Japonia była rewelacją fazy grupowej. Sensacyjnie pokonała Niemców i Hiszpanów (w obu spotkaniach było 2:1) i równie nieoczekiwanie przegrała z Kostaryką (0:1). Mimo to zajęła pierwsze miejsce w grupie i wydawało się, że może stać się czarnym koniem turnieju. Tymczasem wspaniały sen Japończyków został przerwany już w 1/8 finału. Zakończył go Dominik Livaković, fantastycznie broniąc w serii rzutów karnych.
Mecz po 90 minutach zakończył się remisem 1:1. W dogrywce gole nie padły. Potrzebne były zatem jedenastki. W nich Japończycy kompletnie zawiedli. Wykorzystali zaledwie jedną. Trzy pozostałe wybronił chorwacki bramkarz. Mimo tak brutalnego rozstrzygnięcia trener Japonii - Hajime Moriyasu nie okazywał rozgoryczenia, ale z godnością pożegnał się z mistrzostwami świata.
54-letni szkoleniowiec w charakterystyczny dla Japończyków sposób postanowił podziękować kibicom, którzy wyjątkowo licznie w każdym spotkaniu dopingowali swoją drużynę. Moriyasu pokłonił się w pas, czym zyskał uznanie sympatyków na całym świecie.
Elegancko zachował się także na pomeczowej konferencji, na której nie chciał czynić wyrzutów względem swoich piłkarzy z powodu zmarnowanych karnych. - Nie sądzę, żeby ulegli presji. Zawodnicy, którzy grali przez 120 minut i ci, którzy wykonywali rzuty karne, byli odważni. Chciałbym pochwalić ich wysiłek, starali się, a i tak byli pod ogromną presją - powiedział Moriyasu.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Trener Japonii z optymizmem spogląda w przyszłość swojego zespołu. - Pokonaliśmy Niemcy i Hiszpanię - obaj byli mistrzami świata. Powinniśmy być pewni swoich umiejętności, a naszym celem powinno być nie tylko dogonienie, ale wyprzedzenie ich. Myślę, że przed japońską piłką nożną stoi lepsza przyszłość - podsumował. Japonia jeszcze nigdy w historii nie awansowała do ćwierćfinału mistrzostw świata. Kolejna okazja za cztery lata w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku.