Holandia - Argentyna: Wzrokiem za nudziarzem, czyli Sneijder i van Persie w meczu z Argentyną

Holendrzy w meczu z Argentyną zagrali tak, że zasnęli wszyscy. Niczym nie wyróżnili się także Wesley Sneijder i Robin van Persie.

Granie w wolnym tempie bez przyspieszeń i kombinacji, oddawanie piłki do najbliższego zawodnika, a najlepiej do tyłu - to stało się symbolem obu drużyn w fazie pucharowej. Nie inaczej było w środę. Zarówno Argentyna, jak i Holandia nie miały żadnej szansy na grę z kontry, co lubią najbardziej. Do tego powolnego tła świetnie wpasowali się także zawodnicy obserwowani - lider Holandii w środku pola Wesley Sneijder oraz napastnik Robin van Persie.

Sneijder w ćwierćfinale przeciwko Kostaryce przynajmniej pchał piłkę do przodu i dwa razy trafił w poprzeczkę. W pierwszej połowie meczu z Argentyną do Arjena Robbena i van Persiego, gdy byli w dogodnej pozycji, podał dokładnie dwa razy. Rzuty wolne i rożne nic nie przynosiły, a Sneijder wyróżnił się tylko tym, że w 37. minucie po faulu Martina Demichelisa odniósł kontuzję i przez chwilę nie mógł grać.

Między 22. a 35. minutą Argentyna atakowała niemal cały czas, a jedyną rzeczą, jaką próbowała zrobić Holandia, było zagrywanie długich piłek do van Persiego. Ten jednak nie zachwycił, w pierwszych 45 minutach miał trzy celne podania do tyłu i siedem strat.

W drugiej połowie można było sobie przypomnieć, jak brzydka może być piłka nożna nawet z Messim i Robbenem na boisku, kiedy obie drużyny zamiast wygrywać, chcą tylko nie przegrać. Mijały kolejne minuty, a z nimi mijała nadzieja, że kiedykolwiek w tę środę jedni czy drudzy zaczną grać w kierunku bramki przeciwnika. Sneijder wykonał kolejnych sześć podań do przodu bez większego znaczenia - głównie do boku lub w środku pola. Jego dośrodkowania były nadal tragiczne.

Van Persie dotknął piłki osiem razy, trzy odegrał do tyłu, trzy stracił, raz wybił piłkę, a raz był na spalonym. Pierwszy raz w meczu podał celnie do przodu - a dokładnie do boku - dopiero w 96. minucie, tuż przed zejściem z boiska. Dopiero w dogrywce trochę więcej gry do przodu pokazał Sneijder, ale nadal nie było w tym nic ciekawego.

Sklinczowani taktycznie trenerzy zabili chęć gry w zawodnikach, których stawka poparzyła tak, że nie byli w stanie grać o bramkę. W wykonaniu Holendrów ciekawszy był już chyba bieg łyżwiarski na 10 kilometrów na igrzyskach zimowych w Soczi. A przecież co najmniej dwa pokolenia kibiców wychowały się na przebojowej, dominującej Holandii pełnej indywidualności. Tymczasem środowe męki przypominały triumfalne nudziarstwo z mistrzostw Europy w wykonaniu pamiętnych - głównie w ojczyznach - składów Danii czy Grecji.

Czy warto było w ten sposób wywalczyć finał? Czy ktoś będzie pamiętał, że dzień po słynnym 7:1 było makabryczne 0:0? Nie, bo liczy się skutek.

Zobacz wideo

STATYSTYKI HOLENDRÓW

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.