Nigeria - Argentyna. Messi, czyli powrót króla

W dwóch poprzednich spotkaniach Argentyny na mundialu ratował skórę swojej reprezentacji golami z innej planety. W obu przypadkach wybierany był piłkarzem meczu. Mimo to zewsząd słychać było lament, że niby nie wznosi się na poziom, do jakiego nas przyzwyczaił. Spotkaniem z Nigerią (3:2) dwoma obłędnymi golami rozwiał wszelkie wątpliwości. Leo Messi znów jest wielki.

Leo Messi już dawno wyczerpał pulę epitetów, którymi wypada opiewać jego grę. Najwięksi tego świata napisali sążniste peany na cześć filigranowego napastnika Barcelony. A on ani myślał się zatrzymywać. Bił kolejne rekordy, których przywoływanie dawno temu straciło sens, prąc do przodu w tempie dotąd nie odnotowanym. Aż do poprzedniego sezonu, kiedy dopadła go seria kontuzji. Nie potrafili powstrzymać go boiskowi rywale, więc kolos padł od kaprysów własnego organizmu. To była najmniej efektowna z kampanii "Atomowej Pchły" ostatnich lat, choć nie należy zapominać, że w 46 meczach zanotował 41 goli i 15 asyst.

Ostatnia szansa Leo?

W kluczowych momentach sezonu, kiedy już na dobre przegnał problemy zdrowotne, bladł wówczas, gdy drużyna potrzebowała go najbardziej. Niektórzy odważyli się na tezę, jakoby Argentyńczyk oszczędzał się na mundial, myśląc o mistrzostwach świata wręcz obsesyjnie. Bo przecież, żeby mógł wygodnie rozsiąść się na tronie króla argentyńskiego futbolu, musiał wreszcie zdetronizować dotychczasowego. A Diego Maradona, bo o nim przecież mowa, dał "Albicelestes" mistrzostwo świata. Namaszczony na jego następcę Messi miał skopiować wyczyn swojego mistrza, aby na dobre strącić go z piedestału. Turniej w Brazylii jawił się, jako ostatnia ku temu okazja, wszak za cztery lata Messi będzie już futbolowym nestorem po trzydziestce.

Zabrał się więc Messi do roboty od razu. Z Bośnią i Hercegowiną (2:1) oddał jeden celny strzał, ale za to zabójczy, który dał "Albicelestes" trzy punkty. Podawał z 80-procentową skutecznością, wykonując przy tym aż cztery kluczowe kopnięcia. Miał 97 kontaktów z piłką, w tym 7 udanych dryblingów. Został wybrany na zawodnika meczu, choć w ogólnej ocenie nie olśnił i nie porwał swojej reprezentacji do dobrej gry, co sam otwarcie przyznał w pomeczowej wypowiedzi. 27-latek wskazywał na błędny jego zdaniem wybór taktyczny Alejandro Sabelli (3-5-2 zamiast 4-3-3) i kluczową rolę Fernando Gago.

W drugim meczu dostał "Pintitę" w wyjściowym składzie i... znów nie porwał tłumów. Właściwie uczynił to tylko raz. W doliczonym czasie gry zdobył gola, który Iranowi (0:1) odebrał wszelkie nadzieje, a golkiperowi rywali chęć do dalszych występów na mundialu. - Tego strzału nie obroniłoby nawet dwóch bramkarzy - cieszył się po meczu Sabella. - Karzełek potarł swoją lampę i wyczarował gola - dorzucił dość zabawnie Sergio Romero. Zanim jednak Messi zdobył jedynego gola meczu, po boisku znów jakby człapał, snuł się w tempie raczej spacerowym. Kibice Barcelony dostrzegali podobieństwa, zarówno w grze Messiego, jak i "Albicelestes". Bo drużyna Sabelli raziła nieporadnością i brakiem pomysłu niczym "Blaugrana" za czasów Gerardo Martino. W minionym sezonie w sytuacjach boiskowego klinczu 27-latek "Blaugrany" nie zbawiał. Do 91. minuty meczu z Iranem wydawało się, że Argentynę dopadnie podobna przypadłość. Nie dopadła. Messi błysnął geniuszem.

Nawet dziadek nie był zadowolony

Mimo kolejnej nagrody dla piłkarza meczu, wielu wątpiło, znaki zapytania opierając na ogólnych wrażeniach optycznych. Twierdzono, że snajper z Rosario już nie unosi się nad murawą, a jedynie po niej chodzi, jak zwykły śmiertelnik. Inni dodawali, że w pojedynczych zrywach mija tylko dwóch, podczas gdy w swoim szczytowym momencie odprawiał z kwitkiem co najmniej pięciu rywali. Zmagający się z pozaboiskowymi problemami Argentyńczyk (błędy w zeznaniach podatkowych - urzędowi skarbowemu winien jest ok. 30 mln euro - czy nieprawidłowości przy organizacji meczów towarzyskich jego fundacji) dzielnie znosił wszystkie narzekania i insynuacje, w wywiadach podkreślając dobro reprezentacji i konieczność podołania presji. Christo Stoiczkow, była legenda Barcelony, podnosił ostatnio problem ciężaru, jaki spoczywa na barkach asa "Albicelestes". - Presja ciążąca na Leo jest straszna. Wszyscy mówią tylko o nim. A co, inni nie grają? - pytał retorycznie Bułgar. Ba, sytuacji nie ułatwiał nawet... dziadek Messiego. - Jestem szczery. Moim zdaniem Leo gra dość słabo. Nie biega jak wcześniej, nie przekonuje mnie - powiedział Antonio Cuccitini.

W meczu z Nigerią (3:2) 27-latek nie pozostawił żadnych wątpliwości. To był najlepszy występ Argentyńczyka od dłuższego czasu. Zaczął od gola, kiedy w 3. minucie dobił piłkę po strzale Angela di Marii. Chwilę później znów chciał szarpnąć w swoim stylu, ale został zablokowany. W międzyczasie Nigeria doprowadziła do wyrównania, ale Messi nie ustawał w swoich staraniach. Wręcz przeciwnie, jak przystało na kapitana napędzał niemal każdą akcję ekipy Sabelli. W 9. minucie posłał świetne podanie do Gonzalo Higuaina, ale napastnik Napoli trafił tylko w boczną siatkę. W 15. minucie doskonale dostrzegł Sergio Aguero, ale strzał "Kuna" został zablokowany. Świetnie także współpracował z Gago, który przez Sabellę został ustawiony wyżej niż dotąd, aby "Atomowa Pchła" miała więcej swobody i przestrzeni do rozpędzenia się. W 25. minucie z dużą fantazją minął trzech rywali, oddał piłkę do Angela di Marii, ale piłkarz Realu Madryt strzelił obok nigeryjskiej bramki. Jednak najlepsze miało dopiero nadejść. W 44. doskonale przymierzył z rzutu wolnego, ale piłkę lecącą prosto w okienko sparował na rzut rożny Vincent Enyeama. Trzy minuty później był już bezradny. Messi niemal skopiował swoje poprzednie uderzenie, jakby uznając, że to po prostu musi się udać. Do szatni schodził z bilansem trzech strzałów (wszystkie celne) i dwóch goli.

Ich wspólne marzenie

W drugiej połowie błysnął dwukrotnie, choć już bez efektu bramkowego. W 64. minucie Sabella uznał, że jego kapitan musi odpocząć. 27-latek miał 44 kontakty z piłką. Podawał z 88-procentową skutecznością, w tym trzykrotnie można było mówić o zagraniach kluczowych. Messi zanotował także trzy udane dryblingi. W oczy rzuca się liczba skompletowanych celnych przerzutów. Wychowanek Barcy miał ich aż pięć. Oczywiście został wybrany piłkarzem meczu. - Cudowne jest dzielenie naszego marzenia wspólnie z kibicami. Jestem szczęśliwy, że ta drużyna idzie do przodu - powiedział po spotkaniu napastnik z Rosario. Jeszcze w trakcie meczu Gary Lineker napisał na jednym z portali społecznościowych, że żaden piłkarz w historii nie ekscytował go tak, jak "Atomowa Pchła".

27-latek jest drugim argentyńskim piłkarzem, który strzelił gola w każdym meczu fazy grupowej mundialu. Pierwszym był Orestes Omar Corbatta. Dawno temu, bo w 1958 roku. W ostatnich ośmiu meczach "Albicelestes" Messi wpakował aż 10 goli. I być może najważniejsze - wychowanek Barcy jest drugim obok Diego Maradony argentyńskim piłkarzem, który strzelił cztery mundialowe gole dla Argentyny z rzędu. "Boski Diego" może się bać na poważnie. Jego niezagrożona dotąd pozycja bożyszcza reprezentacyjnych kibiców chwieje się jak nigdy dotąd. Messi właśnie rozpoczął swój marsz po mundialowe złoto.

Więcej o:
Copyright © Agora SA