Sensacyjna porażka Argentyny z Arabią Saudyjską. To najgorszy możliwy wynik dla Polski?

Argentyna mogła zamknąć mecz jeszcze przed przerwą, ale marnowała każdą bramkową akcję. Saudyjczycy zagrali wybitną drugą połowę, która dała im sensacyjną wygraną 2:1 i pozycję lidera grupy C mistrzostw świata.

Argentyna przyleciała do Kataru jako jeden z pretendentów do tytułu. Dawno nie było tak dobrej atmosfery wokół kadry "Albicelestes". Napędzeni triumfem w Copa America, Finalissimie (to mecz pomiędzy mistrzem Europy i triumfatorem Copa America) oraz serią ponad 30 meczów bez porażki fani z Argentyny wierzyli w sukces. Ale tego, co działo się we wtorek na murawie stadionu w Lusajl, nie spodziewał się zupełnie nikt.

Zobacz wideo Co zamiast bojkotowania mundialu? "Trzeba naciskać, wywierać presję na Katar i FIFA" [Sport.pl Live]

Festiwal nieuznanych goli

Pierwsze minuty należały jeszcze do Argentyny. Grała ofensywnie, urządzała się na połowie Saudyjczyków. Szybko objęła prowadzenie po pewnym strzale Leo Messiego z rzutu karnego. Przewinienie piłkarza Arabii wychwycił VAR. Jeden z Argentyńczyków był szarpany przy rzucie rożnym.

Arabia chciała być ustawiona wysoko, próbowała przeszkadzać, ale rywal prezentował wysoką kulturę gry, umiejętnie zarządzał tempem i przestrzenią. To było bliskie perfekcji. Bliskie, bo nie dało wyższego prowadzenia, choć powinno. Argentyna miała aż trzy sytuacje sam na sam, po których padły nieuznane gole. Raz szansę miał Messi, dwa razy Lautaro Martinez. Przy każdej akcji sędziowie odgwizdali pozycję spaloną. Przy trafieniach Martineza były one dosłownie centymetrowe.

Saudyjczycy nie mieli żadnych argumentów, by na równi walczyć z przeciwnikiem. Próbowali, ale odstawali jakościowo. Nie oddali ani jednego strzału w pierwszej połowie.

Trzęsienie ziemi

Saudyjska kadra wyszła całkowicie odmieniona na drugą część gry. Pierwsze minuty były wręcz piorunujące w ich wykonaniu. Argentyna była ewidentnie w szoku.

W 48. minucie mieliśmy wyrównanie. Saleh Al Shehri dostał prostopadłą piłkę, urwał się zdekoncentrowanym obrońcom i niezbyt mocno uderzył na bramkę Emiliano Martineza. Piłka doturlała się do siatki, cały czas będąc poza zasięgiem bramkarza. Można powiedzieć, że to był sprytny strzał.

Choć na trybunach było więcej kibiców argentyńskich, to arabska część kibiców oszalała z radości i zaczęła przekrzykiwać fanów z Ameryki Południowej.

Trybuny eksplodowały pięć minut później, kiedy Salem Al Dawsari wkręcił w ziemię trzech rywali i pięknie uderzył na argentyńską bramkę. Arabia sensacyjnie objęła prowadzenie. I miała apetyt na więcej.

Saudyjczycy próbowali iść za ciosem. Grali ofensywnie, agresywnie, to był wybiegany futbol, taki jak w sparingach. Argentyna była jak oszołomiony pięściarz. Kibice byli w szoku przez dobre kilkanaście minut. Ale piłkarze musieli wziąć się do roboty jak najszybciej.

Przez ostatnie kilkanaście minut Arabia Saudyjska skupiła się na obronie wyniku. Argentyna była w natarciu. W końcu aktywniejszy był Angel Di Maria, wciąż spora odpowiedzialność spoczywała na Messim. Nikt nie był w stanie pokonać świetnie dysponowanego w drugiej połowie Mohammeda Al Owaisa. Bronił pewnie i efektownie. Śmiało można napisać, że rozgrywał mecz życia.

"Albicelestes" w końcówce nie mogli oddać dobrego strzału, nawet w doliczonym czasie gry. Wszystko dobrze wyczuwała saudyjska obrona, a bramkarz był jak superbohater. Ostatecznie to Arabia triumfowała 2:1, co jest przeogromną sensacją i jednocześnie najgorszym możliwym wynikiem dla reprezentacji Polski, która o godzinie 17 zagra z Meksykiem, a w drugiej kolejce właśnie z Arabią.

Eksperci byli pewni, że Saudyjczycy przegrają wszystkie trzy grupowe mecze, a rzeczywistość już w pierwszym meczu napisała inny scenariusz. Arabia cieszyła się po tym meczu, jakby zdobyła mistrzostwo świata.

Argentyna - Arabia Saudyjska 1:2 (1:0)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.