Mecze Maroka to koszmar dla Belgów. "Są dzielnice, do których policja nie ma odwagi wjeżdżać"

Kacper Sosnowski
Zdewastowane centrum miasta. Przewrócone samochody, płonące hulajnogi i kontenery, ranni dziennikarze, kilkunastu zatrzymanych. Tak wyglądała Bruksela "świętująca" przegraną Belgów w meczu z Marokiem. Futbol dla mniejszości etnicznych w Belgii wydaje się tylko pretekstem do agresji - mówią lokalni dziennikarze.

Z każdą minutą było coraz gorzej. Zarówno dla piłkarzy Belgii na stadionie Al Thumama w Dausze, jak i dla mieszkańców Brukseli. Jeszcze przed początkiem mundialowej potyczki marokańscy fani zaczęli gromadzić się tłumnie w centrum miasta, z petardami, racami i innymi środkami pirotechnicznymi. Choć kilka rac poleciało w okolicach dworca kolejowego, to najgorsze przyszło, kiedy w Dausze trwała druga połowa meczu. Część z marokańskich pseudokibiców nie mogła nawet widzieć strzelanych przez ich drużynę w końcówce meczu goli, bo zajęta była burdami z policją. Bruksela znów ucierpiała z powodu święta marokańskiego futbolu, a przecież ekipa z Afryki ma dużą szansę na awans do 1/8 finału mundialu.

Zobacz wideo Dominik Wardzichowski w Katarze: Poszedłem po meczu do sektora Saudyjczyków!

Nie oglądali goli swej drużyny, wyszli na ulice

"W poniedziałkowy poranek mieszkańcy Brukseli wchodzili ze złością oraz niezrozumieniem. Wściekali się zwłaszcza ci, którzy odkrywali, że ich samochód lub sklep są uszkodzone" - relacjonował kanał RTL Info. "Nadszarpnięty został także wizerunek zdecydowanej większości Belgów-Marokańczyków, którzy liczyli na chwilę świętowania, a ta została zepsuta przez kilkudziesięciu chuliganów" - usłyszeliśmy w telewizji.

Chuliganów było około dwustu, ale straty przez nich wyrządzone są gigantyczne. Zniszczone są fragmenty małej architektury: powyrywana sygnalizacja świetlna, znaki drogowe, kosze na śmieci, czy kontenery. Powywracano kilka aut, wzniecono kilka pożarów, dewastując przy tym hulajnogi i wszystko, co znajdowało się na ulicach. Właściciele sklepów i lokali usługowych przeczuwali, co się będzie działo. Zamykali placówki tuż przed końcem meczu. Niektórzy zostawali przed lokalem, próbując chronić witryny, ale na niewiele się do zdało. Dewastowane były też gastronomiczne tarasy, krzesła i stoły. Jedne wrzucano na jezdnię, innych użyto jako barykady, z kolejnych zrobiono pociski wymierzone w kierunku policji.

Nastroje wzmogły się jeszcze pod koniec pierwszej połowy, gdy sędzia anulował pierwszą bramkę dla Maroka z rzutu wolnego. Część Marokańczyków, z flagami czy szalikami swej drużyny, nie była już potem zainteresowana śledzeniem drugiej części transmisji z Kataru i nie mogła widzieć nawet dwóch prawidłowo strzelonych już przez swą kadrę goli. Chuliganów przybyło jednak na ulicach tuż po zakończeniu spotkania. To właśnie wtedy służby musiały zamknąć dla ruchu kilka głównych ulic w centrum miasta. Poinformowano o kilkunastu zatrzymanych osobach, a media doniosły o dwóch poszkodowanych dziennikarzach. Jeden  z nich ucierpiał w wyniku odpalonej pirotechniki, drugi w wyniku agresji.

"Potrzeba ducha fair play, a nie bezmózgich pseudokibiców"

Po smutnych scenach na ulicach Brukseli głos zabrali politycy. "Zwycięstwo Maroka zasługiwało na coś lepszego. Stop bezkarności. Bandyci zostaną ukarani, niech sądy się nimi zajmą" - napisał Georges-Louis Bouchez, przewodniczący liberalnej partii MR (fr. Mouvement réformateur).

"Drużyny piłkarskie potrzebują ducha fair play, a nie bezmózgich pseudokibiców, którzy biją się i stosują przemoc" – dodał Ahmed Laaouej, burmistrz brukselskiej gminy Koekelberg. Ekscesy potępił też wracający z Ukrainy premier Belgii Alexander De Croo, który dodał, że "piłka nożna powinna być świętem". Minister spraw wewnętrznych Annelies Verlinden podsumowała, że "smutno jest patrzeć, jak niektórzy wykorzystują sytuację, by sprowokować zamieszki".

Wszyscy poparli działania policji, która użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego. Działania służb chwalił prezydent miasta Philippe Close, który podkreślił, że dzięki temu awantury nie rozprzestrzeniły się na pobliskie centrum handlowe i otworzony niedawno jarmark bożonarodzeniowy. Przekazał, że agresywni byli głównie młodzi. - Czy rodzice są w pełni świadomi tego, co robią ich dzieci? – skomentował w radiu RTBF.

Mecze Maroka to dla Belgów koszmar

Jak zaznacza "Le Soir", mecz Belgii z Marokiem był też oglądany i przeżywany w wielu miejscach stolicy w miłej atmosferze "przy dźwiękach tamburynów i okrzykach radości". Dużą popularnością na Tik Toku cieszy się nagranie, na którym widać mężczyznę, który próbuje uspokoić chuliganów. Z kapeluszem w barwach Maroka i z flagą pod ręką krzyczy do młodych ludzi: - Muzułmanie to nie to. Marokańczycy to nie to. Co za wstyd! Wstydźcie się – kontynuuje po arabsku. - Tu są marokańscy studenci, którzy chcą pracować i którzy są odrzucani z powodu takich zachowań! Spójrzcie na naszych graczy, którzy uhonorowali nasz kraj, i na naszych kibiców, którzy na stadionie w Katarze nawet po sobie posprzątali - stara się tłumaczyć.

Media od dłuższego czasu informowały, że mieszkańcy obawiają się awantur związanych z mundialowym meczem między dwoma krajami. "Niezależnie od wyniku spodziewamy się zamieszek" - napisał do redakcji gazety "Dernier Heure" jeden ze sklepikarzy z centrum miasta.

Nie ma to znaczenia, że spotkania Maroka rozgrywane są kilka tysięcy kilometrów od Belgii. Podobny czarny scenariusz mieszkańcy Brukseli przerabiali już w 2017 roku. Wtedy to Maroko grało z Wybrzeżem Kości Słoniowej w Abidżan. Wygrana 2:0 oznaczała pierwszy od 20 lat awans do mundialu w Rosji. Tuż po końcowym gwizdku w centrum Brukseli zebrało się 200-300 marokańskich kibiców, którzy demolowali witryny sklepowe i konstrukcje układane pod tradycyjny jarmark bożonarodzeniowy. 22 policjantów zostało rannych, użyto armatki wodnej, ale nikogo nie aresztowano. Na służby spadła fala krytyki: za opieszałość i brak stanowczej reakcji. Media pisały, że radość marokańskich kibiców w Paryżu na Polach Elizejskich w towarzystwie francuskich funkcjonariuszy przebiegła bez ekscesów. Belgowie przypominali, że ściągnęli do Brukseli dodatkowe służby z Antwerpii, ale, jak przyznał wówczas rzecznik policji Olivier Slosse, byli oni zaskoczeni intensywnością i szybkością, z jaką niektórzy sprawcy plądrowali sklepy.

Miś bez głowy. Atak na policję w Liege

Po niedzielnym marokańscy kibice wyszli też na ulicę Borgerhout, dzielnicy Antwerpii. Tam skończyło się na zrywaniu belgijskich flag z balkonów i pirotechnice, uderzeniu dziennikarza i wystraszeniu mieszkańców. W Liege tuż po meczu 50 osób zaatakowało miejscowy komisariat policji. Wybito szyby w budynku i policyjnym radiowozie. W mieście zniszczono kilka przystanków, a na Place Saint-Lambert zdemolowano świąteczne ozdoby, urywając głowę wielkiemu podświetlanemu misiowi.

- Ten mecz od dawna był uznany za mecz wysokiego ryzyka przez policję z Brukseli i Liege – mówi nam Yves Talideman z największego w Belgii dziennika "Derniere Heure". Dziennikarz, który to, co dzieje się w reprezentacji Belgii, opisuje od 1996 roku, dodaje, że futbol był tu tylko jednym z pretekstów do awantury.

- Między społecznością afrykańską w Belgii a policją jest wiele napięć. To nie pierwszy raz, kiedy doszło do zamieszek. Awantury na ulicach zdarzają się, kiedy tylko dochodzi do jakiegoś incydentu. Ostatnio policyjny samochód staranował uciekającego motocyklistę. Wtedy też na ulicach miast pojawili się chuligani i niszczyli wszystko, co popadnie. W Brukseli są dzielnice Molenbeek i Anderlecht, do których policja nie ma odwagi wjeżdżać. Innym zjawiskiem jest celowe wywoływanie pożarów. Gdy tylko na miejsce przybywają strażacy, zostają obrzucani kamieniami – punktuje Talideman. Jego zdaniem to dlatego "Interes Flamandzki", belgijska, nacjonalistyczna partia z Regionu Flamandzkiego zyskuje na popularności.

Marokańska Bruksela

Jak wynika z ostatniego raportu dotyczącego belgijskiej populacji, jeden na trzech mieszkańców stolicy kraju jest cudzoziemcem. Najwięcej jest w niej właśnie osób pochodzenia marokańskiego. Kolejne miejsca zajmują Francuzi i Włosi. Podobnie wygląda sytuacja w całej Belgii, choć Włochów wyprzedzają Rumuni. 

Z danych dostarczonych przez Universite Libre de Bruxelles w 2010 r. wynikało, że marokańskie pochodzenie w stolicy kraju miało 130 tys. osób. Obecnie ta liczba może być dwa razy wyższa. Napływ obywateli Maroka do Belgii notuje się głównie od 1964 r. po podpisaniu konwencji belgijsko-marokańskiej, mającej na celu uzupełnienie niedoboru siły roboczej w belgijskim przemyśle (gównie węglowym). Umowy podpisano z rządem marokańskim m.in. z uwagi na to, że Marokańczycy mieli doświadczenie w pracy w kopalniach i posługiwali się językiem francuskim. Kolejne lata przyniosły emigrantom możliwość stałego osiedlania się w Belgii i niosły szereg ułatwień dla tych, którzy zdecydowali się ściągnąć rodziny.

Ostatnią kolejkę grupy F mundialu, w której gra Belgia, Chorwacja, Maroko i Kanada zaplanowano na czwartek. Drugie w tabeli Maroko wyprzedza Belgię o punkt. Ekipa z Afryki zagra z pozbawioną szans na awans Kanadą. Czerwone Diabły zmierzą się z liderem - Chorwacją. Z grupy wyjdą dwie drużyny. Sytuacja Belgii przez ekspertów oceniana jest jako trudna. Tym bardziej że belgijskie media donoszą o złej atmosferze i waśniach w drużynie brązowych medalistów ostatniego mundialu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.