Mundial 2018. Ćwierćfinał Urugwaj - Francja. Dziś nawet stoperzy są w futbolu primadonnami. Ale nie Diego Godin. Choć miałby od lat sto powodów, by się domagać większego uznania

Godin to Diego od wszystkiego: broni, dyryguje, atakuje, negocjuje z prezesami. A jeszcze przy okazji Francuza przerobi na Urugwajczyka, jak to zrobił z Antoine'em Griezmannem.

Spotkanie rozpoczęło się o godz. 16:00. Śledź relację >> Francja - Urugwaj - RELACJA NA ŻYWO

Jest kapitanem reprezentacji małego kraju, który zawstydza wielkie kraje. Jest dowódcą obrony, która straciła w mundialu w Rosji tylko jednego gola. Drużyny, która dostała w tych mistrzostwach tylko jedną żółtą kartkę. Jest kapitanem, który czasem musi pójść na wojnę z działaczami federacji, bo Urugwaj działaczy miewa fatalnych. Jest jak głowa rodziny w reprezentacji, która jest zżyta ze sobą jak mało która. I jest ojcem chrzestnym córki napastnika, którego będzie pilnować w ćwierćfinale z Francją.

To nie Diego Godin wciągnął swojego przyjaciela Antoine’a Griezmanna we wszystkie rytuały urugwajskości: mate, dulce de leche, asado. Griezmann uczył się tego już w Realu Sociedad, od trenera Martina Lasarte. Ale to Godin zachęcał go do przenosin do Atletico i przyjmował w domu jak członka rodziny. Zdarzało się, że Griezmann wracających ze zgrupowania kadry Urugwajczyków z Atletico witał na lotnisku ubrany w koszulkę celestę z nazwiskiem Godina. Ale w ćwierćfinale nie będzie zmiłuj dla Griezmanna. Godin i Jose Maria Gimenez czekają, by się nim zająć. Tak jak nie ma zmiłuj, gdy Godin i Luis Suarez, przyjaciele z kadry, stają naprzeciw siebie w klubowych bojach Atletico i Barcelony. Gdy piłka jest w grze, potrafią się prowokować, kłócić, wyzywać, nawet trafić łokciem. A potem schodzą przytuleni. W obydwu coś wstępuje, gdy zaczynają grać. W czasach, kiedy już i środkowi obrońcy są w futbolu primadonnami, Godin jest jak z rugby. Robotę na boisku ma chuligańską. Ale nie dodaje do niej chamstwa, nie wynosi sporów poza boisko, nie udaje i nie użala się nad sobą. Nie lansuje się, choć miałby prawo powiedzieć, że jest piłkarzem niedocenianym, choćby w wielkich plebiscytach.

Trudno mieć przyjemność z grania w piłkę

Godin mawia, że nie lubi meczów. Kocha futbol, ale nie potrafi się cieszyć graniem. 90 minut na boisku to są czasem tortury. Tak ciąży poczucie odpowiedzialności za drużynę. I świadomość, że zespoły w których gra, muszą zawsze nadrabiać zaangażowaniem, bo u ich rywali talentu jest zwykle więcej. – Urugwaj niczego nie ma w nadmiarze – to jest motto Godina i jego kolegów. Atletico też od nadmiaru nie cierpi w walce z Barceloną i Realem. A jednak i Urugwaj i Atletico od kilku lat skaczą wyżej niż to teoretycznie możliwe. Cały czas z Godinem w środku obrony: broniącym w swoim polu karnym, strzelającym gole w polu karnym rywala, przyuczającym do obronnych schematów kolejnych młodszych kolegów, dowodzącym nimi siłą przykładu. Trener Oscar Tabarez mówi, że nikt tak jak Godin nie uosabia w jego drużynie tego, co w Urugwaju najważniejsze i najpiękniejsze. Ducha walki, ale też ducha wspólności. I ducha przeszkadzania mocniejszym. Wyuczona w klubie współpraca Godina z Gimenezem, niemal telepatyczna, to jest czasem czyste piękno. Choć chodzi w niej o tym, żeby piękna w  okolicach urugwajskiego pola karnego było jak najmniej. Godin wyzwanie mocniejszym potrafi też rzucić poza boiskiem. To on był przywódcą buntu piłkarzy kadry przeciw działaczom urugwajskiej federacji i przeciw firmie Tenfield. Chodziło o umowy, na których dorabiali się i działacze i Tenfield, ale urugwajski futbol miał z tego dużo mniej niż mógłby mieć. Piłkarze pod wodzą Godina zażądali, by działacze potraktowali swoje zadania poważnie i wycisnęli z umów sponsorskich tyle, ile się da.

Pływakiem  był bardzo utalentowanym. Co do talentu do futbolu, zdania były podzielone

Diego Godin jest od wszystkiego, ale jeden Godin to czasem Tabarezowi za mało. W przerwie meczu z Egiptem, na inaugurację mundialu w Rosji, trener wyciągnął drugiego Godina. Na zdjęciu, sprzed czterech lat, z tego momentu gdy strzela głową gola Włochom w 2014 i daje Urugwajowi zwycięstwo i awans z grupy (choć najważniejszym jego golem z 2014 i z całej kariery pozostanie ten wyrównujący na Camp Nou, dający mistrzostwo Atletico). Męczący się z Egiptem Urugwajczycy obejrzeli w przerwie drugiego Godina, wrócili na boisko i w doliczonym czasie zwycięskiego gola głową zdobył Jose Maria Gimenez.

Godin, rocznik 1986 (rok w którym pewien Diego zdobył mistrzostwo świata, ale to było w lecie, a Godin jest z lutego) pochodzi z małego, dziesięciotysięcznego Rosario, dwie godziny jazdy na południe od Montevideo. Jako dziecko był jednym z najzdolniejszych pływaków w Urugwaju. Ale nie każdy w nim potrafił dostrzec talent do piłki.  Jako piętnastolatek przyjechał po naukę do stolicy, do akademii klubu Defensor Montevideo. Odrzucili go tam, jako nie dość dobrego pomocnika i napastnika, bo od tych pozycji zaczynał w futbolu. Rodzina go przekonała, by się nie zniechęcał i spróbował jeszcze raz w mniejszym stołecznym klubie, Cerro. Tam też próbowali  niego zrobić pomocnika, tylko grającego przy linii bocznej. I dopiero gdy z konieczności, łatając dziury w składzie, został obrońcą, kariera przyspieszyła. Zaczęły przychodzić powołania do kadry, propozycje przejścia do mocnych klubów (w Europie zaczynał  w Villarreal u Chilijczyka Manuela Pellegriniego, w klubie w którym była wtedy jedna z najweselszych i najbardziej zgranych kolonii piłkarzy z Ameryki Południowej), zaczęły na niego spływać pochwały. W mundialu w Rosji spływają nieprzerwanie od pierwszego meczu. Ale Godin i inni liderzy kadry czują, że to może być dla ich pokolenia idealny moment by powalczyć o coś więcej niż pochwały.

Urugwaj - Francja. Transmisja TV, gdzie obejrzeć mecz?

Urugwaj - Francja. Edinson Cavani nie zagra w ćwierćfinale >>>

Jeśli lubisz czytać Sport.pl, wypróbuj nasz nowy newsletter >>>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.