Belgia - Algieria. Czarny koń czy faworyt? Belgia rozpoczyna marsz po medal

Po Chile, Kolumbii i Szwajcarii we wtorek mundial zainauguruje kolejny czarny koń - Belgia. Chociaż czy za czarnego konia może jeszcze uchodzić drużyna naszpikowana indywidualnościami, którą przed turniejem bukmacherzy postawili na piątym miejscu w kolejności do zdobycia tytułu, a walkę o medal wróżą jej też zazwyczaj wybredni i powściągliwi kibice w kraju? Jako pierwsza wyobrażenia o sile "Czerwonych Diabłów" zweryfikuje Algieria - mecz o godz. 18 czasu polskiego.

Wiele wskazuje na to, że Belgia naprawdę dysponuje wystarczającymi atutami, by we wtorkowym meczu rozpocząć marsz po wysoką lokatę, co oznaczać może powtórkę sprzed 28 lat i awans do półfinału.

Jest klimat

Mało wylewni z natury Belgowie zwariowali na punkcie swojej reprezentacji jeszcze długo przed mundialem. A właściwie to jeszcze przed początkiem kwalifikacji, gdy w sierpniu 2012 w prestiżowym sparingu "Czerwone Diabły" pokonały Holandię 4-2. Rozpoczęła się moda na kibicowanie, malowanie twarzy, samochodów, a gdzieniegdzie całych budynków. Bilety na mecze reprezentacji w Brukseli znikały w ciągu kilku godzin, a miejscowość Geel (niderl. żółty) zmieniała tablice na rogatkach na Rood (niderl. czerwony).

Wówczas powszechną euforię podsycały sprawne działania zatrudnionej przez związek piłkarski agencji kreatywnej, która wymyślała kolejne "wyzwania" i zabawy między fanami i ich idolami. Dzisiaj dodatkowe bodźce nie są już konieczne - czarno-żółto-czerwone flagi wiszą na każdym rogu, a firmy skracają dzień pracy, gdy mecz drużyny narodowej rozpoczyna się o 18. Po dwunastu latach nieobecności na wielkich imprezach głód sukcesu jest ogromny. Takiej atmosfery nie było tutaj nawet podczas współorganizowanego przez Belgię Euro 2000.

Jest drużyna

Pozytywny klimat udziela się drużynie. Kadra przebywa ze sobą już trzy tygodnie, a mediom nie udało się wytropić najdrobniejszej choćby rysy na wizerunku z gruntu różnorodnej, ale zjednoczonej wobec wspólnego celu grupy. Nieoceniona w tym zasługa Marca Wilmotsa, który superutalentowane indywidualności zjednał swoją wizją ofensywnego i dominującego futbolu. Nie musiał przy tym rezygnować z żadnego z zawodników "dla dobra drużyny" - poza kontuzjowanym Christianem Benteke w Brazylii są wszyscy najlepsi. Są mistrzowie Hiszpanii Courtois i Alderweireld, jest mistrz Anglii Kompany i wicemistrz Mignolet, strzelający ostatnio jak na zawołanie Romelu Lukaku oraz genialny nastolatek Adnan Januzaj.

Jakkolwiek zresztą Wilmots skomponuje skład na Algierię, to będzie to przegląd gwiazd najsilniejszych lig Europy. U każdej z tych gwiazd mógł ostatnio nastąpić zupełnie uzasadniony wzrost ego, a mimo to reprezentacja jest monolitem, co udowodniła w ostatnich sparingach, z Luksemburgiem (5:1), Szwecją (2:0) oraz Tunezją (1:0). Świadomość, że Marc Wilmots właśnie przedłużył kontrakt do następnych mistrzostw świata, dodatkowo cementuje zespół.

Jest numer "10"

Poczynając od Thibaut Courtoisa, z którym w bramce Belgia jeszcze nie przegrała, praktycznie każdy z "Czerwonych Diabłów" może rozstrzygnąć losy meczu. Ale tylko jeden z nich zagra z numerem "10" i tylko za jednego Paris St. Germain gotowe jest wyłożyć 75 milionów euro. Jeśli ktoś ma sobie poradzić z taką presją, to właśnie Eden Hazard. "To jest piłkarz, który może strzelać decydującego karnego w finale przy stutysięcznej publiczności i w ogóle się tym nie stresować" - mówi o nim Christian Benteke.

Hazard szybko wydoroślał, jako czternastolatek wyprowadził się z Belgii do szkółki francuskiego Lille. Siedem lat później został wybrany na gracza roku Ligue 1, dostał propozycję nie do odrzucenia od Chelsea i stał się najdroższym belgijskim piłkarzem w historii. Dzisiaj, mając 23 lata, jest liderem teamu Mourinho, a w głosowaniu zawodników Premier League na najlepszego piłkarza sezonu ustąpił tylko Luisowi Suarezowi.

Żonaty, ojciec dwójki dzieci, sportowym trybem życia niezmiennie rozczarowuje tabloidy. Trzy lata temu, zmieniony w meczu kwalifikacyjnym zamiast do szatni lub na ławkę rezerwowych udał się na hamburgera. Potem jeszcze rozdmuchiwany był incydent w Anglii z zadziornym chłopcem do podawania piłek, który piłki podać nie chciał, więc Hazard postanowił ją spod niego wykopnąć. Ot dwie anegdoty, których nawet nagminne wypominanie nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Czy odporność psychiczna pójdzie w parze z błyskiem geniuszu na boiskach Brazylii? Liczy na to cała Belgia, która czeka na naprawdę wielki mecz Hazarda w narodowych barwach.

Czego nie ma?

Szukanie dziury w całym mogłoby przynieść zaskakujące, lecz niekoniecznie uprawnione wnioski. Poza wspomnianym Benteke drużynę Wilmotsa omijają kontuzje i dzięki temu dysponuje on równowartościowymi zmiennikami de facto na każdej pozycji. Jedyny zarzut, który można postawić "Czerwony Diabłom", to brak doświadczenia. Racja, ze średnią wieku poniżej 26 lat Belgia jest jedną z najmłodszych reprezentacji w Brazylii i tylko Daniel Van Buyten ma na koncie występy na mundialu.

Jeszcze niższa średnia wieku nie przeszkodziła jednak chociażby Niemcom brylować cztery lata temu w RPA, a jak przeceniane bywa piłkarskie doświadczenie, udowodnił w ostatni piątek wynik Hiszpanii. Belgowie w obecnym składzie grają zresztą ze sobą od lat i najwyższy czas, by sprawdzili się na dużej imprezie. Legendarny Jean-Marie Pfaff, filar drużyny z mundialu w Meksyku, mówi wprost: "Jeśli ci piłkarze nie wyjdą z grupy, to mogą zacząć szukać innego zawodu". A później, po wyjściu z grupy, możliwe jest już przecież wszystko.

Vlogerzy Sport.pl - Belgia wcale nie taka mocna?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.