Argentyńczycy pewnie zmierzają po awans do ćwierćfinału mistrzostw świata. Niedawni rywale Polaków w meczu 1/8 finału mierzą się z rewelacją turnieju, Australią. Po godzinie gry prowadzili 2:0, a wszystko przez fatalny błąd bramkarza Mathew Ryana. Australijczycy zdołali zdobyć bramkę kontaktową i mieli wiele okazji, by wyrównać wynik, ale ta sztuka się nie udała. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:1.
Golkiper drużyny z Antypodów w 57. minucie popełnił katastrofalny błąd. W pozornie niegroźnej akcji wyprowadzał piłkę z własnego pola karnego. Pod wpływem pressingu rywali spanikował jednak i wdał się w niepotrzebny drybling. Próbował ograć dwóch Argentyńczyków, co skończyło się fatalnie dla jego drużyny.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Ryan chciał sprytnym zwodem uwolnić się spod opieki rywali, jednak nie spodziewał się, że tal szybko dopadnie do niego Julian Alvarez. Zawodnik Manchesteru City sprytnie wygarnął piłkę Ryanowi i precyzyjnym strzałem od razu skierował ją do bramki. W to, co zrobił australijski bramkarz, nie mogli uwierzyć kibice i komentatorzy spotkania. - Próbował się teraz zabawić. Stracona piłka i stracony gol. Tak nie można grać na mistrzostwach świata. Dostał prezent Alvarez - stwierdził komentujący mecz dla TVP Sport Sławomir Kwiatkowski.
Argentyna ostatecznie zwyciężył 2:1. W 77. minucie gola kontaktowego dla Australii strzelił jeszcze Craig Goodwin.