Mistrzostwa świata 2018. Mecz Polska - Kolumbia - wynik 0:3. Po fazie grupowej żegnamy się z mundialem. Koniec marzeń Polaków

Reprezentacja Polski już po drugim meczu fazy grupowej może pakować walizki i szykować się powoli do wylotu z Rosji. Biało-czerwoni przegrali z Kolumbią 0:3 i nie mają już żadnych szans na awans do fazy pucharowej. Ostatnie grupowe spotkanie, z Japonią (28.06), będzie dla piłkarzy Adama Nawałki zgodnie z tradycją starciem o honor.

Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. W niedzielę w Kazaniu piłkarze reprezentacji Polski mieli udowodnić, że zespół, który na mistrzostwach Europy we Francji dotarł do ćwierćfinału, jest mocniejszy od poprzedników z 2002 i 2006 roku i nie powtórzy niechlubnego mundialowego schematu biało-czerwonych.

Adam Nawałka zapewniał, że wnioski z porażki z Senegalem wyciągnął i przeciwko Kolumbii zobaczymy biało-czerwonych, których chcieliśmy oglądać od początku turnieju. Z nadziejami na sukces i wolą walki, której momentami w meczu otwarcia po stronie Polaków brakowało. Selekcjoner po raz pierwszy od czasu objęcia kadry przeprowadził gruntowną rewolucję w składzie, udowadniając, że w drużynie nie ma świętych krów. Zmieniło się nie tylko ustawienie - z 4-4-2 na 3-4-3 - ale i piłkarze. Liderzy Arkadiusz Milik, Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki mecz zaczęli na ławce, podobnie jak autor samobójczego trafienia w starciu z Senegalem Thiago Cionek. Polot i świeżość w grze Polaków mieli wprowadzić ci, którzy w wywalczeniu awansu na mundial wkładu nie mieli żadnego lub niewielki - Jakub Bednarek, Bartosz Bereszyński, Jacek Góralski oraz Dawid Kownacki.

Podopieczni Nawałki rzucili się do walki...

Po niedzielnym remisie Japonii z Senegalem biało-czerwoni wiedzieli, że w starciu z Kolumbią nie mogą pozwolić sobie na kolejną wpadkę. Porażka automatycznie eliminowała zespół z turnieju. Czuć było od pierwszego gwizdka, że Polacy są naelektryzowani, że chcą zrewanżować się kibicom za falstart sprzed kilku dni. Podopieczni Nawałki rzucili się na Kolumbijczyków od samego początku, a na skrzydłach zagrożenie tworzyli bardzo aktywni Kownacki i Zieliński. Imponował też aktywny pressing całej drużyny, która nie pozwalała wyprowadzić szybko piłki rywalom.

Po intensywnym początku inicjatywę zaczęli jednak przejmować Kolumbijczycy. Groźnie pod bramką Wojciecha Szczęsnego zrobiło się w 20. minucie, kiedy świetnym prostopadłym podaniem Juan Quintero uruchomił Abela Aguilara. Na nasze szczęście pomocnik Kolumbii nie opanował futbolówki, jednak było to pierwsze poważne ostrzeżenie dla polskiej defensywy. Kolejne przyszło kilkadziesiąt sekund później po dwójkowej kontrze Radamela Falcao i Juana Cuadrado, którą złym ostatnim podaniem zmarnował klubowy kolega Kamila Glika.

... ale bez pomysłu. Jak Yerry Mina wykorzystał Szczęsnego

Biało-czerwoni grali prostymi środkami, z pominięciem drugiej linii. I choć nie można było im odmówić walki, w rozegraniu akcji brakowało tempa. Ataki były statyczne i nie zaskakiwały niczym podopiecznych Jose Nestora Pekermana, którzy zaczęli tworzyć coraz groźniejsze sytuacje. Nerwowo w naszym polu karnym zrobiło się ponownie w 35. minucie. Cuadrado wkręcił w ziemię Macieja Rybusa, podszedł z piłką do linii końcowej i płasko zagrał przed bramkę, gdzie futbolówkę przytomnie wybiła polska defensywa. Takiej koncentracji zabrakło niestety cztery minuty później. James Rodriguez głęboko dośrodkował w szesnastkę, a niepewne wyjście Wojciecha Szczęsnego wykorzystał uderzeniem głową Yerry Mina. Zawiódł też środek obrony, który pozostawił stopera Kolumbii bez żadnego krycia trzy metry przed polską bramką. Na przerwę Orły Nawałki schodziły przegrywając 0:1, i był to niestety wynik w pełni zasłużony.

Yerry Mina na 0:1

Panie sędzio, karny! Falcao i Arias kontra Lewandowski

Po zmianie stron Polacy nie prezentowali się lepiej, a Kolumbijczycy spokojnie prowadzili grę. Nawałka, widząc bezradność swoich piłkarzy, jeszcze przed upływem godziny gry dokonał pierwszej zmiany. Kownackiego, który poza kilkoma pierwszymi minutami nie pokazał nic wartego uwagi, zastąpił na boisku Kamil Grosicki. To jednak nie piłkarz Hull City, a Grzegorz Krychowiak do spółki z Robertem Lewandowskim stworzyli w 58. minucie najlepszą dla Polaków okazję w meczu. Pomocnik posłał długie, kilkudziesięciometrowe podanie za linię obrony do napastnika Bayernu, a ten w sytuacji sam na sam z Davidem Ospiną uderzył prosto w kolumbijskiego golkipera.

Polacy próbowali, szarpali, ale brakowało jakości. Nie pomógł też sędzia Cesar Ramos, który w 69. minucie nie podyktował ewidentnego rzutu karnego za faul Falcao i Santiago Ariasa na Lewandowskim.

KarnyKarny screen

Na kolanach przed kolumbijskim koszmarem - Falcao i Cuadrado

Najgorsze jednak dopiero miało nadejść. Nadzieje biało-czerwonych na walkę o wyjście z grupy zostały ostatecznie zabite pomiędzy 70. a 75. minutą. Najpierw Wojciecha Szczęsnego pokonał Falcao, a potem po kapitalnym podaniu Jamesa na 3:0 podwyższył Cuadrado. Przy obu golach polski bramkarz nie miał żadnych szans. Niewiele brakowało, a po chwili padłaby czwarta bramka dla Kolumbijczyków, ale po uderzeniu piętą Mateusa Uribe piłkę z linii bramkowej wybił Jan Bednarek.

W końcówce na boisko Adam Nawałka wpuścił Kamila Glika, który potyczkę z Senegalem opuścił z powodu urazu barku.

Żegnajcie, mistrzostwa

Nie tak kibice i piłkarze wyobrażali sobie mistrzostwa w Rosji. Miała być walka o historyczny wynik, o nawiązanie do sukcesów kadry z lat 1974 i 1982, tymczasem znowu reprezentacja Polski kończy udział w turnieju na fazie grupowej. Zawiedli wszyscy, tak trener, jak i piłkarze. Czas rozliczeń przyjdzie po meczu z Japonią.

Euro 2020

Więcej o:
Copyright © Agora SA