Zamieszanie rozpoczęło się dzień po meczu z Argentyną. Wówczas portal "Weszło" poinformował, iż kontrakt Czesława Michniewicza, dzięki wynikowi osiągniętemu w Katarze, został automatycznie przedłużony do końca eliminacji do Euro 2024. Niedługo później podaną informację zdementowało "TVP Sport". Jak się jednak okazuje, nikt nie jest pewny, jak wyglądają dokładne zapisy kontraktu selekcjonera.
Dziś w polskim środowisku piłkarskim zrobiło się jeszcze większe zamieszanie. Wszystko za sprawą rozmowy z Cezarym Kuleszą, opublikowanej na portalu "WP sportowefakty". W nim prezes PZPN przyznaje, że sam nie jest pewny, czy kontrakt Michniewicza obowiązuje już zgodnie z prawem do końca kolejnych eliminacji.
W rozmowie z dziennikarzami WP, Kulesza powiedział wprost, że jest na 90 proc. pewny, że opcji przedłużenia w kontrakcie Czesława Michniewicza nie ma. Potrzeba jednak sprawdzenia wszystkich zapisów po powrocie z Kataru.
Wypowiedź szefa polskiego związku szybko wyłapali krajowi dziennikarze, którzy skrytykowali wypowiedź Kuleszy. Wychodzi bowiem na to, że najważniejsza osoba w polskiej piłce nożnej nie wie, jaką umowę podpisała ze swoim pracownikiem.
Głos zabrali m.in. Tomasz Ćwiąkała i Damian Smyk. Pierwszy z nich określił sytuację jako nie mieszczącą się w głowie. Drugi z kolei porównał wypowiedź prezesa PZPN do cytatu znanego z programu "Sprawa dla Reportera".
Kwestie umowy Czesława Michniewicza są bardzo istotne dla wielu kibiców w kraju. Choć selekcjoner reprezentacji Polski osiągnął duży sukces, awansując z grupy podczas mundialu w Katarze, fani nie szczędzą mu słów krytyki, głównie związanych ze stylem gry Polaków. Nie można więc wykluczyć, że w przypadku takiej możliwości, opinia publiczna mogłaby wymusić zwolnienie szkoleniowca.
Potem na zamieszanie zareagował jeszcze raz sam Kulesza, który opublikował wpis na Twitterze, o czym można przeczytać tutaj >>