W swoim najnowszym filmie Johnny Harris, YouTuber z ponad trzema milionami subskrybentów, przedstawił swoim widzom mapę Dohy, stolicy Kataru. Znalazł ją w oficjalnych źródłach rządowych. Co zwróciło jego uwagę to fakt, że całe miasto jest zaznaczone na żółto. Oprócz niewielkiego skrawka terenu, który jest opisany jako "strefa przemysłowa" i jest zaznaczony na niebiesko. W toku śledztwa na jaw wychodzi, że ten niewielki teren reprezentuje podejście Kataru do imigranckich robotników i jest niczym innym jak pułapką. Pułapką, którą Katar nie chce, żeby cały świat zobaczył.
Katar dostał prawo do organizacji mistrzostw świata w 2010 roku mimo tego, że kraj nie miał ku temu infrastruktury. Miał co prawda kilkanaście lat na jej zbudowanie, ale i tak był to przeogromny wysiłek. Ale nie Katarczyków, tylko imigranckich robotników. W Katarze żyje ich wielu. Państwo wielkości województwa świętokrzyskiego jest jednym z najbogatszych na świecie dzięki temu, że leży na największych na Ziemi złożach gazu. I jak to zawsze ma miejsce w przypadku bogatych krajów, zjeżdżają się do niego imigranci z biedniejszych państw, którzy napędzają gospodarkę. Zatrudnienie dostają w budownictwie, hotelarstwie czy gastronomii. W przypadku Kataru mowa o obywatelach Pakistanu, Indii, Bangladeszu, Nepalu, a także krajów afrykańskich.
W momencie, kiedy Katarczycy dostali prawo organizacji mundialu stało się jasne, że kraj będzie potrzebował ogromnej liczby robotników do budowy stadionów, hoteli i całej reszty infrastruktury. Tak zaczyna się "katarska pułapka", której mechanizm przybliża Harris.
Katarczycy zainwestowali w punkty rekrutacyjne w państwach azjatyckich i tam werbowali pracowników. Ale żeby móc pojechać do Kataru i tam pracować, chętni musieli wnieść opłatę rekrutacyjną w wysokości kilku tysięcy dolarów. Co oczywiste, ludzie, którzy chcieli emigrować nie mieli przy sobie takiej kwoty. Zapożyczali się, przez co do Kataru przyjeżdżali już z długiem. Zmuszało ich to do ciągłej pracy. Na miejscu dostawali kontrakty do podpisania, które były spisane jedynie w języku arabskim. A prawo w Katarze, tzw. system "kafala", powodowało, że pracownicy byli w zasadzie własnością pracodawcy. Nie mogli zmienić pracy bez zgody firmy. Ani opuścić kraju. Rzucenie pracy mogło skutkować nawet więzieniem, bo wtedy taka osoba byłaby uznana za nielegalnego imigranta. Na dodatek, zabrano im paszporty.
A potem dochodzą do tego skandaliczne warunki pracy. Skwar, przemoc fizyczna i psychiczna, kradzież pensji, dyskryminacja ze względu na narodowość i praktycznie wszystkie patologie, jakie można sobie wyobrazić w przypadku pracy. Wielu robotników nie wróciło do domu. Mimo że przed wyjazdem do Kataru byli zdrowi, to tam nabawili się różnorakich problemów z powodu skandalicznych warunków pracy. Katarczycy w aktach zgonu wpisywali "przyczyny naturalne", co ograbiało rodziny nie tylko z informacji, co się stało. Nie pozwalało im też ubiegać się o odszkodowania.
Pracownicy są praktycznie pozbawieni wolności. I tyczy się to również wolności przemieszczania się. Harris zauważa, że Katar wprowadził prawo, które zakazywało imigrantom pojawiania się w "strefie rodzinnej". Mogli przebywać tylko w tej przemysłowej. Z mapy wynika, że "strefa rodzinna" to w zasadzie całe miasto – wszystko, co jest zaznaczone na żółto. Z wyjątkiem tego niewielkiego skrawka zaznaczonego na niebiesko. To właśnie "strefa przemysłowa". W jej obrębie nie działa nawet "Google Street Viev". Mówiąc krótko, są to swego rodzaju "slumsy", w których gnieżdżą się wyzyskiwani pracownicy. Słowo "gnieżdżą" nie jest użyte przypadkowo, bo ciężko nazwać to mieszkaniem.
- Brakuje słów, żeby opisać stan łazienek i toalet. Pokoje były pełne karaluchów – mówi jeden z pracowników. - Nigdzie nie byłem, ani razu. Tylko w pokoju. Jadłem i spałem w pokoju kiedy miałem wolne. W pokoju zakwaterowanych było sześć, albo osiem osób. Kuchnie były w podobnym stanie. Jedna mała kuchnia na jeden pokój. – dodaje drugi.
Katar umieścił tam swoich pracowników, tuż obok stawu kanalizacyjnego. Zakazał im przemieszczania się do centrum miasta. Harris zwrócił nawet uwagę na to, że Katarczycy porzucili plany budowy dwóch nitek metra, które wiozłyby pasażerów na południe, właśnie w kierunku strefy przemysłowej. Powód jest bardzo prosty – Katarczycy nie chcą ich oglądać, ale jeszcze bardziej nie chcą, żeby świat widział imigrantów w trakcie imprezy. Na kilka tygodni przed mistrzostwami Raj poinformował Harrisa, że ci, którzy nielegalnie przebywają w "strefie rodzinnej", są eksmitowani. Katarczycy chcieli się upewnić, że każdy, kto powinien znaleźć się w "strefie przemysłowej", znajdzie się tam i tam też zostanie na czas turnieju, kiedy do Kataru zjedzie się cały świat.
Harris natychmiast poczuł potrzebę udania się tam z kamerą. Ale równie szybko zdał sobie sprawę, że będzie to niemożliwe zadanie. On i jego ekipa przez długi czas szukali "fixera", czyli kontaktu, który pomógłby im na miejscu. W końcu udało się skontaktować z kimś z Kataru. Osoba ta jasno daje do zrozumienia, że jawne nagrywanie jest niemożliwe, a w przypadku Harrisa problemem jest jego biały kolor skóry, który może przyciągnąć uwagę. Nie wspominając o tym, że w Katarze obowiązuje, jak mawiał klasyk "permanentna inwigilacja". To zmusiło Harrisa do nawiązania współpracy z osobą, którą dla bezpieczeństwa przedstawił jako "Raj". Wysłał mu kamerę, aby filmował z ukrycia. To też pokazuje, jak bardzo Katarczycy nie chcą, żeby prawda wyszła na jaw. Mimo tego, że już dawno temu kamery dziennikarzy "Guardiana" czy organizacji pozarządowych pokazywały warunki, w jakich żyją pracownicy.
Katarski mundial jest pełen kontrowersji. Samo przyznanie mistrzostw okazało się polityczną operacją, której głównym czynnikiem była korupcja. O imigranckich robotnikach napisano już wiele. Kilka tygodni temu przedstawialiśmy na Sport.pl ustalenia organizacji pozarządowej "Equidem", która opisywała nie tylko skandaliczne warunki i traktowanie pracowników, ale również proceder ukrywania prawdy przed światem. Im bliżej turnieju, tym kontrowersji było więcej. Dotyczyły one traktowania osób LGBTQ+. Aktywność homoseksualna jest w Katarze penalizowana. Tuż przed mistrzostwami natomiast Katarczycy wprowadzili zakaz sprzedaży i spożywania alkoholu na stadionach, chociaż wcześniejsze ustalenia były inne. Fani skarżą się też na fatalne warunki zakwaterowania i drożyznę.