Choć w pierwszych minutach to Argentyna przejęła inicjatywę, Chorwaci nie mieli większych problemów z neutralizacją ich poczynań. Sampaoli postawił na ustawienie z trójką obrońców i możliwie zagęszczonym środkiem, jednak dużo większa ruchliwość ze strony ich oponentów skutkowała paraliżem ataków Albicelestes. Nadal jednak w pierwszej połowie wyprowadzanie piłki przez Argentyńczyków było jeszcze dość sprawne. Starali się oni rozciągać linie Chorwatów i docierali w okolice 30-40 metra od bramki Subasicia. Brakowało jednak pomysłu na zagranie piłki w strefę bezpośredniego zagrożenia. Akcje Messiego i spółki spowalniały, co dawało graczom Dalicia szansę na zagęszczenie strefy z piłką i zaostrzenie pressingu. Zawodnicy argentyńscy, szukający często wykończenia indywidualnego byli w takich sytuacjach bez szans.
Z biegiem czasu Chorwaci coraz bardziej opanowywali sytuację. Duet Modrić - Rakitić wykonywał tytaniczną pracę, zaś na wypadek, gdyby Argentyńczycy przedarli się przez pierwszy szereg, ubezpieczał ich jeszcze Brozović. Choć ich skuteczność w pojedynkach nie była oszałamiająca (Brozović miał tylko 2 udane odbiory na 8), odpowiednie ustawianie się względem siebie i agresywny atak w kierunku zawodnika z piłką skutecznie paraliżował poczynania rywali. Argentyńczycy nie byli w stanie zareagować bardziej aktywnym przemieszczaniem się bez piłki i stwarzaniem dodatkowych opcji podania. Zaczynali z kolei angażować coraz więcej zawodników w rozprowadzanie ataków, co odbijało się coraz bardziej na stabilności w defensywie. Dysponujący znacznie bardziej kreatywnym środkiem Chorwaci po przejęciu piłki byli w stanie wykorzystać powstałe na tyłach Argentyny luki. Coraz śmielej poczynali sobie też w coraz wyższym pressingu, na który ich oponenci nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi.
Widać było bowiem, że Argentyna niewiele ma wspólnego z zespołem. Już wyprowadzanie piłki spod własnej bramki kulało i skutkowało graniem na uwolnienie, zaś na połowie rywali o zawiązaniu akcji składającej się z większej liczby podań nie było co marzyć. O ile Chorwaci tracili piłkę przede wszystkim ryzykując szybkimi atakami, tak Argentyńczycy robili to przede wszystkim szukając akcji indywidualnych. I choć to Chorwaci częściej tracili piłkę, zwłaszcza na własnej połowie (19-10 w takich stratach), to jednak byli znacznie bardziej efektywni w jej odzyskiwaniu. Kiedy to następowało, byli w stanie szybko przenosić ciężar gry na połowę rywala. Trzy z ich kontr zakończyły się strzałami. U Argentyńczyków - ani jedna. Choć Albicelestes byli bardzo efektywni w akcjach indywidualnych i wygrali aż 80 procent dryblingów, ich rywale byli w stanie szybko zabezpieczać takie akcje, zanim była ona sfinalizowana.
Chorwacja do cna wykorzystała zależność Argentyny od Messiego. Największa gwiazda południowoamerykańskiej ekipy została wzorowo zneutralizowana przez rywali, którzy sytuacyjnie często przekazywali sobie indywidualną opiekę nad nim. Choć zwykle najbliżej znajdował się Brozović, kiedy był on zajęty w innym sektorze boiska, głębiej schodził Rakitić, przejmując obowiązki szóstki. W ten sposób udało się po pierwsze ograniczyć liczbę podań, które docierały do Messiego (było ich tylko 30 przez cały mecz), a po drugie utrudnić mu zagrywanie piłek do partnerów, kiedy już otrzymał on zagranie. To wystarczyło, by zupełnie sparaliżować ataki Argentyńczyków. Pozostali zawodnicy bowiem nie byli w stanie wziąć na siebie ciężaru gry. Żaden z zawodników ofensywnych nie spróbował zagrać piłki kluczowej więcej niż raz, nikt z nich nie przekroczył też 80 procent celności podań. Choć jeśli idzie o pojedynki Albicelestes królowali niepodzielnie (na ziemi wygrali blisko 60 procent z nich), nie byli w stanie zadziałać jako kolektyw. I z kolektywem sromotnie przegrali.