Mistrzostwa świata 2018. Messi i Ronaldo - czy to możliwe, że najwspanialsi piłkarze naszych czasów będą mało znaczyć w historii futbolu?

Żyjemy w najwspanialszych czasach dla piłki nożnej; w erze wielkiej rywalizacji piłkarzy wszech czasów - Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego. Tak, znam takie twierdzenia. Ale mam wątpliwości, czy wielka sława Portugalczyka i Argentyńczyka przetrwa przez pokolenia jak sława Pelego czy Maradony, a nawet Zidane'a.

Ronaldo i Messi właśnie odpadli z mistrzostw świata. Pierwszy ma już 33 lata, a drugi 31. Raczej wątpliwe, żeby obaj wystąpili jeszcze na mundialu i odgrywali znaczące rolę w swoich reprezentacjach. Nigdy nie dotknęli największej świętości w piłce nożnej - Pucharu Świata.

Mundial czy Liga Mistrzów?

Oczywiście, już słyszę głosy twierdzące, że to Liga Mistrzów to dla piłkarza rozgrywki najbardziej wymagające, najbardziej miarodajne dla jego klasy, najbardziej elitarne.

Nie zamierzam polemizować. Powiem tylko, że dzięki tej elitarności średnia widownia wieczoru Ligi Mistrzów zmniejszyła się w ciągu ostatnich 20 lat o 30 procent. To rozgrywki skierowane tylko do grupy zagorzałych kibiców, którzy wydają pieniądze na płatną telewizję. Jakby to statystycznie policzyć, to możliwe, że zwykły kibic w kapciach w otwartej telewizji obejrzał nie mniej wielkich meczów, w których Messi czy Ronaldo przegrywali niż triumfowali.

Dlatego nic nie równa się z mundialem. Zresztą, niech najwięksi fani europejskich rozgrywek zadadzą sobie w sumieniu pytanie, czy wśród najwybitniejszych piłkarzy z przeszłości nie wymienią na pierwszym miejscu nazwisk Pele, Maradona, Zidane czy Beckenbauer, bo oni zdobywali mistrzostwo świata, a do głowy im nie przyjdzie, by powiedzieć Di Stefano, który Puchar Mistrzów zdobywał pięciokrotnie.

Messi i Ronaldo jak Vivan Woodward?

Komu dziś mówi cokolwiek nazwisko Vivian Woodward? Mi też nic, ale sprawdziłem. W 65 meczach w barwach Anglii zdobył 88 goli.W statystykach goli na międzynarodowej arenie byłby drugi na świecie, gdyby jego bramki w reprezentacji amatorskiej, grającej z najlepszymi zespołami z reszty świata na igrzyskach olimpijskich zrównać z tymi, uzyskanymi w pierwszym zespole. Zresztą tych "zawodowych" goli zawodnik, który nigdy za grę w piłkę nie brał pieniędzy, strzelił dla Anglii 29 i przez 47 kolejnych lat był najskuteczniejszym zawodnikiem w historii reprezentacji Dumnych Synów Albionu.Jego średnia 1,26 gola na mecz wygląda dziś bajecznie, przy skuteczności Messiego czy Ronaldo.

W dodatku Woodward był dwukrotnym mistrzem olimpijskim w czasach, gdy ten tytuł był synonimem mistrzostwa świata i jeszcze wygrywał Mistrzostwa Brytyjskie rozgrywane między Anglia, Walią, Irlandią i Szkocją. To był wtedy odpowiednik dzisiejszej Ligi Mistrzów, czyli elitarne rozgrywki na najwyższym poziomie.

Oczywiście osiągnięcia Woodwarda są nieporównywalne do Messiego i Ronaldo. W igrzyskach olimpijskich w 1908 r. uczestniczyło ledwie pięć reprezentacji, a cztery lata później jedenaście. Ale warto pamiętać, że dla ówczesnych kibiców to był "cały piłkarski świat".

A jeśli Liga Mistrzów nie przetrwa?

I tak jak dzisiejszy świat piłkarski wygląda zupełnie inaczej niż ten sprzed wieku, tak zupełnie inaczej futbolowy glob toczyć się będzie w przyszłości. I wydaje mi się, że nie będziemy na to czekać zbyt długo.

Już teraz Azja staje na czele zmian, które mają zmienić geografię piłki nożnej. Nie, nie chodzi o to, że Chińczycy zrealizują swój plan i zostaną mistrzami świata. Chodzi o zupełnie coś innego. Dziś na stole leży propozycja Klubowych Mistrzostw Świata i Ligi Światowej, która ma złamać europejski monopol na najważniejsze rozgrywki piłkarskie i zmusić Stary Kontynent do częstszej rywalizacji z innymi. Dziś działacze z Azji myślą już z dużym wyprzedzeniem, by u siebie zbudować rynek piłkarski bogatszy niż w Europie. Wiedzą, że prędzej czy później ściągnął do siebie najlepszych piłkarzy świata, dzięki wyższym pensjom i niższym podatkom niż u nas.

Za 20-30 lat może już nie być Ligi Mistrzów. Może powstanie światowa Superliga, w której prym będą wiodły kluby z Chin, Indii i USA tylko dzięki temu, że będą czerpać swoje przychody ze znacznie większych i zasobniejszych reklamowo rynków krajowych niż europejskie?

Nie znam odpowiedzi na pytanie, kiedy to nastąpi, ale istnieją poważne przesłanki, że to wcale nie tak odległe. Że dzisiejszy świata piłkarski dla naszych wnuków będzie wyglądał jak taki sam skansen, jak dla nas świat Woodwarda. I wtedy gdy będziemy opowiadać wnukom o wielkich wyczynach Ronaldo i Messiego w Lidze Mistrzów, niewiele z tego rozumiejący wnuk odpowie: "Dziadek, ty chcesz porównywać jakieś regionalne rozgrywki do mistrzostw, którymi żyje cały świat?"

Bo mundial przetrwa. W takiej czy innej formie, ale przetrwa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.