24 lata temu debiutująca na mistrzostwach świata Kostaryka ograła Szkocję i Szwecję, a Brazylii uległa tylko 0:1 i sensacyjnie wyszła z grupy. W 1/8 finału dostała lekcję od Czechosłowacji (1:4), ale dla maleńkiego kraju z Ameryki Środkowej do dziś jest to największy sukces w historii. W końcu więcej tam wulkanów niż porządnych boisk.
Trenujący Kostarykę od trzech lat Kolumbijczyk Luis Pinto do pierwszego spotkania - z Urugwajem - podszedł rozsądnie: postawił zasieki z pięciu obrońców i dwóch cofniętych pomocników. Z przodu szczęścia mieli próbować Bryan Ruiz i Joel Campbell. Pierwszy nie poradził sobie w Fulham, które wypożyczyło go PSV. Drugi od trzech lat jest piłkarzem Arsenalu, ale w jego barwach nie rozegrał jeszcze ani jednego spotkania i tuła się po Europie. Anglicy wypożyczyli go najpierw do Lorient (Francja), potem do Realu Betis (Hiszpania), a rok temu do Olympiakosu Pireus (Grecja).
Dla porównania trener Urugwaju Óscar Tabárez w ataku wystawił najlepszego piłkarza ostatniego mundialu Diego Forlana i Edinsona Cavaniego, za którego PSG zapłaciło Napoli ponad 60 mln euro, czyli więcej niż warta jest cała drużyna Kostaryki. Dla piłkarzy Luisa Pinto już remis byłby sukcesem, bo nigdy w historii nie wygrali z Urugwajem. Ale Pinto na przekór wszystkiemu wierzył w zwycięstwo. Tak samo jak prezydent Kostaryki Luis Guillermo Solis, który wytypował wynik 2:1.
W 22. minucie Junior Diaz faulował w polu karnym Diego Lugano, a z 11 metrów trafił Edinson Cavani. Do przerwy wynik się nie zmienił. W szatni Kostaryki nie było krzyków. Pinto był spokojny i zadowolony z przebiegu pierwszej połowy, bo mimo defensywnego ustawienia jego drużyna stworzyła sobie kilka dobrych szans. Blisko szczęścia był zwłaszcza Joel Campbell, który lewą nogą z przeszło 30 metrów straszył urugwajskiego bramkarza. A Urugwaj mimo prowadzenia rozbijał się o defensywę Kostaryki.
W 54. minucie Campbell trafił. Dostał podanie w pole karne z prawego skrzydła, przyjął piłkę na klatkę i huknął. Muslera nawet nie drgnął. Trzy minuty później było 2:1 dla Kostaryki, bo po pięknej główce do bramki trafił Óscar Duarte. Urugwaj atakował, ale nie potrafił znaleźć sposobu na ruchliwą obronę rywali. W całym meczu czwarta drużyna ostatnich MŚ oddała tylko trzy celne strzały. Tabárez nie zdecydował się ratować Luisem Suarezem, który do Brazylii przyleciał z kontuzją kolana. W 84. minucie trzecią bramkę dla Kostaryki zdobył Marcos Urena. W doliczonym czasie Maxi Pereira zamiast w piłkę wycelował w nogi najlepszego na boisku Campbella i dostał czerwoną kartkę. Urugwaj był wściekły i bezradny.
- Takich błędów jak dziś nie popełniliśmy w ciągu ostatniego roku. Nie mamy już marginesu na kolejne błędy - powiedział po meczu Tabárez.
Kostarykańskie media po meczu przypomniały, że jednym z najpopularniejszych haseł w kraju jest "pura vida", czyli "pełnia życia". I że nawet wtedy, gdy trafia się do grupy śmierci, nie można o tym haśle zapominać. Slogan przywędrował do Kostaryki wraz z meksykańskim filmem "Pura vida" (1956). Główny bohater zasłynął z tego, że używał tytułowego sformułowania nawet w sytuacjach, do których ono nie pasowało - chwalił nim jedzenie, ludzi, sytuacje. Teraz "pura vida" jest częścią kostarykańskiej kultury. Wielu zastąpiło nim "dzień dobry" i "do widzenia".
- Mamy ogromny szacunek dla Urugwaju, ale dziś jego piłkarze niczym nas nie zaskoczyli. Byliśmy w stanie grać to, co chcieliśmy - przyznał po meczu Pinto.
Teraz przed jego piłkarzami kolejna misja niemożliwa - 20 czerwca zagrają z Włochami. Cokolwiek by się stało, i tak zrobili już więcej, niż się spodziewano.