"Jestem Shaqiri. Xherdan Shaqiri" - pokazywał szwajcarski piłkarz albańskiego pochodzenia, który zaraz po golu podbiegł pod sektor pełen serbskich kibiców, odwrócił się do nich plecami i pokazywał na koszulce swoje nazwisko. Serbowie byli wściekli, a Shaqiri też nie wyglądał na takiego, który zrobił to przypadkowo. Widać było, że celowo chce ich wyprowadzić z równowagi. Zresztą nie po raz pierwszy.
Podobnie było cztery lata temu na mundialu w Rosji, gdzie Szwajcaria w fazie grupowej też spotkała się z Serbią - wygrała 2:1. Po golach Shaqiriego, ale też Granita Xhaki. Po meczu nie tyle mówiło się o ich bramkach i świetnym meczu w Kaliningradzie, ile o gestach, które wykonali po golach. Obaj ułożyli wtedy z dłoni orła z dwiema głowami, który jest symbolem Albanii. I zakazanym gestem na stadionach, uznanym za nacjonalistyczny. Serbski Związek Piłki Nożnej od razu złożył oficjalny protest do FIFA - Shaqiri i Xhaka zapłacili po 10 tys. franków szwajcarskich kary.
- To były czyste emocje. Wykonałem ten gest nie w stosunku do Serbów, a ludzi, którzy zawsze mnie wspierali. Z miejsca, gdzie są korzenie moich rodziców - tłumaczył cztery lata temu Xhaka. Teraz przed mundialem przepraszał za tamten gest. Tłumaczył, że był głupi i przekonywał, że jeszcze raz by tego nie zrobił. No i w piątek może nie zrobił, ale w drugiej połowie ostentacyjnie złapał się za krocze i wykrzykiwał coś w kierunku serbskiej ławki rezerwowych, która też nie pozostawała mu dłużna. Niezdrowych emocji było dużo z obu stron. Nie tylko w tej sytuacji.
Ale w piątek Xhaka ani Shaqiri nie musieli wykonywać nawet żadnych gestów i specjalnie prowokować serbskich kibiców. Im wystarczyło tylko, że byli obecni. Już w trakcie rozgrzewki i wyczytywania składów obaj zostali potwornie wygwizdani. A później to samo było w trakcie meczu, kiedy tylko dłużej byli przy piłce.
Gdy w 20. minucie Shaqiri strzelił gola na 1:0, podbiegł pod trybunę serbskich kibiców i odwrócił się do nich plecami, w jego kierunku od razu poleciały butelki, zapalniczki, kubki i inne przedmioty. To był najpoważniejszy incydent w trakcie piątkowego meczu. Nie wiadomo, czy FIFA ukarze piłkarza, bo nie był to gest polityczny, a takie na stadionach są zakazane. Ale prowokacja była ewidentna. I nieprzypadkowa.
Napięcia etniczne pomiędzy Serbami i Albańczykami trwają od lat. Chodzi przede wszystkim o Kosowo - państwo nieuznawane przez Serbów, ale uznawane przez Albanię. Shaqiri - choć reprezentuje Szwajcarię - urodził się w Kosowie, byłej serbskiej prowincji, która ogłosiła niepodległość w 2008 roku. Xhaka na świat co prawda przyszedł w Bazylei, ale z Kosowa pochodzą jego rodzice. Są albańskiego pochodzenia jak 90 proc. mieszkańców Kosowa. A ojciec piłkarza Arsenalu - Ragip Xhaka - w 1986 roku był nawet więziony w Jugosławii za kampanię na rzecz niepodległości Kosowa. W jego uwolnieniu pomagała organizacja Amnesty International.
W piątek serbskich kibiców było na stadionie więcej niż szwajcarskich, ale to nie znaczy, że było ich dużo. Pamiętacie miejscowych, którzy jeszcze przed mundialem przebierali się za kibiców i witali reprezentacje z całego świata grające na mundialu? Jesteśmy przekonani, że wielu z nich pojawiło się także na piątkowym meczu.
Na trybunach, które nie wypełniły się w komplecie, to był mecz przebierańców. Ale na boisku - pełen emocji, spięć i nerwów. Decydował też o wyjściu z grupy. Serbowie musieli wygrać i liczyć na to, że będąca pewna awansu Brazylia, która wystawiła w piątek rezerwowy skład, w równolegle rozgrywanym meczu nie przegra z Kamerunem. Przegrała 0:1. Ale Serbia, która po pierwszej połowie remisowała ze Szwajcarią 2:2, zaraz po przerwie straciła gola na 2:3. I żegna się z mundialem po trzech meczach. Kończy turniej jako najsłabsza drużyna w grupie G. Za Brazylią, Szwajcarią i Kamerunem.