Trybuny zagrzmiały po decyzji Szymona Marciniaka. A po chwili brawa. "Zaryzykuję: półfinał"

Kontrowersja na samym początku, brak drugiej żółtej kartki dla Jacksona Irvine'a na kwadrans przed końcem - w meczu Argentyny z Australią (2:1), swoim drugim na mistrzostwach świata, Szymon Marciniak nie był bezbłędny, ale zaliczył kolejny solidny występ. "Zaryzykuję... Chłopaki będą w półfinale!" - napisał po spotkaniu były polski sędzia międzynarodowy Marcin Borski.

Mecz Argentyny z Australią w 1/8 finału mistrzostw świata był drugim spotkaniem prowadzonym przez Szymona Marciniaka w Katarze, po hicie fazy grupowej pomiędzy Francją a Danią (2:1), w którym polski arbiter pokazał się z bardzo dobrej strony. 

Zobacz wideo Dwa złote i 50 groszy za litr paliwa? To nie żart. Stacja marzeń

Z tego wyboru FIFA nie do końca byli zadowoleni Argentyńczycy, przypominając, że to on prowadził mecz Argentyna - Islandia (1:1) na mundialu w Rosji, a niejednokrotnie też sędziował bolesne porażki FC Barcelony z Leo Messim w składzie w Lidze Mistrzów. Niektórzy jednak żartowali, że polski sędzia mógłby się odwdzięczyć "Albicelestes" za to, że nie podkręcali oni tempa w końcówce meczu z Polską (2:0), gdy każdy kolejny gol Argentyny eliminował Biało-Czerwonych z turnieju.

Kontrowersja już na starcie. Nie było karnego dla Argentyny. "Politycznie nawet lepiej"

W meczu, który był także spotkaniem nr 1000 Leo Messiego w piłkarskiej karierze, nie trzeba było długo czekać na pierwszą kontrowersję. Już w 4. minucie gry po dośrodkowaniu Alejandro Gomeza z lewego skrzydła piłka trafiła w rękę stojącego na skraju pola karnego Keanu Baccusa.

Sędzia Szymon Marciniak nie widział w tym zagraniu przewinienia, VAR także nie zareagował. Żadna z powtórek nie pokazała też, czy Baccus dotknął piłki ręką już w polu karnym czy tuż przed nim. 

- Wg mnie (decyzja - red.) jest ok, ale zgodnie z polityką na tym turnieju powinien go Kwiatkowski wezwać, bo sam Szymon tego dokładnie nie widział. Jak Argentyna łatwo wygra, to politycznie nawet lepiej, że było bez wątpliwego karnego, który otwiera wynik. Na takim turnieju to ma znaczenie - napisał o tej sytuacji były sędzia międzynarodowy Marcin Borski. 

Australia zaczęła ten mecz bardzo twardo, popełniła kilka fauli w pierwszym kwadransie gry, co zakończyło się w pełni zasłużoną żółtą kartką dla Jacksona Irvine'a za ewidentny stempel na stopie Marcusa Acuni. Nieco więcej wątpliwości można było mieć wobec napomnienia dla Milosa Degeneka w 38. minucie, który w pojedynku powietrznym przejechał dłonią po policzku wspomnianego Acuni.

Imponujące w przypadku sędziego Szymona Marciniaka jest to, jak perfekcyjnie polski sędzia utrzymuje kontrolę nad wydarzeniami w tak ważnych spotkaniach. W meczu Argentyny z Australią nie było inaczej. To między innymi dzięki postawie polskiego arbitra temperatura tego spotkania, jeśli chodzi o zachowanie piłkarzy obu drużyn, w ogóle się nie podnosiła, choć sam Marciniak niejednokrotnie musiał chwilę porozmawiać z gadatliwym Rodrigo de Paulem, który upodobał sobie rozmowy z arbitrami, co wiemy nie od dziś. 

Argentyńscy kibice protestowali, wstali z miejsc, łapali się za głowy. Ale nie mieli racji

Więcej zastrzeżeń do polskiego sędziego od piłkarzy mieli argentyńscy kibice. "Nie minęło pięć minut, a kibice reprezentacji Argentyny już protestowali przeciwko decyzji Szymona Marciniaka. Wstali z miejsc, łapali się za głowy, a później od razu sygnalizowali, że w polu karnym była ręka i Argentynie należał się rzut karny. Nie mogli uwierzyć, że Polak tego nie widział. Domagali się interwencji systemu VAR, ale gra szybko została wznowiona, przy kolejnej porcji gwizdów ze strony Argentyńczyków. To była największa kontrowersja sobotniego meczu na Ahmad Bin Ali Stadium" - relacjonuje nasz korespondent w Katarze, Dominik Wardzichowski.

- "Trybuny znów zagrzmiały, gdy po ostrym wślizgu na murawę padł Leo Messi. Argentyńczycy zamarli i znów wygwizdali polskiego sędziego, gdy ten nie widział, że argentyński Bóg futbolu zwijał się z bólu. Po chwili pomógł jednak Messiemu wstać, za co dostał solidną porcję braw" - dodaje nasz dziennikarz. 

Pewny swego, ale niebezbłędny. Marciniak powinien wyrzucić Australijczyka z boiska

Marciniak nie gwizdał tego dnia "byle czego", nie szukał fauli tam, gdzie ich nie było. Tak było w 19. minucie, gdy australijski obrońca Aziz Behich wpadł z piłką w pole karne i przewrócił się po walce z De Paulem. Podobnie, gdy w 57. minucie piłkę bramkarzowi Mathew Ryanowi czysto odebrali De Paul i Julian Alvarez, co zakończyło się drugim golem dla "Albicelestes". 

Czy Marciniak sędziował perfekcyjnie? Raczej nie, bo w drugiej połowie powinien pokazać dwie żółte kartki więcej. Najpierw w 62. minucie Cristianowi Romero, który na skrzydle wyciął Craiga Goodwina.

Jeszcze więcej szczęścia miał w 75. minucie Jackson Irvine, który z żółtą kartką na koncie bardzo ostro potraktował na 30. metrze przed własną bramką Lautaro Martineza. Oprócz tego, że wszedł w niego bardzo twardo ciałem, to jeszcze trafił korkami w stopę swojego przeciwnika. Powtórki nie pozostawiają wątpliwości, że po puszczeniu słusznej korzyści (do strzału doszedł Nicolas Tagliafico), Marciniak powinien wrócić do tej sytuacji, by pokazać drugą żółtą i czerwoną kartkę reprezentantowi Australii. 

Występ Szymona Marciniaka w meczu Argentyna - Australia nie był tak udany, jak ten sprzed kilku dni w meczu Francji z Danią. Zabrakło przede wszystkim drugiej żółtej kartki dla Irvine'a na kwadrans przed końcem. Można też się zastanawiać nad ręką Baccusa na początku spotkania, choć tę sytuację należy raczej rozpatrywać w ramach kontrowersji, a nie błędu. Niemniej jednak, jeśli tylko takie zastrzeżenia można mieć do polskiego sędziego, to tylko potwierdza, że należy on do czołówki sędziów na świecie. 

"Tak (odnośnie braku drugiej kartki dla Irvine'a - red.), dziś parę drobiazgów, ale generalnie jest b. dobrze na tle innych sędziów. Zaryzykuję... Chłopaki będą w półfinale!" - podsumował Marcin Borski. I oby tak było!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.