Niemieckie media nie milczą. Wskazują winnego blamażu z Japonią

Niemieckie media szukają przyczyn porażki swojej reprezentacji z Japonią (1:2). Przeżywają pewne "deja vu", gdyż cztery lata temu również przegrali mecz otwarcia na mistrzostwach świata. Wówczas ulegli Meksykowi i nie wyszli z grupy. "To wygląda jak na mundialu w Rosji" - powiedział stacji "ARD" jeden z kibiców.

Nic nie wskazywało na dramat reprezentacji Niemiec, gdyż mecz rozpoczęli bardzo dobrze. Ilkay Gundogan zdobył bramkę z rzutu karnego w 33. minucie i podopieczni Hansiego Flicka schodzili na przerwę prowadząc. Nie dopuścili rywali nawet do celnego strzału. Wszystko odmieniło się w drugiej połowie. Selekcjoner Japończyków dokonał kilku korekt, a zmiennicy zdobyli dwie bramki i "Samurajowie" zainkasowali trzy punkty.

Zobacz wideo Zmiana składu? Thomas Mueller reprezentacji Polski ma pomóc Lewandowskiemu

Polityka ważniejsza od futbolu

Ten wynik był ogromnym zaskoczeniem, a w kraju naszych zachodnich sąsiadów wróciły stare demony. Cztery lata temu ówcześni mistrzowie świata przegrali pierwszy mecz grupowy z Meksykiem. Na koniec nie wyszli nawet z grupy. "To wygląda jak na mundialu w Rosji" - powiedział stacji "ARD" jeden z kibiców, opuszczających stadion. 

Wówczas niektórzy niemieckie media winy szukali w sprawach pozasportowych. Przed turniejem w 2018 roku kontrowersje i dyskusje wywołało zdjęcie Mesuta Ozila oraz Ilkaya Gundogana, zawodników tureckiego pochodzenia, z Recepem Tayyipem Erdoganem, prezydentem tego kraju. Tym razem część ekspertów zwraca uwagę na przywiązywaniu zbyt dużej wagi do gróźb FIFA o ukaraniu kapitana oraz związek za wyjście na murawę z tęczową opaską "OneLove". Niemiecka federacja się z tego wycofała, a piłkarze na znak protestu zasłonili usta do zdjęcia przedmeczowego.

- Było zbyt wiele dramaturgii w okresie przygotowawczym, zbyt wiele spraw, które były ważniejsze niż piłka nożna, podobnie jak cztery lata temu. Tego typu rzeczy zaburzają koncentrację, rozpraszają. Tym samym oznacza, że może ci brakować decydujących 5 lub 10% - powiedział "Bildowi" Lothar Matthaeus. - Porażka Niemiec z przeciętnym przeciwnikiem był jak zimny prysznic dla tego rodzaju niemieckiego zadufania, które w ostatnich tygodniach kapało z każdej pory naszych mediów - napisał konserwatywny dziennik "Die Welt".

Krytyka spada na selekcjonera

Głównego winnego Niemcy widzą w osobie Hansiego Flicka, selekcjonera kadry narodowej naszych zachodnich sąsiadów. Media zauważają, że wygrał on raptem trzy z ostatnich dziesięciu spotkań, mimo że porażka z Japonią była dopiero drugą za jego kadencji (kadrę objął w sierpniu 2021 roku). - Flick najpierw zdjął wybitnego w tym meczu Ilkaya Guendogana, potem zmienił młodego "geniusza" Jamala Musialę. Z minuty na minutę znikała kontrola, cel, pewność siebie. Łatwo jest powiedzieć, że trener doprowadził do porażki, ale w tym przypadku to prawda - ostro ocenił "Der Spiegel". 

Dyskusje wywołała również sama podstawowa jedenastka wystawiona przez Hansiego Flicka. Selekcjoner postawił na środku obrony na niedoświadczonego Nico Schlotterbecka, a w drugiej linii nie znalazł miejsca dla Leona Goretzki. Zdaniem niemieckich mediów, trzon z Bayernu Monachium miał być główną siłą kadry na mundialu w Katarze. - Można to nazwać eksperymentem. Albo po prostu chaosem - ocenił "Die Zeit". Natomiast Frankfurter Allgemeine Zeitung uderza w jeszcze mocniejsze tony: - Przekonanie Niemiec, że wrócili do klasy światowej, było oszukiwaniem siebie.

"Die Mannschaft" w pozostałych dwóch meczach fazy grupowej mundialu w Katarze zagrają z Hiszpanią (27 listopada) oraz z Kostaryką (1 grudnia). Będą to dla nich starcia o życie na tym turnieju.

Więcej o:
Copyright © Agora SA