Pierwszy mecz grupy B pomiędzy Anglią i Iranem wzbudzał ogrom emocji, ale nie chodziło o piłkę nożną. Sytuacja polityczna w Iranie jest obecnie bardzo napięta. W kraju wciąż trwają protesty, a akcenty z nimi związane można dostrzec chociażby na trybunach katarskich stadionów. Swoje stanowisko postanowiła zamanifestować sama irańska reprezentacja.
W Iranie nadal odbywają się społeczne protesty rozpoczęte po śmierci 22-letniej Mahsy Amini. Wystąpienia ewoluowały na znacznie szerszą skalę i tyczą się już nie tylko samej kultury oraz obyczajów panujących w kraju. Społeczeństwo jest wściekłe na władze, która z kolei siłą stara się zaprowadzić porządek, co ma tylko i wyłącznie odwrotny skutek.
Obojętni wobec wydarzeń w kraju nie pozostali irańscy piłkarze. W niedzielę kapitan zespołu, Ehsan Hajsafi, złożył kondolencje rodzinom ofiar. - Musimy zrozumieć, że warunki w naszym kraju są niewłaściwe, a ludzie są nieszczęśliwi. Jesteśmy tutaj [w Katarze], ale to nie znaczy, że nie jesteśmy ich głosem, albo że ich nie szanujemy - powiedział piłkarz. Na ten moment mówi się, że w protestach życie straciło około 360 osób.
Więcej treści sportowych na Gazeta.pl.
Reprezentanci Iranu nie poprzestali tylko na słowach - choć tuż przed meczem ograniczyli je właściwie do minimum, wstrzymując się od śpiewania narodowego hymnu tuż przed rozpoczęciem spotkania z Anglią. W reakcji na zachowanie piłkarzy krajowa irańska telewizja przerwała transmisję spotkania. Wznowiono ją dopiero po prezentacji drużyn.
Na boisku Iran nie miał z Anglią szans - Harry Kane i spółka przeważali od początku, ostatecznie wygrali aż 6:2. Ale świat docenił gest oporu Irańczyków. "Dla Anglików, Holendrów i pięciu innych europejskich reprezentacji groźba żółtej kartki to było za wiele, by ryzykować walkę o swoje wartości. Piłkarzom reprezentacji Iranu grożą dużo poważniejsze konsekwencje, a mimo to postąpili zgodnie ze swoimi zasadami. I wygrali w oczach swoich kibiców i świata" - pisał na Sport.pl Łukasz Godlewski.