"Nikt nie chciał, żebym grał". Reprezentant Polski błyszczy na MŚ 2022. Bezcenny

Konrad Ferszter
W reprezentacji Polski gra od ponad czterech lat, ale długo uważany był raczej za zapchajdziurę niż kluczowego piłkarza. Tymczasem po dwóch meczach mundialu w Katarze Bartosz Bereszyński jest jednym z najlepszych i najważniejszych piłkarzy w drużynie Czesława Michniewicza.

- A jeszcze tydzień temu nikt nie chciał, żebym grał - uśmiechał się po wygranym 2:0 meczu z Arabią Saudyjską Bartosz Bereszyński. 30-letni obrońca, który znów należał do najlepszych piłkarzy w drużynie Czesława Michniewicza. Owszem, to Wojciech Szczęsny, Robert Lewandowski i Piotr Zieliński byli gwiazdami, to oni wykonywali najważniejsze akcje. Ale zaraz obok nich można stawiać Bereszyńskiego, choć ten tuż przed mistrzostwami świata nie był wymieniany wśród pewniaków do miejsca w podstawowym składzie.

Zobacz wideo Jak Wojciech Szczęsny obronił karnego? Wyjaśnia Paweł Kieszek w Sport.pl Live

Niezależnie od tego, czy analizowaliśmy w ostatnich miesiącach ustawienie z trójką stoperów i wahadłowymi, czy z czwórką obrońców w linii, na lewej stronie najczęściej stawialiśmy na Nicolę Zalewskiego. Wiadomo, że piłkarz AS Romy ma braki w grze defensywnej, ale to właśnie on był dla wielu faworytem do miejsca w wyjściowej jedenastce Michniewicza.

I Zalewski pojawił się w składzie na mecz z Meksykiem, choć nie jako obrońca, a skrzydłowy. W tej roli jednak nie zachwycił, Michniewicz zmienił go już w przerwie, a w meczu z Arabią Saudyjską nie wpuścił na boisko choćby na minutę. A Bereszyński na lewej stronie obrony rozegrał dwa pełne spotkania i urósł do roli jednego z najważniejszych piłkarzy w reprezentacji.

"Ktokolwiek zejdzie w jego strefę, on rządzi"

- Jego forma jest dla nas gwarancją bezpieczeństwa, pewności i spokoju. Imponuje zwłaszcza w pojedynkach, w których jest bardzo pewny. Drugi bardzo dobry mecz w jego wykonaniu - na antenie TVP Sport chwalił Bereszyńskiego Jerzy Brzęczek.

W słowach byłego selekcjonera reprezentacji Polski nie było grama przesady. W meczu z Arabią Saudyjską Bereszyński wygrał cztery pojedynki, miał dwa odbiory (najwięcej z obrońców), przechwyt i dwa wybicia. Chociaż na jego stronie aktywny byli lider Saudyjczyków Salem Al-Dawsari oraz Firas Al-Buraikan, którzy zmieniali się pozycjami, Bereszyński grał zdecydowanie pewniej i lepiej niż Matty Cash po przeciwnej stronie.

Podobnie było w pierwszym meczu z Meksykiem. Chociaż w pierwszej połowie zawodnik Sampdorii był często osamotniony w defensywie przez bierną postawę Zalewskiego w asekuracji, to miał kilka kluczowych interwencji i wybić piłki. Bereszyńskiego nie byli w stanie złamać ani Hirving Lozano, ani Alexis Vega.

- Zaprasza do rywalizacji każdego pomocnika i ktokolwiek zejdzie w jego strefę, on rządzi. Wszystko dzieje się na jego zasadach. Za plecami ma wszystko pozamykane, drugi mecz z rzędu wygrał większość pojedynków. Mamy absolutny filar na lewej stronie obrony. Filar prawonożny. Brakuje mu już chyba tylko gola albo asysty - chwalił "Beresia" w TVP Sport Jakub Wawrzyniak.

Wszechstronność, która była przekleństwem

Bereszyńskiego i Wawrzyniaka łączy jedna rzecz: w reprezentacji Polski są odpowiedzią na brak klasowego lewego obrońcy. Wawrzyniak, który karierę już zakończył, przez lata śmiał się, że w kadrze zastępował zawodnika, który nie istnieje. I podobnie jest teraz z Bereszyńskim, który nie jest nawet zawodnikiem lewonożnym.

Podstawowym piłkarzem reprezentacji Polski jest już od czterech lat, ale nikt nigdy nie traktował go jako jednego z liderów, czy pewniaka. Raczej jako zapchajdziurę, którym Bereszyński stawał się ze względu na swoją wszechstronność. Uniwersalność piłkarza, który jako młodzian w Lechu Poznań był napastnikiem i dopiero w Legii Warszawa stał się obrońcą, była jego przekleństwem. Możesz grać na kilku pozycjach? To graj na tej, na której nie ma pewniaka.

Dlatego Bereszyński rzadko grał w reprezentacji tam, gdzie czuje się najlepiej, czyli na prawej stronie obrony. W tej roli widzieli go tylko Adam Nawałka i Jerzy Brzęczek. U pierwszego Bereszyński do kadry jednak dopiero wchodził, a drugi ostatecznie i tak z konieczności częściej ustawiał go na lewej stronie. Z kolei Paulo Sousa wymyślił sobie zawodnika Sampdorii w roli półprawego stopera w ustawieniu z trójką środkowych obrońców. Z braku laku Portugalczyk rzucał też Bereszyńskiego na lewe i prawe wahadło, co było dla niego całkowitą nowością.

U Michniewicza też nie był pewniakiem

Nawet u Michniewicza Bereszyński długo nie był pewniakiem do miejsca w podstawowym składzie. Mimo że znalazł się w nim na zwycięski baraż ze Szwecją oraz pierwsze mecze Ligi Narodów, to gdy selekcjoner przeszedł na ustawienie z trójką środkowych obrońców, Bereszyński wyleciał z pierwszej jedenastki. Kiedy kilkanaście dni przed mundialem rozmawialiśmy o obronie reprezentacji Polski, jednym tchem wymienialiśmy nazwiska Casha, Bednarka, Glika, Kiwiora i Zalewskiego. Ale niekoniecznie Bereszyńskiego.

Zawodnik Sampdorii nie znalazł się też w podstawowym składzie na generalny test przed mundialem, jakim był wygrany 1:0 mecz z Chile w Warszawie. Bereszyński wszedł na boisko dopiero w 46. minucie, zmieniając Bednarka, zespół przeszedł wtedy na ustawienie z czwórką obrońców i wydaje się, że to właśnie wtedy selekcjoner znalazł odpowiedź na pytanie o system gry w defensywie. Czwórką i z Bereszyńskim.

W Katarze Bereszyński w obu meczach udowodnił, że była to dobra decyzja. - Znam swoją jakość i wiem, na co mnie stać. Miewałem różne momenty w kadrze, ale w meczu ze Szwecją nie zawiodłem. Lewa obrona nigdy nie będzie moją ulubioną pozycją, ale grałem na niej już wcześniej i było nieźle. Ostatecznie wyniki determinują ocenę, ale robię, co mogę - powiedział Bereszyński po meczu z Arabią Saudyjską. Z uśmiechem i słusznie. Może być z siebie zadowolony.

Tak, jak my wszyscy z jego gry.

Więcej o:
Copyright © Agora SA