Reprezentacja Belgii już w niedzielę mogła sobie zapewnić awans do 1/8 finału mistrzostw świata. Aby tak się stało, brązowi medaliści z Rosji sprzed czterech lat musieli wygrać na Al Thumama Stadium w Dosze z Marokiem. Piłkarze z Afryki liczyli jednak na sprawienie kolejnej niespodzianki po bezbramkowym remisie z Chorwacją, tym bardziej, że kilka dni temu w meczu z Kanadą Belgowie z pewnością nie wyglądali na zespół nie do ruszenia.
Niedzielny mecz potwierdził, że Belgowie dalecy są od swojej optymalnej dyspozycji. Mimo to, to właśnie zespół Roberto Martineza stworzył sobie pierwszą świetną szansę do zdobycia bramki. Bohater meczu z Kanadą (1:0) Michy Batshuayi w 6. minucie przegrał jednak pojedynek z marokańskim bramkarzem Munirem.
Obecność Munira w jedenastce Marokańczyków była dużym zaskoczeniem. Szczególnie, że jeszcze w trakcie hymnów narodowych na murawie był widoczny podstawowy golkiper drużyny z Afryki - Yassine Bounou. Zmiany Marokańczycy dokonali tuż przed pierwszym gwizdkiem, gdyż bramkarz Sevilli właśnie wtedy poczuł się źle i okazał się niedysponowany do gry.
W kolejnych minutach na Al Thumama Stadium nie działo się zbyt wiele. Belgowie mieli przewagę w posiadaniu piłki, która nie przekładała się na zbyt wiele, a ich rywale pojedynczymi wypadami starali się im odgryzać. Strzały po obu stronach Kevina De Bruyne, Hakima Ziyecha czy Achrafa Hakimiego były niecelne.
W ostatniej akcji pierwszej połowy to Marokańczycy zdołali trafić do bramki Thibauta Courtoisa. Uczynił to ich największy gwiazdor, Hakim Ziyech, który pokonał kiepsko interweniującego belgijskiego bramkarza bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego. Po analizie VAR meksykański sędzia Cesar Ramos tego gola jednak słusznie nie uznał, gdyż na spalonym był Romain Saiss, który próbował jeszcze zmienić tor lotu piłki i absorbował uwagę golkipera rywali. Wobec tego po 45 minutach w Dosze wciąż był bezbramkowy remis.
W drugiej połowie mieliśmy wymianę ciosów, jeśli chodzi o groźne uderzenia z obu stron. Najpierw ponownie spróbował Hakim Ziyech zza pola karnego, ale tym razem Courtois spisał się bez zarzutu. W odpowiedzi z boku pola karnego huknął Eden Hazard, jednak i Munir nie dał się zaskoczyć.
Następnie szczęścia próbowali kolejno Sofiane Boufal, Dries Mertens czy też Michy Batshuayi, ale żaden z nich nawet nie był blisko otwarcia wyniku tego spotkania.
Dopiero w 73. minucie jeden z zespołów wreszcie dopiął swego i tym zespołem było nieoczekiwanie Maroko. Afrykanie rozegrali kolejny rzut wolny bardzo podobnie do tego z końcówki pierwszej połowy. Z lewej strony boiska piłkę w światło bramki zagrał rezerwowy Abdelhamid Sabiri, a przed Thibautem Courtoisem ponownie pojawił się Romain Saiss, który znów piłki nie dotknął, ale zwiódł go na tyle, że zmsił bramkarza Realu Madryt do błędu. Różnica w porównaniu do pierwszej części gry była jedna - Saiss tym razem nie był na spalonym, dzięki czemu Maroko objęło prowadzenie 1:0.
Selekcjoner Belgów Roberto Martinez zareagował, posyłając do boju wracającego po kontuzji Romelu Lukaku, jednak nawet napastnik Interu Mediolan nie zdołał odmienić losów spotkania. "Czerwone Diabły" stać było jedynie na niecelne uderzenie głową Jana Vertonghena.
A Maroko w doliczonym czasie gry jeszcze dobiło swojego przeciwnika. Po wspaniałej akcji indywidualnej Hakima Ziyecha, Zakaria Aboukhlal uderzył z kilku metrów pod poprzeczkę belgijskiej bramki i przypieczętował wygraną "Lwów Atlasu".
Maroko sensacyjnie pokonało Belgię 2:0 i z czterema punktami awansowało na pierwsze miejsce w grupie F. Belgia po dwóch meczach dalej ma na swoim koncie trzy punkty. W ostatniej kolejce fazy grupowej Belgia zmierzy się z Chorwacją, a Maroko z Kanadą. Oba spotkania zostaną rozegrane 1 grudnia.