Już dawno stało się oczywiste, że nie każdy jest mile widziany w Katarze przy okazji mistrzostw świata. Mowa oczywiście przede wszystkim o przedstawicielach społeczności LGBT. Homoseksualizm uważany jest w tym kraju za przestępstwo i surowo karany. Kilka reprezentacji chciało jednak wystąpić z opaskami w kolorze tęczy, promującymi akcję "One Love". Organizatorzy, przy pomocy FIFA, szybko rozwiązali "problem". Zakazano noszenia tęczowych opasek, strasząc ukaraniem kapitanów żółtymi kartkami.
Jak się okazuje, łatwego życia podczas turnieju nie mają też przedstawiciele niektórych nacji. Mowa o Izraelczykach, którzy, choć swojej reprezentacji na turnieju nie mają, wysłali reporterów, by ci relacjonowali przebieg imprezy. Jak podaje "The Jerusalem Post", Izraelczycy spotkali się z wieloma przejawami wrogości ze strony miejscowych.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Skąd ta niechęć? Mamy tu do czynienia z kolejną odsłoną konfliktu izraelsko-arabskiego, który trwa już od dziesięcioleci. Przyczyną są napięcia na tle etnicznym, religijnym i terytorialnym. Katarczycy, przedstawiciele Bliskiego Wschodu i islamu, stają oczywiście po stronie Palestyńczyków i wygląda na to, że nawet przy okazji wielkiego piłkarskiego święta, nie zamierzają tego ukrywać.
Przykra historia spotkała choćby dziennikarza stacji KAN. Moav Vardy przeprowadzał wywiad z kibicami. Gdy ujawnił, że pochodzi z Izraela, został słownie zaatakowany przez jednego z Saudyjczyków. - Nie jesteś tu mile widziany. To jest Katar. To jest nasz kraj. Jest tylko Palestyna, nie Izrael - krzyczał mężczyzna. Nagranie sytuacji można zobaczyć poniżej.
Do Kataru jako ekspert wspomnianej stacji KAN wybrał się też były reprezentant Izraela, Eli Ohana. Gdy jechał wraz z ochroniarzem wózkiem golfowym, ujawnił, że jest Izraelczykiem. Kierujący pojazdem ochroniarz spytał go: "żartujesz?". Ohana skłamał wówczas, że jest Portugalczykiem, by uniknąć nieprzyjemności. Ochroniarz zdradził, że odmówiłby kierowania wózkiem i natychmiast by zawrócił, gdyby jego towarzysz faktycznie był Izraelczykiem.
"Nie chcieliśmy pisać tych słów, nie jesteśmy tutaj tematem. Ale po 10 dniach w Dosze nie możemy ukryć tego, przez co przechodzimy. Czujemy się znienawidzeni, otoczeni wrogością, niemile widziani" - napisał natomiast na Twitterze Raz Shechnick, dziennikarz gazety "Yediot Ahronoth". On również zmuszony był skłamać na temat swojego pochodzenia, by uniknąć kłopotów. Podawał się za Ekwadorczyka.
"The Jerusalem Post" opisuje też przypadek Dora Hoffmana. Dziennikarz miał zostać wyrzucony z taksówki, gdy zdradził swoje pochodzenie. Kierowca odmówił przyjęcia jego pieniędzy. Hoffmana wyrzucono także z restauracji z uwagi na jego narodowość. Na dodatek właściciel lokalu zażądał od dziennikarza usunięcia zdjęć, które ten wcześniej tam zrobił.
Izraelczycy mają podobno także w Katarze spotykać się regularnie z przejawami pasywnej agresji. Miejscowi wymachują choćby w ich kierunku palestyńskimi flagami.
Były rzecznik Agencji Żydowskiej, Michael Janekowitz, na co dzień mieszkaniec Jerozolimy, uważa natomiast, że Katarczycy są przyjaźnie nastawieni do Izraelczyków. Mężczyzna, który aktualnie także z bliska ogląda mistrzostwa świata, twierdzi, że dziennikarze sami są sobie winni.
"Katar jest bardzo gościnny dla izraelskich gości". Ci izraelscy dziennikarze idą z lupą, aby znaleźć tych, którzy nienawidzą Izraela. Większość z tych hejterów Izraela przyjechała na mundial spoza Kataru. Są prowokowani przez szukających sensacyjnych nagłówków izraelskich dziennikarzy" - cytuje jego wypowiedź "The Jerusalem Post".