Mundial 2014. Kto kibicuje Bośni i Hercegowinie? Bo jedna trzecia jej obywateli - nie

Tylko dwie trzecie mieszkańców Bośni i Hercegowiny będzie dziś w nocy kibicowało swojej drużynie w pierwszym w jej historii meczu na piłkarskich mistrzostwach świata. Resztę bardziej podniecają występy Włoch czy Anglii. Początek meczu Bośni z Argentyną o północy polskiego czasu, relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE na telefony.

Bośnia i Hercegowina to państwo trochę na niby. Po rozpadzie Jugosławii i krwawej wojnie bałkańskiej z początku lat 90. pod nazwą "Bośnia i Hercegowina" udało się stworzyć podmiot łączący ze sobą Federację Bośni i Hercegowiny oraz Republikę Serbską (nie mylić z Serbią ze stolicą w Belgradzie). Serbowie w BiH (w całym państwie jest ich 35 proc.) mają własną konstytucję, własne koleje, własną stolicę w Banja Luce. Oraz wielkie ambicje, by stać się samodzielnym państwem, uznanym przez społeczność międzynarodową.

W kupie Boszniaków (czyli muzułmanów), Chorwatów i Serbów w Bośni i Hercegowinie trzyma głównie wspólna władza centralna narzucona traktatem z Dayton oraz paniczny strach wspólnoty międzynarodowej przed rozpadem kraju i kolejną wojną.

Poczucie jedności obywateli Bośni i Hercegowiny wzbiera falami. Pierwszą - malutką - wywołał nieoczekiwany awans na mundial. Drugą - zimowe protesty przeciwko biedzie i bezrobociu. Trzecią była fala powodziowa, która wiosną tego roku przyniosła w kraju zniszczenia porównywalne z tymi, jakich dokonała niedawna wojna. Gdy wydawało się, że czwarta fala - mundialowa - będzie największa, okazało się, że nic z tego. Znów bośniaccy Serbowie wspólną drużynę mają w nosie.

Gdy w październiku ubiegłego roku Bośniacy wygrali z Litwą i zapewnili sobie awans na mistrzostwa świata, ten biedny i rozdzierany wewnętrznymi konfliktami kraj wreszcie dostał powód do wielkiej radości. Na ulice Sarajewa i innych miast wyszły tłumy, które bawiły się do białego rana. - To zwycięstwo jest dla mnie wszystkim! Kocham ten sport, takie chwile dają mi promyk nadziei na lepsze życie w tych strasznych czasach - mówił przez łzy Sanja Mandić, 51-letni lekarz ze stolicy kraju. W części kraju zamieszkanej przez Serbów radość była skromniutka, ale wiceprezydent Republiki Serbskiej Emil Vlajki zdobył się na ciepłe słowa: - Awans do elity to sukces narodowy. Nie ma znaczenia, co osiągniemy w Brazylii. Brawo!

Ponad podziałami etnicznymi protestowano za to w lutym. Powód - bieda, bezrobocie i brak perspektyw na to, że będzie lepiej. Manifestanci aktywniejsi byli w Sarajewie, Tuzli czy Mostarze, ale i w serbskiej Banja Luce odbyły się demonstracje sfrustrowanych ubóstwem mieszkańców. - Jesteśmy głodni w trzech językach - głosił popularny w kraju transparent.

Jakby tego było mało, wiosną Bośnię i Hercegowinę (a także sąsiednie Serbię i Chorwację) nawiedziła katastrofalna, niewidziana tam od ponad stu lat powódź. Tragedia na chwilę rozmyła narodowościowe podziały. Wielu mieszkańców pomagało sobie nawzajem, zapominając o tym, że przed 20 laty strzelali do siebie.

Entuzjazm wynikający z tego, że Bośnia i Hercegowina o północy polskiego czasu rozpocznie swój pierwszy mecz na piłkarskich mistrzostwach świata, rozkłada się bardzo nierównomiernie. Ulice Sarajewa i innych miast zamieszkałych przez Boszniaków pełne są ludzi w koszulkach drużyny narodowej, wywieszono flagi. W Banja Luce - cisza i spokój, a miejscowe media występom Bośni i Hercegowiny poświęcają znacznie mniej miejsca niż faworytom mundialu. Zupełnie ignorują fakt, że w Brazylii gra zespół z ich kraju.

Bośnia i Hercegowina po latach wielkich nieszczęść czeka na swój wielki dzień. Czy raczej - wielką noc.

Więcej o:
Copyright © Agora SA