uwielbiają, inni nienawidzą. Gra efektownie, ale też prowokuje, zaczepia, czasem niepotrzebnie symuluje, kłóci się i dyskutuje. Nie kryje swoich emocji, czasem daje im się za bardzo ponieść.

We wszelkich sporach nie odpuszcza, dopóki jego nie będzie na wierzchu. Tak było choćby z Jamiem Carragherem. Były obrońca Liverpoolu, a obecnie ekspert, wielokrotnie go krytykował, wtórowali mu fani "The Reds". Brazylijczyk odpowiadał Carragherowi zdjęciem, na którym uciszał jego i trybuny wielkiego rywala. Z kibiców Liverpoolu potrafił zażartować, kiedy fani Evertonu zorganizowali fikcyjny wyjazd na finał Ligi Mistrzów do Paryża. Była grupa chętnych, ale nigdy nie dotarli do Francji, a Richarlison przerobił zdjęcie kierowcy autobusu, podstawiając swoją twarz.

Z drugiej strony - i za to kochają go w Brazylii - przeżywa wszystko, co związane z kadrą "Canarinhos". Ogłoszenia powołań, losowania, wiadomości w sieci, konferencje. Śledzi każdą rzecz. W internecie krążą filmiki, jak reaguje na wieść o tym, że jedzie na zgrupowanie lub wielki turniej. Bije od niego czysta radość, taka prosto z serca.

Nie wygląda jak piarowy produkt, który wygłasza w wywiadach wyuczone formułki. Jego sportowa bezczelność i emocjonalne podejście do życia czynią z niego oryginalną postać, która dodaje kolorytu Premier League i kadrze Brazylii. Oczywiście, nie tylko kolorytu - Richarlison miał wkład w triumf w Copa America w 2019 roku oraz olimpijskie złoto podczas igrzysk w Tokio. Teraz mierzy w kolejne, największe trofeum na świecie.

Aktywista i dobroczyńca

Gdy podpisał swój pierwszy kontrakt reklamowy z marką odzieżową, rozdał wszystkie otrzymane ubrania bezdomnym. Gdy odłożył odpowiednią kwotę, stworzył klub w rodzinnej miejscowości i sfinansował sprzęt dla dzieci. Nova Venecia w Richarlisonie widzi kogoś większego niż piłkarza, reprezentanta Brazylii.

W czasie pandemii przekazał pieniądze na kupno i dystrybucję szczepionek na COVID-19. Regularnie ogłasza swoje wsparcie dla społeczności LGBT i opowiada się przeciwko rasizmowi. W ostatnich wyborach prezydenckich miał otwarcie poprzeć Lulę da Silvę, "brazylijskiego Wałęsę", kontrkandydata Jaira Bolsonaro. Na swój sposób dba też o środowisko - adoptował jaguara z gatunku zagrożonego wyginięciem.

Teraz przed nim kolejne najważniejsze wyzwania w życiu i w sportowej karierze. Ćwierćfinał, półfinał i finał - wierzą Brazylijczycy. Oczywiście wszystkie zwycięskie. Pierwszy krok Richarlison i jego koledzy mają wykonać w piątek. W walce o strefę medalową ich rywalem będzie Chorwacja. Początek meczu o godz. 16.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.