Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2014. Hiszpania: pożegnanie i powitanie

Pisanie w takim momencie, że Hiszpania ma przyszłość, zakrawa na bezczelność. A jednak, żegnając jedną z najwspanialszych drużyn w historii futbolu, nie mogę nie zauważyć, że ma ona wspaniałych następców - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

KONKURS! Zobacz decydujące mecze MŚ w niezwykłej jakości!

27 czerwca 2006 roku, Hanower, prawie dokładnie osiem lat temu. Na mistrzostwach świata w Niemczech Hiszpania gra z Francją. W pierwszym składzie wychodzą Iker Casillas, Xavi, Xabi Alonso, Sergio Ramos, Cesc Fabregas i David Villa, na ławce siada Andres Iniesta. Nazwiska brzmią znajomo, a przebieg wydarzeń również wydaje się podobny do ubiegłotygodniowego meczu Hiszpanów z Holendrami. Prowadzona wówczas przez Luisa Aragonesa drużyna obejmuje prowadzenie po rzucie karnym Villi, ale tuż przed przerwą wyrównuje Ribery. Hiszpanie próbują rozgrywać akcje - skąd my to znamy - cierpliwie utrzymując się przy piłce, jeszcze w 78. minucie Joaquin uwalnia się spod opieki Abidala i uderza w boczną siatkę, ale dwie minuty później Vieira pokonuje Casillasa w zamieszaniu po rzucie wolnym Zidane'a, który w swoim stylu pieczętuje klęskę Hiszpanów już w doliczonym czasie gry. Hiszpania odpada z turnieju, ale Hiszpania - jak się rychło okaże - ma drużynę, która zdominuje światową piłkę na kolejne osiem lat.

Alex Ferguson mówi, że historia piłki nożnej toczy się w czteroletnich cyklach. Oznacza to, że osiem lat to w futbolu nie jedna, ale dwie epoki. Od czasu dominacji reprezentacji Urugwaju z lat 1924-1930 historia nie zna drugiego przypadku tak długiego utrzymywania się jednego zespołu na szczycie. Zanim więc przeczytamy, nie wiadomo który raz, opowieść o końcu tiki-taki i końcu pokolenia, zauważmy, że tak długie jego trwanie było rodzajem cudu, a Paweł Wilkowicz słusznie przypomina na swoim blogu słowa Zbigniewa Bońka, że także rzadkim przykładem kultury bycia razem.

Walka o odbiór

Problem Hiszpanii na tym mundialu nie różnił się wiele od problemu Barcelony mniej więcej od czasu, gdy wiosną 2013 r. została rozgromiona przez Bayern. Był to problem zachowania piłkarzy, kiedy nie są przy piłce. Pytania do rachunku sumienia dla trenera del Bosque, jeśli będzie miał się stawić przed jakimś odpowiednikiem rady trenerskiej PZPN, która swego czasu chciała przesłuchiwać Leo Beenhakkera: jak jego zawodnicy biegali, jak naciskali przeciwnika, jak i z jakim skupieniem walczyli o odbiór piłki po stracie. Statystyki z pierwszego meczu wyglądały ponuro: tylko Xavi przebiegł więcej niż 10 kilometrów; w sumie cała drużyna hiszpańska pokonała dystans o 11 kilometrów krótszy niż reprezentanci Chile w spotkaniu z Australią. W środę różnica była jeszcze wyraźniejsza.

Oczywiście Hiszpanie nie poddali się bez walki. To była, jak napisał Michał Zachodny , bitwa na pressing: walkę o odbiór podejmowały obie strony, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów oglądaliśmy zawodników hiszpańskich naciskających nawet na bramkarza rywali - starali się, jak mogli, tyle że nie byli w stanie ukryć swoich słabości, do których należały kruchość linii defensywnej i kryzys bramkarza. Zgoda: to Xabi Alonso stracił piłkę w środku pola, co pozwoliło Chilijczykom wyprowadzić swój ukochany szybki atak, ale obrońcy nie potrafili pomocnika Realu zaasekurować. Przeciwnikowi przecież zdarzały się podobne straty, za każdym razem jednak było komu naprawić błąd kolegi.

Mimo intensywnego pressingu piłkarzy Jorgego Sampaioliego Hiszpanie próbowali grać płynnie. W 36. minucie np. drużyna wymieniła cztery-pięć podań z pierwszej piłki, przechodząc przez chilijskie zasieki, ale dośrodkowanie z lewej strony chybiło celu. Inną metodą były więc długie podania - również padające łupem chilijskich defensorów. W końcu idee się skończyły, a energia wyczerpała - inaczej niż Chilijczykom, którzy jak na dawny zespół Marcelo Bielsy przystało, grali szybko, agresywnie i zdecydowanie. Podawane przez FIFA statystyki - nie tylko przebiegniętych kilometrów, ale także szybkości, w jakiej obie drużyny się przemieszczały - ostatecznie okazały się miażdżące na korzyść piłkarzy Jorgego Sampaioliego.

Odszedł król, nadchodzi król

Dzień mundialowej klęski był równocześnie ostatnim dniem panowania Juana Carlosa, zastępowanego na tronie przez księcia Filipa. Niewykluczone, że odejdzie także Vincent del Bosque, prawie na pewno kariery reprezentacyjne zakończą Xavi czy Casillas. Zauważmy jednak, że Hiszpania ma przyszłość. Zobaczyliśmy ją np., kiedy przed rokiem drużyna U-21 wygrywała mistrzostwo Europy: podziwialiśmy Illaramendiego, zestawianego już z Xabim Alonso, Thiago Alcantarę porównywanego z nieobecnym w meczu z Chile Xavim, a w końcu Isco, w którym niejeden dostrzega następcę Iniesty. A przecież w tej drużynie grał jeszcze Morata, z kolei w drużynie do lat 20 - Jese.

W Las Rozas, ośrodku treningowym hiszpańskiej federacji, odbywają się co miesiąc trzydniowe sesje dla najzdolniejszych młodych piłkarzy - w ciągu ostatnich dziesięciu lat uczestniczyli w nich bodaj wszyscy piłkarze kadry del Bosque i przedstawiciele kolejnych pokoleń - nawet ci najmłodsi, z drużyny U-15, poznają się bliżej i uczą się ze sobą grać na zgrupowaniach w Las Rozas. W ostatnich latach Hiszpania wygrywała nie tylko mistrzostwa Europy i świata, ale także turnieje młodzieżówek wszystkich szczebli. A jej piłkarzy rozchwytywano na całym świecie. W tekście na stronie Soccerissue znalazłem informację o tym, że aż pięciu niemających jeszcze 23 lat i niepowołanych do kadry Hiszpanów, wartych jest ponad 15 milionów euro każdy. Na mundial pojechali de Gea i Koke, a przecież oprócz nich są jeszcze Inigo Martinez, Alberto Moreno czy wspomniany Isco. A także Iker Munian, Suso, Daniel Carvajal, Gerard Deulofeu, Oliver Torres czy Sergi Roberto.

Pytanie, na które będą musieli sobie odpowiedzieć ich szkoleniowcy, dotyczy oczywiście przyszłości tiki-taki. Czy ten system jest reformowalny i trzeba tylko wrócić do jego korzeni, tzn. jak było na początku wzbogacić posiadanie piłki intensywnym pressingiem, czy - jak większość triumfujących dziś zespołów postawić na grę bardziej bezpośrednią i z kontry. Koke, który w środę wyszedł na drugą połowę w miejsce Xabiego Alonso, jest podopiecznym Diego Simeone. Potrafi jedno i drugie.

Czy Vicente del Bosque powinien być dalej selekcjonerem reprezentacji Hiszpanii?
Więcej o:
Copyright © Agora SA