El. MŚ 2018. "Dla takich chwil warto żyć". Kolejny rozdział w historii kadry Nawałki zakończony sukcesem

"W życiu piękne są tylko chwile", śpiewał przed laty Dżem. A dla pięknych chwil warto żyć, co po meczu z Czarnogórą potwierdził Adam Nawałka. Chwil pięknych, jak i tych gorszych, w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Rosji było wiele.

Reprezentacja Polski kolejny raz udowodniła, że jest drużyną z najwyższej półki. W momencie, kiedy na piłkarzach Adama Nawałki ciążyła ogromna presja, ci nie zawiedli w najważniejszym meczu w tym roku. Pomimo kilkunastu minut gorszej gry potrafili się otrząsnąć, pokazać wolę walki i wyszarpać zwycięstwo, które dało reprezentacji Polski awans na mundial po 12 latach przerwy. To co wydarzyło się 8 października na Stadionie Narodowym w Warszawie, z pewnością pozostanie na długo w pamięci polskich kibiców. Innych momentów, tych lepszych i gorszych, w eliminacjach również było bardzo dużo.

Dwa zimne prysznice

Zaczęło się co najmniej zaskakująco. Teoretycznie wygrany mecz w Astanie na początek eliminacji, zmienił się w niemałą sensację. Drużyna, która na Euro 2016 zachwyciła całą Europę, nie poradziła sobie z reprezentacją Kazachstanu (2-2), która strzeliła biało-czerwonym dwie bramki. Balonik, który na mistrzostwach we Francji został napompowany do niewyobrażalnych rozmiarów, nagle zniknął.

Podobna sytuacja powtórzyła się we wrześniu, w meczu z Danią. Kiedy wszyscy myśleli, że reprezentacja Polski będzie w tych eliminacjach niepokonana, ta zebrała tęgie lanie w Kopenhadze (0-4). Na szczęście piłkarze Adama Nawałki pokazali, że przegrana z Duńczykami była jedynie wypadkiem przy pracy, a zespół Age Hareide, pomimo przekonującego zwycięstwa nad Polakami, do końca eliminacji oglądał nasze plecy.

Charakter w trudnych momentach

Chwile radości i chwile grozy przeżywaliśmy podczas meczów naszej reprezentacji w tych eliminacjach. Siłę i charakter naszej reprezentacji mogliśmy zobaczyć m.in . w meczu w Bukareszcie, gdzie przeciwko polskim piłkarzom zwróciło się niemal wszystko, a bardziej niż o wynik, baliśmy się o zdrowie naszych zawodników.

Petarda rzucona z trybun w meczu wyjazdowym z Rumunią (3-0) nie wybiła jednak naszej drużyny z równowagi, wręcz przeciwnie, zachęciła ich do walki. Robert Lewandowski, który był największym poszkodowanym tego przykrego wydarzenia, rumuńskim kibicom odpłacił się po kilkunastu minutach… zdobywając bramkę. To wydarzenie najlepiej obrazuje umiejętność reagowania reprezentacji Polski na niepowodzenia i przeciwności.

Wolę walki i zaangażowanie pokazaliśmy również w innych spotkaniach. Za przykład może tu posłużyć Czarnogóra. W każdym meczu z nią, były momenty, kiedy zwycięstwo wisiało na włosku. Za każdym razem udawało się jednak zdobyć trzy punkty. W marcu, w Podgoricy aż do 82. minuty trzeba było czekać na gola dającego zwycięstwo. Wówczas wygraną przypieczętował Łukasz Piszczek. Minęło nieco ponad pół roku i znów mecz, który nasi piłkarze teoretycznie mieli pod kontrolą, mógł zakończyć się tragicznie. Ale na szczęście tak się nie stało, w najważniejszym momencie nie zawiódł bowiem kapitan, Robert Lewandowski. Pomógł również los i bramka samobójcza jednego z rywali.

Twierdza na Stadionie Narodowym

Wygrana z Czarnogórą była 10. meczem z rzędu nie przegranym przez biało-czerwonych u siebie. Na te dziesięć spotkań, złożyło się aż dziewięć zwycięstw i zaledwie jeden remis, ze Szkocją (2-2), jeszcze w eliminacjach do Mistrzostw Europy we Francji.

W drodze do Rosji u siebie rozegraliśmy pięć spotkań. We wszystkich zdobyliśmy komplet punktów, aplikując przy tym rywalom aż 15 goli. Były zwycięstwa pewne - z Rumunią (3-1) i Kazachstanem (3-0), ale i takie, w których o wynik drżeliśmy do końcowych minut - z Danią (3-2), z Armenią (2-1), czy to ostatnie, najważniejsze, z Czarnogórą (4-2).

- To my musimy dyktować warunki na Stadionie Narodowym w Warszawie, który jest naszym domem - mówił przed ostatnim meczem w eliminacjach Adam Nawałka. I dyktowaliśmy, niemal za każdym razem. Podobnie jak na wyjazdach. A nawet jeśli coś nie szło zgodnie z planem, zazwyczaj i tak wszystko kończyło się dobrze, tak jak całe eliminacje.

Kolejny rozdział w historii naszej reprezentacji dobiegł końca. Niebawem rozpocznie się kolejny. W listopadzie reprezentacja Polski rozpocznie przygotowania do mundialu. Na razie jednak cieszmy się z tego, co jeszcze nie tak dawno wydawało się niemożliwe. Bo jak powiedział Adam Nawałka - „Dla takich chwil warto żyć. Trzeba mieć marzenia”.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.