Francja przegrała spotkanie z Tunezją w ostatniej kolejce fazy grupowej mistrzostw świata w Katarze 0:1. Wydawało się, że mistrzowie świata z Rosji w doliczonym czasie gry doprowadzili do wyrównania, bo piłkę w siatce umieścił Antoine Griezmann. Po analizie VAR arbiter gola nie uznał, dopatrując się spalonego, mimo że piłka zanim trafiła do napastnika Atletico Madryt, odbiła się jeszcze od głowy piłkarza Tunezji Montassara Talbiego. Nie tego dotyczył jednak protest Francuzów.
Francja nie podważała decyzji arbitra, ale zwróciła uwagę złamanie protokołu VAR. Arbiter bowiem skorzystał z pomocy powtórek po końcowym gwizdku, do czego nie miał prawa. Sędzia Matthew Conger najpierw krótkim sygnałem wskazał na środek boiska, po czym natychmiast odgwizdał koniec meczu. W tym momencie piłkarze powinni zejść do szatni. Tymczasem Conger dostał sygnał, że należy tę sytuację sprawdzić. Zrobił to de facto po zakończeniu spotkania.
FIFA była jednak nieugięta i wydała tylko krótkie oświadczenie. - Komisja Dyscyplinarna FIFA odrzuciła protest złożony przez Francuski Związek Piłki Nożnej w związku z meczem Tunezji z Francją na mistrzostwach świata, który odbył się 30 listopada - napisano. Wynik 1:0 dla Tunezji pozostał więc bez zmian.
Francja złożyła protest właściwie tylko dla zasady. Zmiana rezultatu nie wpłynęłaby w żaden sposób na losy rywalizacji. Piłkarze Didiera Deschampsa i tak zajęli pierwsze miejsce w grupie D z dorobkiem 6 punktów. Drugą Australię wyprzedzili lepszym bilansem bramkowym. Z kolei Tunezyjczycy w przypadku remisu również zakończyliby turniej na trzecim miejscu w grupie. Mieliby wówczas dwa oczka (zmagania ostatecznie zakończyli z czterema), a ostatnia Dania tylko jeden.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Francja nadal ma szansę na obronę mistrzowskiego tytułu. W niedzielę pokonała ona reprezentację Polski w 1/8 finału 3:1 i zagra w ćwierćfinale przeciwko Anglikom. To spotkanie odbędzie się 10 grudnia o 20.00.