Kilka lat temu "The Guardian" sporządził listę "50 sportowych wydarzeń, które trzeba zobaczyć przed śmiercią". Na pierwszym miejscu znalazł się argentyński "Superklasyk", czyli odwieczny bój pomiędzy Boca Juniors Buenos Aires i River Plate. To coś na kształt antagonizmów pomiędzy FC Barceloną i Realem Madryt czy też Celtikiem Glasgow i Glasgow Rangers.
A wszystko rozbija się o podziały społeczne. River Plate to "Milionerzy", klub burżuazji, inteligencji i lokalnej magnaterii. Z kolei "Bosteros" reprezentują artystyczną biedotę dzielnicy La Boca. Choćby z racji silnie nakreślonej tożsamości większą popularnością w Argentynie cieszą się Boca Juniors. Bo kibice znad południowego Atlantyku lubią emocjonalne uniesienia, legendy i charakterne opowieści.
3 kwietnia 1905 roku pięciu włoskich imigrantów zebrało się na Plaza Solis, położonym w samym sercu La Boca, i założyło klub, który później ponad 30 razy zdobywał tytuł mistrza Argentyny. Na 106. urodziny "Bosteros" wypisali na sztandarach hasło: "Istniejemy 106 lat, ale miłość nie przemija". Z klubowymi uczuciami obnoszą się wręcz ostentacyjnie, co doskonale wyraża okalająca stadion La Bombonera dzielnica La Boca. W XIX wieku została przejęta przez włoskich imigrantów, głównie genueńczyków, którzy nadali jej obecny wygląd. Domy były zdobione farbami pozostałymi z malowania statków. Do dziś jest to miejsce barwnej rozmaitości. Prostytutki i stręczyciele mieszają się z ulicznymi artystami. Boca Juniors są ich najlepszym reprezentantem i zbiorowym buntem przeciwko skomercjalizowanemu porządkowi miejscowego establishmentu.
- To, co nazywamy "Boca", to pasja, miłość i charakter. To ludzie, którzy dają szczęście. I świadomość, że krew nie jest czerwona, a niebiesko-złota. W kotle emocji, jakim jest La Bombonera, wszystko jest możliwe - tłumaczy Facundo Ronchel, dziennikarz "Ole". - Gdy wychodzisz na mecz z Boca Juniors, boisz się, ale gdy wychodzisz na mecz z Boca Juniors na ich stadionie, boisz się podwójnie - rzucił niedawno Brazylijczyk Roberval.
Najważniejszym meczem sezonu jest oczywiście rywalizacja z River Plate. Po ustaleniu ligowego kalendarza wszyscy kibice zaznaczają dzień "Superklasyku" na czerwono. Na kilka dni przed odwiecznym bojem na ulicach dochodzi do starć, w których nierzadko giną ludzie. Bo tzw. argentyńskie "hinchady" to po prostu mafie, handlujące narkotykami, bronią i oczywiście biletami na mecze. Najbardziej cenieni są ci, którzy mają za sobą więzienną odsiadkę. To oni zawiadują stadionowym dopingiem, a także pomeczowymi burdami.
Kiedy w 2011 roku "Milionerzy" po raz pierwszy w historii spadli do drugiej ligi, kibice "Bosteros" rozpoczęli wielką fetę, która trwa do dziś. Poziom sportowy meczów Boca - River spada od lat , ale fani bawią się w najlepsze. Podziały przebiegają równo, niezależnie od wieku i kibicowskiego stażu. Albo jesteś "Bosteros", albo za "Milionerami". Nie ma stanów pośrednich. W turystycznych przewodnikach dzielnica La Boca do zwiedzania polecana jest jedynie rankami. Zapuszczenie się tam nocą w najlepszym wypadku kończy się rabunkiem. Za paradowanie w koszulce River Plate grozi śmierć.
W niedzielę kibicowska społeczność Argentyny będzie razem. Bez względu na klubowe sympatie wszyscy będą trzymać kciuki za "Albicelestes". W przypadku zwycięstwa święto potrwa nieco dłużej. Jeśli zaś Messi i spółka przegrają, od jutra znów będzie się mówić o "Superklasyku". W końcu obie drużyny rozpoczęły już przygotowania do nowego sezonu.