Mundial 2018. Ziemia jest piłką. A po planecie mundial goście krążą takimi szlakami, że nie nadążysz

Leo przyleciał do Soczi z Portoryko i ma dwa pytania: dlaczego Lewandowski chce odejść z Bayernu. I czy jego kolega Toni nie rozczaruje się Malborkiem.

- Lewandowski chyba potrzebuje nowego wyzwania. Ale Malbork? Skąd wam się wziął Malbork?

– Paweł, my w Portoryko mamy książki – uśmiecha się Leo. Po pięćdziesiątce, w koszulce niebieskiej jak meczowa Urugwaju. I na Urugwaj się zanosiło, gdy zaczął się przedstawiać od: „Jestem z takiego małego kraju…

- Ja wiem!

…który bardzo źle gra w piłkę – dokończył. I tu Urugwaj odpadł. – W Portoryko na poziomie jest tylko koszykówka, baseball. I czasami Ricky Martin. Piłka, szkoda gadać – macha ręką Leo. Portoryko nigdy nie awansowało nawet do Złotego Pucharu CONCACAF, a co dopiero do mundialu. Ale kto powiedział, że trzeba mieć drużynę w mundialu, żeby pojechać na mundial. Zapytajcie Chińczyków, którzy inwazję na rosyjskie mistrzostwa robili nie tylko z powietrza, ale i koleją transsyberyjską.

Leo przyjechał do Soczi na mecz Hiszpanii z Portugalią. Chciał być w Kazaniu na Polska-Kolumbia, ale jak mówi: „Wy Polacy wszystko wykupiliście”. Co nie jest prawdą, bo Polacy są w tym mundialu na razie niewidoczni w porównaniu do Kolumbijczyków. I pewnie w Kazaniu się zakręci na trybunach w okolicach remisu. Ale do Polska-Kolumbia jeszcze chwila. 

„Bilet na mecz sprzedałem. Był mi potrzebny tylko do wizy”

Kolega Leo, Toni, ten który pojedzie do Malborka i nie chce się rozczarować, też miał bilet na Hiszpania-Portugalia. Ale kto powiedział, że jak przyjeżdżasz do kraju w którym jest mundial i masz bilet na największy hit rundy grupowej, to rzeczywiście musisz pójść na mecz? Toni kupił ten bilet tylko po to, żeby łatwiej zdobyć wizę do Rosji, czyli FAN ID wydawane na czas mundialu. Dotarł do Soczi, bilet korzystnie odsprzedał i teraz jedzie dalej zwiedzać Rosję. Plan jest taki: jadą teraz na zachód i północ Rosji. Pierwszym przystankiem będzie Moskwa, tam jest jakiś mecz, na który pójdzie Leo, a reszta wycieczki , czyli Toni, jego żona i żona Leo – zwiedzać. Potem Toni z żoną już sami jadą do Polski. Do Malborka, bo go zachwyciło to co czytał o zamku. Do Torunia, bo Leo go poprosił, żeby zobaczył i mu opowiedział, jak jest w mieście Kopernika. Potem do Warszawy, a z niej do Krakowa. Toni już był dwa lata temu w Krakowie i Wieliczce razem z Leo, a teraz chciałby pospacerować krakowskimi uliczkami z żoną.

Przy stole siedzi jeszcze Victor z żoną Carmen Marią. Też z Portoryko, też daleki od futbolu. Koszykówka to co innego (- Pamiętasz igrzyska 2004, gdy koszykarze Portoryko pokonali Amerykanów?), niedawno był na Litwie i tam próbował się dostać na jakiś mecz koszykarski, bo zna litewskiego bzika na tym punkcie i chciał to przeżyć. Ale akurat żadnego meczu nie było. Carmen Maria na futbol zerknie od czasu do czasu. Ale naprawdę rzadko. Pamięta jakiś mecz, dwanaście lat temu, kiedy jakiś Francuz głową uderzył w klatkę piersiową Hiszpana, chyba Hiszpana. Zrobiło się straszne zamieszanie i bardzo to przeżyła.

„Gdy leżałeś nad brzegiem w Portoryko i idziesz na plażę w Soczi, to się zastanawiasz, czy to w ogóle jest plaża”

Soczi to było dla Leo, Toniego, Victora i żon miejsce zbiórki. Nadciągali z różnych stron. Victor i Carmen Maria od strony Kaukazu, przez Armenię i Azerbejdżan, gdzie zostali uziemieni na 12 dni, bo był jakiś problem z ich wizami do Rosji. Leo i żona wycieczkę po Europie zaczęli tym razem od Chorwacji, potem polecieli do Rygi. Tam już czekali na nich Toni z żoną, którzy z Miami polecieli do Wilna i stamtąd do Rygi. A potem razem z Leo i jego żoną do Sankt Petersburga i do Symferopola, gdzie wypożyczyli samochód i opadły im szczęki. – Nie spodziewałem się że zobaczę jeszcze w życiu coś tak pięknego jak Krym. Co za przyroda. Woda, góry, serpentyny. Oszałamiające – mówi Toni. Z Krymu przenieśli się do Soczi, tropem meczu Leo.

- Czyli nie dla plaż?

- Gdy przyjeżdżasz z Portoryko, to akurat plaże innego kraju cię specjalnie nie kuszą – mówi Toni. To byłoby trochę tak, jakby drwal jechał na urlop do leśniczówki. – A jak się wylegiwałeś nad brzegiem w Portoryko i idziesz na plażę w Soczi, to się zastanawiasz, czy to w ogóle jest plaża – mówi.

Z Australii tropem Belgii przez Rosję. I do Wrocławia

Siedzimy z portorykańską grupą w hotelowej restauracji na wzgórzu, z którego widać w dole Hyatt polskiej kadry. Nasz hotel jest malutki i na uboczu, ale już przez kilka pierwszych dni mundialu przewinęli się przez niego goście z kilku kontynentów. A przy recepcji pokaz sztuczek karcianych robił Michael z Australii. Ubrany w koszulkę Hiszpanii, bo ma też hiszpańskie korzenie. Ale na mundial nie przyjechał na mecze Australii ani Hiszpanii. Na Portugalia-Hiszpania był, ale fuksem, udało mu się kupić bilet pół godziny przed. Mundialową Rosję objeżdża tropem Belgii, która zaczyna turniej meczem w Soczi z Panamą, a skończy rundę grupową w Kaliningradzie starciem z Anglikami. – Potem pojadę do Wrocławia, do kumpla, i wracam na mecz 1/8 finału. A potem do Australii.

Dlaczego Belgia?

- Zapytaj Visha, on wybierał – Michael pokazuje na swojego przyjaciela o hinduskich rysach. – Chyba dlatego, że Belgia z atrakcyjnych drużyn wychodziła najtaniej – mówi. Hiszpanię udało się zobaczyć przy okazji. Teraz spróbują tak samo z Australią: jadą z Soczi do Samary pociągiem, półtora dnia, tam zapolują na bilety na Australia-Dania. A potem dalej Belgia, która w 1/8 może się znaleźć na kolizyjnym kursie z Polską. Więc kto wie - może jeszcze gdzieś tutaj zobaczymy, jak Michael tasuje karty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.