El. do MŚ 2018. Dobrze w ataku, nierówno w obronie. Polska straciła więcej goli niż pół Europy

Polską reprezentację za awans na mundial trzeba chwalić, cieszyć się z jej skuteczności w ofensywie. W wygranym 4:2 meczu z Czarnogórą najbardziej nieprzewidywalna była nasza defensywa. Raz chciało się ją oklaskiwać, innym razem zgrzytać zębami. Polska w całych eliminacjach, do tej pory, straciła więcej goli niż 31 innych reprezentacji!

Skuteczności w ataku inni mogą nam pozazdrościć. Pierwsze nasza akcje meczu i pierwsze oddane strzały na bramkę rywali ostatnio kończymy golem. W Warszawie potrzeba było na to sześciu minut. W ostatnim, wyjazdowym  meczu z Armenią dwóch.

Gra z nominalnym jednym napastnikiem nikogo nie martwi. W ofensywie różnicę robią nasi skrzydłowi - Kuba Błaszczykowski i Kamil Grosicki. Oni asystują, sami strzelają gole, kluczowe podania  często daje też Łukasz Piszczek, pomysłowo dogrywa Piotr Zieliński. Polacy długo i dokładnie rozgrywają piłkę i co cieszy najbardziej, gdy przyspieszają to są tego efekty. Tak właśnie było w spotkaniu z Czarnogóra, przynajmniej w pierwszej połowie. W drugiej biało-czerwoni prowadząc 2:0 nieco zwolnili. Więcej pracy miała nasza defensywa. Podczas akcji rywali z Bałkanów kibice nie zawsze mogli być spokojni.

Kiksy, trawnik, stałe fragmenty

Gorące momenty naszym defensorom zdarzały się jeszcze w pierwszej partii. To w posłaną w pole karne piłkę nie trafił Kamil Glik, co dało gościom groźną okazję. Vladimir Jovović uderzył jednak za mocno. Tłumaczyć tą nieporadność odrywającą się murawą było ciężko. Innym razem ten sam Jovović minął w polu karnym obrońcę Monaco i asekurującego go Błaszczykowskiego. Też skończyło się bez konsekwencji. Z drugiej strony Glik kilka razy przecinał ważne podania rywali, dobrze współpracował z Michałem Pazdanem, który w kadrze ciągle gra na solidnym poziomie. 

Łukasz Piszczek jest złotem w ofensywie. Pod naszą bramką  wiele nie można mu zarzucić. Czarnogórcy na naszej prawej stronie boiska mieli trudne zadania. Oczywiście zdarzały się sytuację, jak ta z końca pierwszej połowy, w których Emrach Klimenta był przez Piszczka i Bereszyńskiego nieupilnowany. Piłkę zdołał uderzyć głową, po rzucie rożnym.

Stałe fragmenty gry  to jeden z elementów, na który ekipa Nawałki musi zwrócić szczególna uwagę. Pierwsza bramka dla Czarnogóry padła właśnie po kornerze. Biało-czerwoni tylko patrzyli jak futbolówka przelatuje nad ich głowami. Gola z przewrotki strzelił Stefan Mugosa, bardziej uciekał od niego niż przeszkadzał mu przy tym Piotr Zieliński. Przy drugim trafieniu piłka trafiła do nieobstawionego, stojącego na linii pola karnego Żarko Tomasevicia. Cała nasza defensywa była bliżej zawodnika podającego. Zabrakło agresywności, przeglądu pola, a może naszych uśpił korzystny wynik. To były jednak ładne i nieprzypadkowe gole rywali, ale też bramki zdobyte w pięć minut, bramki których dało się uniknąć. Tak jak kilka innych we wcześniejszych spotkaniach. W drodze do Rosji naszych bramkarzy pokonywali wszyscy nasi rywale.

Stracili więcej niż pół Europy

Niepokojące w całych tych eliminacjach jest to, że piłka do polskiej bramki wpadała bardzo często. Lider grupy E, który zdobył 25 punktów w 10 meczach stracił w nich 14 goli. To więcej niż inkasowały trzy kolejne ekipy. Dania w eliminacjach dała sobie wbić tylko 8, Czarnogóra 12, Rumunia 10. Patrząc na innych liderów grup, to nasze statystyki wyglądają bardzo blado. Stracone bramki Francuzów, Szwajcarów, Niemców, Anglików czy Hiszpanów można policzyć na palcach jednej ręki. Wszyscy pozostali zwycięzcy też tracili ich znacznie mniej. Co więcej, jeśli popatrzymy na trzy pierwsze ekipy każdej z grup, to okaże się, że do tej pory, żadna z nich nie straciła więcej goli niż biało-czerwoni. Aż 31 reprezentacji na 54 biorące udział w kwalifikacjach, jest pod tym kątem lepsza niż Polacy. Chociaż eliminacje do mistrzostw świata trwają do wtorku, to te statystyki zbytnio się nie zmienią.

Tuż po ostatnim gwizdku meczu z Czarnogórą Lewandowski i Nawałka na środku murawy długo wymieniali uwagi. Kapitan reprezentacji Polski kręcił głową, minę miał nietęgą. Prawdopodobnie nie bardzo mógł zaakceptować tego to co wydarzyło się pod koniec spotkania. Na mundialu w Rosji rywale, będą mocniejsi, skuteczniejsi, a szczęście nie zawsze się do nas uśmiechnie. Na razie trzeba cieszyć się, świętować i otwierać przyszykowanego szampana. Potem do tych 14 goli dobrze jeszcze raz wrócić.

Copyright © Agora SA