Reprezentacja Argentyny zaliczyła spory falstart na początku mistrzostw świata w Katarze, przegrywając 1:2 z Arabią Saudyjską. Warto zauważyć, że kadra prowadzona przez Lionela Scaloniego prowadziła 1:0 od dziesiątej minuty po golu Leo Messiego z rzutu karnego. - Dziś jest smutny dzień, ale musimy się podnieść i iść dalej. Nadal myślimy w ten sam sposób. Przed meczem byliśmy uważani za faworytów, ale na mundialu takie rzeczy mogą się zdarzyć - mówił Scaloni na pomeczowej konferencji prasowej.
Reprezentacja Argentyny próbowała strzelić gola Meksykowi w pierwszej połowie, ale ostatecznie żadna z prób nie zdołała pokonać Guillermo Ochoi. Dużo częściej gra była przerywana przez faule w środku pola. Na początku drugiej połowy zespół prowadzony przez Lionela Scaloniego wciąż nie potrafił zdobyć bramki, więc selekcjoner Argentyńczyków zarządził zmiany. Z boiska zszedł m.in. Lautaro Martinez, a w jego miejsce wszedł Julian Alvarez.
Argentyna jakby magicznie zyskała nowe życie, ponieważ w 64. minucie Angel Di Maria dostrzegł Leo Messiego blisko pola karnego Meksyku. Napastnik Paris-Saint Germain przyjęciem ustawił piłkę do strzału, a potem płaskim uderzeniem pokonał Guillermo Ochoę i dał upragnione prowadzenie kadrze narodowej. "Co za gol. Co za chwila. Co za facet. Messi strzela" - napisał Gary Lineker na Twitterze.
Ten gol sprawił, że Argentyna pozostała w grze o awans do fazy pucharowej katarskiego mundialu, a wygrana kadry z Ameryki Południowej stała się faktem, gdy Enzo Fernandez strzelił pięknego gola po rzucie rożnym w 87. minucie. Tym samym wszystko będzie zależało od meczu z Polską, który odbędzie się 30 listopada o godz. 20:00 na 974 Stadium.