MŚ 2014. Messi i inni nie zawodzą - lekarze bohaterami mundialu

Miał być mundial pełen kontuzji, są mistrzostwa pięknej i nieustępliwej gry. Czy to dziwne, że piłkarze mający w nogach po 60 meczów w sezonie 2013/2014 w kończącej go imprezie wyglądają aż tak dobrze fizycznie? Nie, bo lekarze ich reprezentacji przywieźli do Brazylii apteki pełne legalnego dopingu. - Sami latamy na mecze z bagażem ważącym co najmniej 100 kg. Kto chce się liczyć, musi dziś inwestować w sztab medyczny - mówi Sport.pl lekarz polskiej kadry Jacek Jaroszewski.

Upały + duża wilgotność = kontuzje, zwłaszcza mięśniowe - tę formułkę powtarzaliśmy przed mundialem wszyscy. Zmęczone sezonem gwiazdy miały na mistrzostwach człapać. Oczywiście, niektórzy nie byli w stanie grać na swoim poziomie. Zawodził zmagający się z urazem Cristiano Ronaldo, kilku graczy wielkiego formatu przez kontuzje na mundial w ogóle nie przyjechało. Ale po 56 z 64 meczów tych mistrzostw wiemy już na pewno, że nie będą wspominane jako czas, w którym bohaterowie byli zmęczeni.

Co oni biorą? Cielęcą krew i grzebienie kogutów

Widząc, jak w końcówkach kolejnych meczów zwycięstwa Argentynie daje narzekający przed mundialem na zdrowie Lionel Messi, jak (anty)bohater Urugwaju Luis Suarez w miesiąc po operacji kolana strzela dwa gole Anglii, jak Holendrów do zwycięstw prowadzi ewidentnie niezmordowany Arjen Robben, trudno nie docenić pracy, jaką dla gwiazd wykonują lekarze i fizjoterapeuci. Brazylijskie mistrzostwa to zdecydowanie czas zwycięstw nie tylko zawodników i trenerów, ale również medycyny sportowej.

Czym taka różni się od zwykłej? Cóż, praktycznie wszystkim. Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt krótko przed mundialem obwieścił światu, że Franck Ribery zagrałby w Brazylii, gdyby zgodnie z jego radą stosował actovegin, czyli lek z surowicy cielęcej zatwierdzony do stosowania przez Światową Agencję Antydopingową. Lekarz Bayernu Monachium swoim zawodnikom aplikuje też zastrzyki z koziej krwi i z grzebieni kogutów. I nie jest jedynym, który to robi.

- Ta metoda jest znana od wielu lat. Bardzo pomaga w leczeniu chrząstki stawowej. Kwas hialuronowy, który długo pozyskiwało się właśnie z grzebieni kogutów, a który dzisiaj produkuje się już syntetycznie, jest stosowany w stanach przeciążeniowych. Daje świetne wyniki, bo choć nie odbudowuje chrząstki, to dobrze ją zagęszcza, odżywia - tłumaczy dr Jaroszewski. - Sam w Legii i na zgrupowaniach reprezentacji podaję ten lek do stawu, bo nie wyklucza z treningu, a natychmiast poprawia sytuację. Stany przeciążeniowe chrząstki głównie w kolanach i stawach skokowych to u piłkarzy bardzo częsty problem - dodaje lekarz.

Mueller-Wohlfahrt jest znany od lat, pomagał leczyć kontuzje takim gwiazdom jak Brazylijczyk Ronaldo, Niemiec Juergen Klinsmann, Anglik Michael Owen, wśród jego pacjentów byli też biegacz Usain Bolt i wokalista U2 Bono. Cena za sukces i sławę? Oczywista w tej branży - podejrzenia o faszerowanie pacjentów dopingiem.

Balans na granicy

Oczywista, bo skoro futbol wydaje na laboratoria i fachowców w nich pracujących miliony, skoro naukowcy tworzą profile biologiczne zawodników, monitorują stan ich organizmów przez 24 godziny na dobę, dobierają im diety i suplementy, a trenerom pomagają rozpisywać zajęcia, to naturalne staje się pytanie o granice. Czy lekarze pracujący w futbolu pewnych granic nie przekraczają? Czy są bardziej etyczni od kolegów pracujących z kolarzami i niemających przez to dobrej sławy?

Tu wątpliwości ma sama FIFA. Gdyby ich nie miała, cienia podejrzeń nie rzuciłaby przecież na piłkarzy Kostaryki. A zrobiła to, gdy czarny koń mundialu wygrał swój drugi mecz z rzędu, pokonując po Urugwaju zespół Italii. Wtedy na kontrolę antydopingową wezwanych zostało aż siedmiu graczy zwycięskiej drużyny.

Jaroszewski nie ma wątpliwości, że piłkarze Jorge Luisa Pinto formy nie zawdzięczają tylko jedzeniu ananasów (Kostaryka jest ich największym na świecie eksporterem). - W celu szybszej regeneracji powszechnie stosuje się suplementację węglowodanów powysiłkową i w trakcie wysiłku. Ale dziś praktycznie wszyscy stawiają na bardzo silne antyoksydanty. Np. na tzw. preparat TAD, czyli glutation, który skraca czas regeneracji, zmniejsza zmęczenie, ogólnie poprawia formę - mówi lekarz. - Cały czas toczą się dyskusje na temat tego preparatu, na razie jest dozwolony - dodaje.

Dozwolone, a tym samym również powszechne, jest stosowanie wyciągu z krwi cielęcej, które ma być szczególnie skuteczne w leczeniu świeżych urazów mięśniowych, zwłaszcza naderwań. - Leków jest bardzo dużo, rewelacyjnego działania większości nikt nie udowodnił, ale też nikt nie zrezygnował z tego, co pomaga w jakimś, choćby niewielkim stopniu - mówi Jaroszewski.

Latające apteki

Lekarze cały czas pracują, przeprowadzają badania i opracowują własne formuły mające przyspieszyć kurację sportowców. Jedni twierdzą, że w leczeniu kontuzji piłkarze powinni korzystać z komórek macierzystych swoich dzieci, inni badają czynniki wzrostu. Medyczny wyścig zbrojeń trwa w najlepsze.

- Reprezentacje mają coraz większe sztaby medyczne. My na mundialu nie gramy, ale też mamy specjalistów z różnych dziedzin. W każdej drużynie, która chce się liczyć, pracują dziś dietetycy i kucharze, a więc ludzie ważni w profilaktyce urazów, bo dbający o dobre odżywianie i suplementację. Mamy też osobę zatrudnioną do zarządzania tylko suplementacją - opowiada lekarz polskiej kadry. Na mundial w Brazylii prawie każdy zespół przyjechał z lekarzami różnych specjalności, w prawie wszystkich sztabach znajduje się radiolog, który na bieżąco robi zawodnikom usg., rozpoznaje urazy i reaguje. Choć reagować dużo wcześniej starają się jego koledzy. - W Legii w zależności od problemów zdrowotnych każdego piłkarza rozpisujemy mu dodatkowe, indywidualne treningi z fizjoterapeutami. W poprzednim sezonie Kuba Rzeźniczak przez kilka miesięcy miał problemy z mięśniami. Skończyły się, bo dodatkowo trenując, wzmocnił tę grupę mięśniową, która mu dokuczała - mówi Jaroszewski.

Przytoczony przykład nie jest niezwykły, pokazuje raczej właściwe postępowanie piłkarza i sztabu, który go prowadzi.

Ale w ostatnich latach lekarze pracujący w futbolu przeszli naprawdę długą drogę. - Co trzeci piłkarz nie ma więzadła skokowo-strzałkowego przedniego. To skutek urazów. Przez lata się tego nie leczyło, zawodnik do końca kariery musiał grać w "tejpie". Teraz dzięki odpowiedniemu treningowi stabilizacyjnemu wzmacnia się okolice stawu skokowego tak dobrze, że nie jest potrzebny zabieg operacyjny - opowiada lekarz.

Czy to wystarczy za dowód, że doktor piłkarzowi nie jest potrzebny już tylko po to, by dać znieczulający zastrzyk, bez którego w pewnych sytuacjach nie da się wyjść na boisko?

Oczywiście tzw. blokady nadal są stosowane, najpewniej na nich grał w Brazylii Cristiano Ronaldo. Ale dziś apteczka, do której pakował takie środki lekarz wyjeżdżający z drużyną na wielki turniej, zmieniła się w latającą aptekę.

- Pracując dla kadry, zawsze mamy ze sobą trzy skrzynie medykamentów po 20 kg każda. Do tego dochodzą przyrządy do fizjoterapii i rehabilitacji - lekko licząc 100 kg bagażu. A myślimy jeszcze o aparacie do usg., może warto go mieć - mówi Jaroszewski. Lekarza reprezentacji pytamy, ile ważył jego bagaż jeszcze kilka lat temu. - Na pewno pięć razy mniej - mówi. - W medycynie sportowej wszystko zmienia się równie szybko, jak w samej piłce - dodaje. Patrząc na wyczyny zawodników grających w Brazylii, nie mamy wątpliwości, że ma rację.

źródło: Okazje.info

Więcej o: